Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 14

Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Скачать книгу

      Może i on powinien stanąć w podobnej prawdzie o sobie i swoim małżeństwie. Tyle że kochał Justynę i zamierzał o nią walczyć. Ze wszystkimi, którzy staną mu na drodze.

      A to oznaczało, że również z sobą samym.

      – Janek jest śmiertelnie nudny w łóżku. – Zaśmiała się głośno, trochę wulgarnie.

      Zawstydzony Piotr rozejrzał się, czy nikt jej nie usłyszał i czy nikt im się teraz nie przyglądał, ale na szczęście jej słowa zniknęły w ogólnym zgiełku, a wszyscy wokół zdawali się być skupieni na swoich sprawach.

      Tymczasem ona dodała, już nieco bardziej stonowanym głosem:

      – Po prawdzie zawsze był kiepskim kochankiem. A ja zbyt długo udawałam, że jestem w stanie do tego przywyknąć.

      – I co zamierzasz? – spytał.

      – Zamierzam zacząć wszystko od początku – powiedziała, a potem przeprosiła go, chcąc zamówić sobie kolejny koktajl.

      Kiedy wróciła, zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem i rzuciła:

      – Może byś wreszcie powiedział coś o sobie, przystojniaku? Dlaczego żonaty facet, któremu podobno zależy na żonie, spędza czas w takim miejscu i z nieznajomą?

      Głupie, ale dobre pytanie przeszło mu przez myśl.

      – Nie wiem, od czego zacząć… – odpowiedział zakłopotany.

      – Od początku.

      – Od dzieciństwa? A może śmierci ojca?

      Przyjrzała mu się uważnie, jakby zastanawiała się, czy mówi poważnie, czy sobie z niej żartuje.

      A potem otworzył się przed nią. Tak bardzo, że zawstydził się własnej szczerości, ale z każdym wypowiedzianym słowem, z każdą wyartykułowaną pretensją do życia, czuł coraz większą ulgę.

      I nawet nie potrafił ocenić, czy ją to wszystko nudzi i słucha tylko z udawanym przejęciem, czy naprawdę jego opowieść ją jakoś porusza.

      Atmosfera, mimo poważnych tematów, rozluźniła się. Alkohol zrobił swoje i dziewczyna zaczęła się do niego kleić.

      To nie tak miało być.

      Zdecydował się, że zamówi taksówkę i odwiezie ją do domu, zanim przyjdzie jej, albo im, do głowy coś głupiego, czego potem oboje, a zwłaszcza on, będą żałować.

      – Jezu, źle się czuję, pomóż mi, bo nie dojdę do domu… – powiedziała Kaja, wysiadając z taksówki.

      Piotr miał wrażenie, że taksówkarz uśmiechnął się pod nosem.

      Westchnął ciężko.

      – Niech pan chwilę poczeka – rzucił w kierunku kierowcy.

      Ten tylko skinął głową, dając do zrozumienia, że „ma się rozumieć”.

      – Jesteś pewna, że twojego męża nie ma w domu? – spytał Kaję, kiedy ta podpierała się na jego ramieniu.

      – Co? – spytała bełkotliwie.

      – Jesteś pewna, że twój mąż nie wrócił? – powtórzył głośniej. – Nie chcę się tłumaczyć za nas oboje.

      – Przestań. On uciekł. Z własnego domu – prychnęła. – Może powinnam to wykorzystać i… wymienić zamki? Co o tym myślisz?

      Zaczęła się głośno śmiać. Dowlekli się do drzwi klatki schodowej.

      – Nic mi do tego. Jaki jest kod na domofonie?

      – Dwanaście, klucz, dwa, zero, siedem, siedem. Nie, czekaj… – poprawiła się: – Dwa, zero, siedem, jeden.

      Wcisnął kombinację cyfr, czując jej gorący oddech na twarzy i ciepło przylegającego do niego ciała.

      – Poradzisz sobie dalej? – zapytał.

      – Nie poradzę – mizdrzyła się.

      Sprowadziła na dół windę. Weszli do środka, a ona wcisnęła przycisk z trójką. Jechali w milczeniu, ale ona uśmiechała się do niego zachęcająco.

      Był zły na siebie, że pod pozorem pomocy tak naprawdę akceptował napisany przez Kaję scenariusz. Tłumaczył sobie, że jest za nią odpowiedzialny, w każdej chwili może zrezygnować i w decydującym momencie będzie w stanie to uczynić, ale wiedział, że nie przyjdzie mu to łatwo.

      Nagle poczuł raz po razie wibrowanie telefonu. Kiedy ona szukała w torebce kluczy, on sięgnął po komórkę.

      Dopiero teraz zauważył, że miał dwa nieodebrane połączenia od Justyny. Przy wyciszonym telefonie i głośnej muzyce umknęło mu, że dzwoniła. A teraz przyszły te wiadomości.

      Pewnie musisz być cholernie zajęty, skoro nie stać cię na odebranie telefonu.

      Przecież mówiła wcześniej, że zatrzyma się na dwie noce u tej swojej Ewki, i prosiła, by uszanował fakt, że potrzebuje „odetchnąć od tego wszystkiego”, a teraz stroiła dodatkowe fochy.

      – Kurwa – zaklął cicho pod nosem, a potem przeszedł do drugiej wiadomości.

      Gdyby mamusia zadzwoniła, na pewno byś odebrał.

      Miał ochotę cisnąć telefonem o ścianę i rozpieprzyć go w drobny mak, ale się powstrzymał.

      – Wszystko w porządku? – zapytała Kaja i w tym momencie jej dłoń wydobyła triumfalnie z torebki klucze i oznajmiła ten fakt brzękiem.

      – Można tak powiedzieć – odparł niechętnie.

      Jeszcze chwilę zajęło jej znalezienie właściwego klucza, a potem drzwi mieszkania stanęły otworem.

      – Dobra, teraz sobie już na pewno poradzisz i oboje możemy spać spokojnie – stwierdził.

      – Chyba żartujesz. – Znowu się zaśmiała. Chwyciła go za dłoń i dosłownie wciągnęła do środka. – Nie chcę być sama.

      Chciał odpowiedzieć, że nie może, że żona czeka, że naprawdę już późno… Ale nie powiedział nic.

      Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi, Kaja zaczęła mu majstrować przy pasku i poluzowała spodnie.

      – Nie powinniśmy – bronił się jeszcze, ale nie odsunął jej od siebie.

      – Jakie to ma znaczenie, czy powinniśmy, czy nie… skoro chcemy? – zdobyła się na przytomne pytanie.

      W tym momencie nie

Скачать книгу