Filozofia religii. Отсутствует
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Filozofia religii - Отсутствует страница 33
Posłużę się analogiami matematycznymi. Ciągowi liczb całkowitych …–n, –(n – 1), …, –3, –2, –1, 0, 1, 2, 3, … można przypisać to, że każda liczba całkowita ma poprzednik i następnik. Jeśli ktoś zdefiniuje obiekt k jako taką liczbę całkowitą, która nie ma poprzednika, zdefiniuje pojecie liczby całkowitej w nowym znaczeniu. To jednak prowadzi do tego, że mamy standardowe liczby całkowite i niestandardowe liczby całkowite – dla prostoty pomijam tutaj kwestię, czy taka definicja jest możliwa z punktu widzenia aksjomatyki liczb całkowitych. Z drugiej strony liczby naturalne są zarówno standardowe, jak i niestandardowe. Pierwsze są elementami ciągu N = 0, 1, 2, 3, …, a drugie są większe od każdej standardowej liczby naturalnej. Jeśli powiadamy, że żaden element ciągu N nie jest większy od wszystkich standardowych liczb naturalnych, to nie możemy powiedzieć, że nie istnieje niestandardowa liczba naturalna większa od wszystkich standardowych. Ekwiwokacja polega na tym, że termin „liczba naturalna” co innego znaczy w przesłance (odnosi się do standardowych liczb naturalnych) a co innego w konkluzji (odnosi się do niestandardowych liczb naturalnych). Jest jednak tak, że aksjomaty Peano dotyczą zarówno standardowych, jak i niestandardowych liczb naturalnych, np. zasada, że każda liczba naturalna ma następnik.
Wracając do liczb całkowitych: to, że każda liczba całkowita ma poprzednik i następnik, stanowi cechę formalną determinującą pewien aspekt pojęcia liczby całkowitej, nieposiadany przez niestandardowe liczby całkowite (pomijając kwestię ich istnienia). Łatwo dostrzec analogię z pojęciem przyczyny. W świetle (1) nie ma bytów niemających przyczyn (analogony poprzedników liczb całkowitych), a w świetle (3) są takowe, tj. byty niestandardowe (analogony niestandardowych liczb całkowitych). Nie wyklucza to tego, że niektóre własności tego, co standardowe i tego, co niestandardowe, np. produkcja skutków, mogą być wspólne dla obu rodzajów przyczyn (w sferze ontologiczno-formalnej w sensie Ingardena). Natomiast prawomocność stwierdzeń o ewentualnych przyczynach niestandardowych na podstawie przesłanek o przyczynach standardowych zależy od dobrze ugruntowanej teorii formalnej lub empirycznej. A teologia, łącznie z pomysłami Wojtysiaka, takiej na razie nie dostarczyła. Moim zdaniem, nigdy nie dostarczy, bo taka jest natura materii filozoficznych i dyskusja zawsze będzie zależała od tego, co kogo przekonuje, z takich lub innych powodów, np. wyznawanych przekonań dotyczących religii. Niemniej jednak, trzeba postulować jakieś minimum teoretyczne, np. to, że należy badać argumentacje teologiczne z punktu widzenia prostych rygorów metodologicznych. Kwestia ekwiwokacji do nich należy. Wcale nie twierdzę, że Wojtysiak sądzi inaczej, ale wydaje mi się, że nie dostrzega należycie faktu, iż res ad principiam venit.
Jan Woleński
NIEPOPRAWNOŚĆ DOWODÓW NA ISTNIENIE BOGA[20]
Słowa kluczowe: argument, dowód, logika, nauka, teologia, uzasadnienie
Wstęp
Potoczne pojęcie dowodu nie jest ostre. Dowód to tyle, co uzasadnienie, ale nie jakiekolwiek, ale wystarczające. Można to zilustrować pojęciem dowodu w sądzie. Strona ma udowodnić swoje roszczenie w sposób wystarczający, a nie tylko je uzasadnić. W procesie karnym sąd wydaje wyrok na podstawie dowodów w powyższym sensie, a jeśli dysponuje tylko poszlakami niedającymi się przekształcić w dowód, sprawa jest umarzana. Wszelako warunki, jakie ma spełniać dowód w sensie prawniczym, nie są do końca określone, np. w procesie wedle prawa anglosaskiego świadek nie może się powoływać na to, co wie ze słyszenia. Z drugiej strony (także w kontekście prawa kontynentalnego) nie podlegają dowodowi fakty powszechnie znane. Potoczny punkt widzenia często uważa za dowód to, co ma siłę przekonującą. Gdy ktoś np. powiada, że dany argument go subiektywnie przekonuje, uważa, że jest w posiadaniu dowodu. W istocie, nazwy „dowód” i „przekonujący argument” są bliskoznaczne z punktu widzenia mowy potocznej.
To, czym jest dowód, ma niebagatelne znaczenie w dyskusjach na temat istnienia Boga. S. Kamiński (Kamiński 2017, s. 38–39) rozróżnia trzy pojęcia dowodu: (A) w sensie najszerszym („wszelkie uzasadnienie jakiejkolwiek tezy”); (B) w sensie ściślejszym („rozumowanie […] uzasadniające niezawodnie jakiś sąd na podstawie sądów wcześniej przyjętych”); (C) w sensie najściślejszym (dedukcja, czyli uzasadnienie jakiegoś sądu na podstawie sądów wcześniej przyjętych i takie, które korzysta z niezawodnych reguł logicznych). Rozumienie (A) odpowiada potocznemu pojęciu dowodu, sens (C) jest dobrze opracowany w metodologii nauk, natomiast (B) domaga się dalszego wyjaśnienia, tym bardziej, że właśnie ono ma charakteryzować tzw. drogi proponowane przez Tomasza z Akwinu. Jeśli (B) jest charakteryzowane jako np. redukcja czy abdukcja, to niezawodność takiej inferencji jest wątpliwa, ponieważ wniosek nie wynika z przesłanek. Wydaje się, że Kamiński lokował źródło niezawodności w filozofii tomistycznej, dokładniej w jej interpretacji egzystencjalnej20. Nie ma powodu, aby kwestionować ten punkt widzenia jako niedopuszczalny z zasady. Trzeba jednak przyjąć jego konsekwencje, by tak rzec, z dobrodziejstwem inwentarza, tj. mieć świadomość, że niezawodność dowodu w tym ujęciu silnie zależy od lokalnego stanowiska filozoficznego. Spór filozoficzny ma jednak inną naturę epistemologiczną od sporu naukowego. Nawet jeśli ktoś uznaje pierwszy z nich za rozstrzygalny, jest to rozstrzygalność inna, w każdym razie słabsza, od tej spotykanej w nauce (pojęcie nauki wystarczy ograniczyć do logiki, matematyki i przyrodniczych nauk empirycznych).
Z powyższych uwag wynika prosty morał. Dyskusja na temat istnienia Boga powinna minimalizować założenia filozoficzne (zapewne nie da się ich całkowicie wyrugować, np. zapatrywań metafilozoficznych, chociażby takich jak moje). Podobnie trzeba zawiesić osobisty stosunek do wiary. To oczywiste, że ateista lub agnostyk poszukuje argumentów przeciwko teizmowi, kierując się własnym światopoglądem, a teista stara się racjonalnie uzasadnić swój punkt widzenia. Tego rodzaju postawy muszą być jednak traktowane jako heurystyczne, a nie – uzasadniające. Jestem agnostykiem czy nawet ateistą (nie wchodzę tutaj w sens tych kategorii; por. Woleński 2004, s. 93–101), ale staram się nie korzystać z tego, że jestem niewierzący (dalej nie odróżniam agnostycyzmu od ateizmu). Pewien aspekt tej sprawy zostaje wyjaśnione przez następujący przykład. Niektórzy uważają, że pojęcie bożej wszechwiedzy jest wewnętrznie sprzeczne. Niech WB oznacza kolekcję prawd znanych Bogu. Rozważmy rodzinę wszystkich podzbiorów zbioru WB. Jest ona większa niż WB. To może sugerować, że Bóg wie mniej (lub więcej) niż wie, a więc jest niespójny, tj. ma wykluczające się cechy. Jednakże teista ma prostą odpowiedź, mianowicie że WB nie jest zbiorem, ale klasą w rozumieniu teorii mnogości, rozróżniającej zbiory i klasy.
20
Podobnie Wojtysiak w rozprawie