Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona - B.V. Larson страница 12
W końcu skinął głową i kazał wyjść wszystkim – oprócz mnie.
– Czytałem pański profil, Blake. Lubi pan kłopoty. Gdzie tylko się pan zjawi, rzeczy się psują, a ludzie wkurzają.
– Dlaczego więc mnie również pan nie wyrzucił?
Zmrużył oczy.
– Ponieważ wciąż myślę, że może się pan przydać. Wie pan, że walczę z Abramsem w kwestii startu okrętu. On chce wystrzelić go teraz, ja wolę czekać. Co pan myśli?
– Co zyskamy, czekając, sir?
Spuścił wzrok.
– Nie wiem – przyznał. – Odkąd sprowadził pan na Ziemię „Młot” i dał go mnie, kwestia ta zaprząta myśli każdego wysokiej rangi oficera. Dali mi tę dziurę pod dowodzenie w nagrodę, ale to mnie nie obchodzi. Istotne jest, co mamy zrobić z okrętem.
– Po co go budować, jeśli nie ma polecieć?
Pochylił się do mnie i ściszył głos.
– To ogromne ryzyko, nie widzi pan? Nie mamy pojęcia, jak zareagują kosmici. Mogą się zdenerwować i spuścić na nas bomby. Albo powitać nas z otwartymi ramionami. Ale jeśli na razie idzie nam dobrze, po co ich prowokować?
Uważnie przemyślałem swoją odpowiedź.
– Rozumiem pański dylemat. Ale musi pan wiedzieć, że jeśli nie wyrazi pan zgody na start, w końcu wymienią pana na kogoś, kto to zrobi.
Skinął powoli głową.
– Tak, doskonale to wiem. Co pan by zrobił, Blake?
– Są tylko dwie możliwości, sir. Polecieć albo wysadzić okręt.
– Rozmyślny sabotaż? To byłaby zdrada.
– Nie, jeśli naprawdę wierzy pan, że zależy od tego los Ziemi. Czy mogę odejść, sir? Nie podejmę za pana tej decyzji.
– Hmmm… Tak, oczywiście. Porozmawiamy rano.
To by było na tyle. Wstałem i wyszedłem z pomieszczenia.
Wiedziałem już jednak, którą drogę wybierze. Człowiek zbyt ostrożny, by pozwolić na start okrętu, który kazano mu zbudować, nigdy nie zdobyłby się na to, żeby go wysadzić.
Albo wyda zgodę na wystrzelenie okrętu fazowego, albo zrezygnuje ze stanowiska. Ziewnąłem, niezbyt przejmując się tym, która z możliwości się ziści. Ruszyłem z powrotem do swojego „apartamentu” na drzemkę.
9
Drzemka zmieniła się w głęboki sen. Byłem dość zmęczony i gdy w końcu się obudziłem, czułem, że jestem obserwowany.
Wtedy zobaczyłem światło. Małą, świecącą bursztynowo lampkę na ścianie naprzeciw mnie. Czy ktoś właśnie na mnie patrzył?
Podskoczyłem i otworzyłem drzwi. Usłyszałem kroki – kobiece kroki.
– Hej! Wracaj tu! Nie każ mi się gonić!
Kroki zwolniły i kobieta się odwróciła. Korytarze były dość ciemne, jednak od razu ją rozpoznałem.
– Robin? Wypuścili cię z czyśćca? Co udało ci się wynegocjować?
Powoli zawróciła. Wyglądała na jednocześnie poirytowaną i skruszoną.
– Nie powiesz im o tym, co? Na razie jestem na okresie próbnym.
Pokręciłem głową.
– Nie, ale nie myślałem, że lubisz podglądać. Jasne, jesteś dziennikarką, ale…
– Nie podglądałam. Po prostu nie wiedziałam, który pokój jest twój.
Udałem zdumienie.
– Zaraz… Mówisz, że zaglądałaś wszystkim do kwater? W całej tej sekcji?
– Nie, tego nie powiedziałam.
Zdążyła już podejść na tyle blisko, żebym mógł jej dotknąć. Może tylko śniłem, ale poczułem chęć, by to zrobić. Z trudem oparłem się pokusie, skrzyżowałem ręce na piersi.
– Nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. Jak wydostałaś się z tamtego pokoju i dostałaś tu?
– Czy to nie oczywiste? Podpisałam te ich cholerne papiery. Wszystkie. Mają mnie teraz na smyczy.
Skinąłem głową. Było to ewidentne, ale chciałem, żeby sama to przyznała.
– Dobrze więc, jesteś naszą specjalistką od PR, kiedy i jeśli projekt zostanie odtajniony. Jakie obowiązki masz teraz?
– Zapoznanie się z projektem i jego uczestnikami.
– Dostałaś własną pryczę?
– Nie, mam mieszkać w jednym z budynków na zewnątrz bazy.
– Dlaczego pozwalają ci tu chodzić samej?
Wzruszyła ramionami.
– Tak naprawdę nie jestem sama. Wszędzie są kamery.
Rozejrzałem się po korytarzu. Rzeczywiście, tu i ówdzie widziałem kamery, ale to nie znaczyło, że ktoś nam się teraz przyglądał. Zwykle służyły głównie do przeglądania nagrań z przeszłości jako dowodów w śledztwach, a nie do permanentnej inwigilacji.
– I od razu poszłaś mnie szukać? Schlebiasz mi.
– Powiedziano mi, że doszło do sporu między szefostwem i że byłeś jego świadkiem.
Z uśmiechem zaprosiłem ją do ciasnego pokoju. Z wahaniem się zgodziła.
Usiedliśmy. Do wyboru było tylko jedno stalowe krzesło i moja prycza. Wybrałem krzesło, bo gdy siedziałem wyprostowany na pryczy, uderzałem głową w szafki nad nią.
– Tak mało miejsca? To absurd – jęknęła, siadając na moim małym, sztywnym łóżku.
– Wiem. Przykro mi, ale nic nie poradzę.
– Dokąd zmierza ten projekt, Leo? Wiem, że znasz szczegóły.
Rozważyłem opcje. Miała prawo wiedzieć co nieco, ale rozumiałem też, że generał Vega wolałby, abym nie mówił nikomu wszystkiego, co usłyszałem.
– Nie wolno mi o tym mówić – odpowiedziałem w końcu.
– Co? Wczoraj razem ryzykowaliśmy życie, a teraz nie uchylisz