Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona - B.V. Larson страница 13
Wiedziałem, że powinienem ją zepchnąć, ale każdemu heteroseksualnemu mężczyźnie przyszłoby to z trudem. Robin potrafiła być bardzo seksowna, gdy tylko chciała.
– Widzisz to okienko w ścianie? Mój pokój też takie ma. Na początku spanikowałam. Spytałam inną kobietę, jak można je wyłączyć. Oto, co mi pokazała.
Przycisnęła wnękę w ścianie i jej część zniknęła. Teraz widzieliśmy zewnętrzny korytarz.
Poczułem się nieswojo. Wciąż siedziała mi na kolanach i niekoniecznie chciałem, żeby widzieli to przypadkowi przechodnie.
– Nie martw się – powiedziała, położywszy mi rękę na kolanie. – Gdy odwrócisz polaryzację, nie mogą zajrzeć do środka. Są tylko trzy ustawienia: widok na zewnątrz, widok do wewnątrz i wyłączone.
– Dobra… Muszę przyznać, że to przydatne. Ale nie ma porównania z mówieniem o losie projektu.
– Pytam tylko po to, żeby lepiej pełnić swoją funkcję, gdy wszystko wyjdzie już na jaw.
– Będziesz musiała poczekać, aż tak się stanie.
Zaczęła gładzić mnie po szyi. Nie poddawała się szybko.
– Jak mogę cię przekonać, żebyś coś powiedział? – spytała słodko.
Nie odpowiedziałem od razu, ale serce zaczęło mi walić. My, mężczyźni, mamy swoje słabości.
Zaczęła mnie głaskać i całować. Nie czułem się całkiem komfortowo, szczególnie dwa metry od przezroczystej ściany. Co jakiś czas ktoś przechodził i sprawiał, że lekko podskakiwałem na krześle.
Nie pozwoliłem jej pójść na całość – to nie byłoby fair. Po prostu całowaliśmy się przez chwilę.
W końcu odsunąłem ją z powrotem na pryczę. Spojrzała na mnie ze zdumieniem.
– Przykro mi – powiedziałem.
Zdecydowanie się wkurzyła.
– Nigdy nie zamierzałeś mi nic powiedzieć, co? Zwodziłeś mnie! Pozwoliłeś, żebym zrobiła z siebie idiotkę!
– Daj spokój… Przecież mówiłem „nie”. Nie jesteś już dziennikarką, pamiętasz? Jesteś rzeczniczką prasową. Powiedzą ci to, czego będziesz potrzebowała do pracy.
Robin wyszła pospiesznie z pomieszczenia. Nie winiłem jej, ale ta reakcja wskazywała, że wciąż po cichu planowała upublicznić tę historię, niezależnie od tego, co podpisała.
Wplątała się w niebezpieczną grę, ale to był jej wybór.
Po kolacji, podczas której nikt się do mnie nie przysiadł, wróciłem do kwatery. Kazano nam zgłosić się o szóstej rano na odprawę.
Wyciągnąłem się na pryczy i nieco odprężyłem. Czułem wciąż perfumy Robin i żałowałem swojej decyzji. Postąpiłem słusznie, ale i tak żałowałem.
Światło na korytarzu przyćmiło się tak, by symulować noc. Ostatnie szaleńcze dni nieco mnie wyczerpały. Sen przyszedł łatwo, ale nie trwał długo.
W środku nocy na moją pryczę padł cień. Jak zwykle spałem lekko.
Spojrzawszy przez przejrzystą ścianę, zobaczyłem sporą sylwetkę. Wciskała coś przy oknie, czekała i znowu próbowała. Ktoś starał się zajrzeć do środka, ale bezskutecznie. Sztuczka Robin zadziałała.
Inny szczegół mnie jednak zaniepokoił. Byłem w kosmosie. Przez ponad rok żyłem wśród dzikich Kherów. Przez ten czas nauczyłem się ich rozpoznawać.
W większości wyglądali jak ludzie. Różnili się od nas nieco wzrostem i budową ciała. Duży Kher z planety o niskiej grawitacji mógł mieć ponad dwa metry wzrostu. Inne rasy były wielkości dzieci.
Nieważne jednak, jak wysocy, zawsze mieli w sobie coś obcego. Widziałem to wcześniej i rozpoznałbym wszędzie.
Patrząc na korytarz poprzez przezroczystą ścianę, wiedziałem jedno – ktokolwiek próbował mnie podglądać, nie był człowiekiem.
10
Gdy przebywałem na okrętach Kherów, nauczyłem się, że nocne wizyty zawsze zwiastują kłopoty. Często odwiedzali nas wtedy rywale, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt słabi, zmęczeni i powolni, by się obronić. W takich chwilach odbywały się nasze najbardziej zaciekłe walki o przywództwo.
Wśród Rebeliantów awansować można na dwa sposoby: albo dokonując heroicznego czynu, albo dowodząc, że jest się lepszym od innych, pokonując ich w walce. Często gdy wracałem z ledwie wygranej bitwy, spotykały mnie nie wiwaty, ale ataki z zaskoczenia. Wysoki status sprawiał, że człowieka szanowano, ale także czynił z niego cel.
Istota na korytarzu przestała majstrować przy oknie i ruszyła do drzwi. Tymczasem ja zerwałem się z łóżka, założyłem spodnie i buty, zarzuciłem kurtkę na niedającą się zgasić lampkę nocną.
Gdy drzwi do mojej kwatery otworzyły się, w środku panowała ciemność. Jedyne światło dochodziło z okna na korytarz.
Tajemnicza postać ruszyła do przodu, garbiąc się nieco w drzwiach. Była niezwykle cicha, jak na swoje rozmiary – natychmiast rozpoznałem w niej drapieżnika.
Te oczy… Błysnęło w nich światło z korytarza. Ludzkie oczy tak nie błyszczały. Wilcze, niedźwiedzie czy kocie – owszem.
Bez ostrzeżenia zaatakowałem intruza. Moja pięść wylądowała na pysku i usłyszałem odgłos łamiącej się kości.
Podniosły się szponiaste łapy, ale zrobiłem unik i kopnąłem bestię w brzuch. Miałem jednak przeczucie, że w ten sposób jej nie powstrzymam. Były tam same mięśnie.
Jedna z łap zwaliła mnie z nóg i rzuciła mną na ścianę. Odbiłem się od niej i przykucnąłem, ciężko dysząc.
Zwalista postać zatrzymała się i usłyszałem głos z translatora.
– Nie zmieniłeś się, Blake.
Osłupiałem.
– Ursahn? To naprawdę ty?
– Oczywiście. Tak dawno się nie widzieliśmy, że już mnie nie poznajesz?
– Jest ciemno. I nie spodziewałem się tutaj ciebie.
– No tak. Większość małp ma kiepski wzrok.
Ursahn dotknęła ściany i pokój rozjaśnił się. Zobaczyłem, jak stoi w drzwiach i rozmasowuje pysk.
Była kapitanem lotniskowca „Zabójca”, na którym służyłem we Flocie Rebeliantów. Przypominała kształtem i rozmiarem niedźwiedzia, ale znacznie mniej owłosionego.