Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona - B.V. Larson страница 19

Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona - B.V. Larson Rebel fleet

Скачать книгу

byli bardzo ciekawi Kherów i nawiedzających nasze niebo jednostek.

      – No nie wiem. Dowództwo nie chce nawet, żebym ja leciał, ale Kherowie nalegają.

      – Dlaczego?

      – Chyba mi ufają… To znaczy wierzą w moje możliwości.

      Roześmiała się.

      – Ciekawie się poprawiłeś.

      Zjedliśmy razem śniadanie i znów zaczynała mnie czarować.

      Jaki miała plan? Cholera wie.

      14

      Wydostanie okrętu z górskich tuneli i złożenie go w postawionym na powierzchni hangarze zabrało niemal tydzień. Każdego dnia zdarzały jakieś problemy i opóźnienia.

      Okręt nabierał kształtu, robił się długi, ciemny i złowieszczy. Jak dla mnie przypominał przede wszystkim atomowy okręt podwodny. Nie był jednak tak opływowy. Miał różnego rodzaju wypustki, sieci sensorów i jedno sporej wielkości działko z pękatą lufą, zwisające pod dziobem.

      Najdziwniejsze w działku wydawało się to, że nie miało otworu na końcu. To dlatego, że nie strzelało żadnymi pociskami – nie była to broń palna w tradycyjnym znaczeniu. Był to sporej wielkości zakłócacz, który uszkadzał odległe cele, rozrzucając ich cząsteczki między zwykłą przestrzenią a nadprzestrzenią. A przynajmniej tak to rozumiałem.

      Ursahn wracała jeszcze dwukrotnie do naszej bazy i pytała, czy potrzeba nam pomocy. Proponowała zrobienie większego szybu w skale poprzez wysadzenie jej z orbity. Oczywiście to zmiotłoby z powierzchni ziemi nadziemną część bazy, więc jej sugestie nie spotkały się z ciepłym przyjęciem.

      Do tego czasu dostaliśmy już instrukcje z Waszyngtonu, zgodnie z którymi mieliśmy zastosować się do życzeń kapitan Ursahn. Zapewne pociągnęła za sznurki – wszyscy obawiali się teraz Kherów, politycy również. Gdyby zażądała ucięcia naszych głów i usmażenia ich w oleju, te pierdzistołki pewnie na wszystko by przystały.

      W czwartek czekała nas kolejna niespodzianka z Waszyngtonu. Gdy wyciągnęliśmy już ostatnie części okrętu na powierzchnię, usłyszałem za plecami głos.

      – Leo ­Blake… Nie dziwi mnie, że już tu jesteś.

      Obróciłem się na pięcie, nie wierząc własnym uszom.

      – Doktor Chang?

      Serdecznie uścisnęliśmy sobie dłonie. Był starszym, mądrzejszym ode mnie facetem i razem przeszliśmy przez piekło. Należał do pierwotnej załogi „Młota”, ale straciłem z nim kontakt na ostatnie sześć miesięcy.

      – Cieszę się, że wciąż oddychasz, ­Blake. Można by się spodziewać, że ktoś w końcu będzie miał dość twoich sztuczek.

      – Mamy, doktorze – odezwał się generał Vega, usłyszawszy go. – Jeszcze jak.

      Odszedł, nie mówiąc nic więcej. Odwróciłem się z powrotem do Changa.

      – Skąd się tu wziąłeś?

      Machnął kciukiem za siebie. Na jednym z lądowisk stał helikopter. Nie było w tym nic dziwnego, ruch powietrzny był tu spory.

      Gdy jednak zobaczyłem grupę ludzi wychodzących ze śmigłowca, szczęka mi opadła. Oczywiście wszystkich ich rozpoznałem. Moja stara załoga.

      Byli tam Dalton z Samsonem i jak zwykle się o coś kłócili. Zanim przeszli kolejne dwadzieścia kroków, poróżnili się ponownie.

      Szukałem wzrokiem reszty. Zauważyłem Gwen, ale nie widziałem nigdzie Mii.

      Uśmiechnąłem się na tę myśl. Mia znajdowała się teraz lata świetlne od Ziemi, na swojej ojczystej planecie Ral. Ale gdy zjawiła się cała reszta, i tak odruchowo się za nią rozejrzałem.

      – Masz stracha, Leo? – spytała Gwen, gdy do nas podeszła.

      – Tak… – odparłem i ją przytuliłem.

      Gwen uścisnęła mnie mocniej niż jakakolwiek zwykła dziewczyna. Miała w sobie symbionta, zmieniającego biochemię organizmu.

      – Gwen, co wy tu wszyscy robicie?

      – Nikt ci nie powiedział? Próbowałam się dodzwonić, ale przekierowywało mnie na pocztę głosową.

      Pokręciłem głową.

      – Telefon jest skonfiskowany. Ten projekt był supertajny. Przynajmniej do dziś.

      – Jak długo przebywasz w tej bazie? – spytała.

      – Ponad tydzień.

      – No to musisz wiedzieć więcej od nas o tym nowym okręcie. Zebrali nas w ciągu ostatnich paru dni, żeby nas tu przywieźć. Mamy tylko strzępy informacji. Jak rozumiem, Kherowie nalegali, żebyśmy tu byli, gdy przyjmą okręt do swojej floty.

      Na chwilę osłupiałem.

      – Ciekawe, czy generał o was wie…

      Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Generał Vega maszerował w naszą stronę z twarzą jak burak. Przyjrzał się nam uważnie.

      – Pierwotna załoga… Powinienem wiedzieć. Bez wątpienia masz radochę, że udało ci się namówić Kherów, aby…

      – Generale, nie mam pojęcia, skąd oni się tu ­wzięli. Nie miałem kontaktu z nikim poza tą bazą od tygodnia. Wie pan o tym.

      – Hmmm… Zawsze cię lubiłem, ­Blake. Sprowadziłeś na Ziemię okręt, który badaliśmy przez cały rok. Czy próbujesz mnie teraz okłamać?

      – Skądże, sir.

      – Dobrze – westchnął. – Twoi kumple mogą przyglądać się pracom, nie będę robić problemów. Wybrana przeze mnie załoga zaraz tu będzie. Szkolili się od miesięcy na symulatorach. Odwiedzili projekt, gdy okręt był wciąż w budowie. Ucieszą się, że wreszcie jest cały. To będzie dla nich wielka chwila.

      Doktor Chang odchrząknął.

      – Nie tak ma być, generale.

      Vega przyglądał mu się przez chwilę. Domyślał się już najgorszego.

      – Co to ma znaczyć?

      – Jesteśmy nową załogą. Pańscy ludzie tu nawet nie przybędą. Waszyngton anulował ich lot i poinformował nas dwa dni temu. Zebrano nas w tajemnicy i przywieziono tutaj. Jestem w szoku, że nic panu nie powiedziano.

      Vega spuścił wzrok. Zrobiło mi się go żal. Mnie też biurokraci spieprzyli niejeden dzień, a nie byłem oficerem takiej rangi jak on.

      Muszę przyznać, że przynajmniej nie zaczął krzyczeć. Nie powiedział,

Скачать книгу