Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona - B.V. Larson страница 21
– Nie. Nikt nie pociąga za moje sznurki, niezależnie od chęci.
Powoli skinął głową.
– W to nawet mogę uwierzyć.
Rozmowa trwała do czasu, aż uczestnicy zaczęli ustępować. Pomysł powołania nowego pionu nikomu się szczególnie nie podobał, ale ostatecznie wygrał. Politycy dali nam znać, co mamy powiedzieć, i w końcu to powiedzieliśmy.
Byliśmy pewni, że już dawno się na to zdecydowali, ale potrzebowali przykrywki, żeby nikt, kogo wkurzy ta decyzja, nie mógł przypisać im winy. Ostatecznie Dowództwo Wojsk Kosmicznych stało się niezależną gałęzią sił zbrojnych. Zapewne departamenty takie jak Straż Wybrzeża, Secret Service czy Homeland Security i wiele innych powstawały w podobnych warunkach, za kulisami.
Wszystko się zmieniło i prace przyspieszyły po tym spotkaniu. Zostałem oficerem Wojsk Kosmicznych. Od razu zrobili mnie komandorem porucznikiem i dali podwyżkę. Zanim zdążyłem się jednak tym nacieszyć, zjawili się Kherowie z nowymi żądaniami. Chcieli, aby nasz okręt wystartował natychmiast.
W rezultacie, gdy kolejnego ranka słońce wstało pośród gór, stałem na baczność na zboczu Cheyenne. Kiedy szedłem do hangaru, moją twarz smagał lodowaty wiatr. Za mną szła moja stara załoga: Dalton, Gwen, Samson i doktor David Chang. Kroczyliśmy ku okrętowi kosmicznemu, który teraz wyglądał jak porządna jednostka bojowa.
– Masz jakiekolwiek pojęcie, jak tym sterować, Blake? – spytał Dalton.
– Zrobię cię pilotem, żebym sam nie musiał się tym martwić.
– Cholera – rzucił Samson. – Teraz już po nas.
Było jak za starych czasów, ale tym razem graliśmy o wyższą stawkę. W razie gdybyśmy spieprzyli sprawę, na włosku wisiałby los nie tylko garstki Ziemian. Tym razem rzeczywiście walczyliśmy o ojczystą planetę.
Było to ciężkie brzemię, ale starałem się robić dobrą minę do złej gry. Uśmiechanie się przychodziło mi tym łatwiej, im bardziej zbliżałem się do okrętu.
„Cholera, te fazowce to naprawdę wredne bestie” – pomyślałem.
Nie mogłem się doczekać, aż zabiorę go w kosmiczne przestworza.
16
Łatwo można wyobrazić sobie moje zaskoczenie, gdy przy włazie zobaczyłem grupę ludzi w niebieskich kombinezonach z ponurymi wyrazami twarzy. Wszyscy byli oficerami lotnictwa. Albo „siednictwa”, jak przezywano ich w marynarce.
– A ty to kto? – Dalton spytał starszego stopniem oficera, pułkownika nazwiskiem Miller, którego wykrzywione usta nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia.
– Jestem twoim dowódcą, Dalton – odparł Miller.
Pułkownik przyjrzał się reszcie z nas. Było ich pięcioro, podobnie jak nas, i najwyraźniej Millerowi nie podobało się to, co widział.
Odwrócił się do kobiety z włosami centymetrowej długości i zmarszczył czoło. Nazywała się Henderson, miała stopień majora lotnictwa i nie wyglądała na bardziej zadowoloną niż Miller.
– Czy to jakiś żart? – spytał dowódca tak, jakby nas tam nie było. – Oni wyglądają na cywili.
– To nie żart, pułkowniku – odparła major Henderson. – Jesteśmy teraz w Wojskach Kosmicznych. Wpuszczają tu byle kogo, aby tylko załapać się na kawałek tortu.
– Czy ten tort jest na sprzedaż, proszę pani? – spytał z uśmiechem Dalton.
Henderson spojrzała na niego rozszerzającymi się z każdą chwilą oczami. Wyraźnie widać było, że dołączyła do międzygalaktycznego klubu istot, które chciały zabić Daltona. Nie mogłem jej za to winić, sam chętnie bym to teraz zrobił. Ba, w przeszłości nawet parę razy próbowałem.
– Proszę państwa – rzuciłem – wejdźmy na pokład i uzgodnijmy szczegóły. Wszyscy teraz reprezentujemy Ziemię.
Cała grupa spojrzała na Millera, który powoli skinął głową.
– Dobrze. Proszę za mną i postarajcie się niczego nie dotykać.
Weszliśmy do okrętu i ruszyliśmy w stronę mostka, który wyglądał dość znajomo.
– To wygląda jak moje stare stanowisko – stwierdził doktor Chang. Podszedł do konsoli i przeciągnął palcem po ekranach dotykowych. Były aktywne i chociaż nie wyświetlały trójwymiarowych obrazów jak na „Młocie”, widać było, że spełniają tę samą funkcję.
– Jeśli pan pozwoli – odezwała się major Henderson i szybko usiadła między Changiem a konsolą.
Chang wycofał się, rozczarowany. Pułkownik Miller zasiadł w fotelu pilota, co mnie nie zdziwiło. Zrobili go zarówno dowódcą, jak i pilotem, wbrew zaleceniom Kherów. Tym razem chciałem, żeby to Dalton pilotował, a ja zamierzałem mieć na oku ogół sytuacji taktycznej.
Nic jednak nie poszło zgodnie z planem.
– Blake – syknął Dalton, który zbliżył się do mnie z boku – musisz coś zrobić. Przejąć kontrolę. Ich miało tu nie być.
Wzruszyłem bezradnie ramionami. Oczywiste było, że generał Vega skapitulował w pewnych kwestiach, pozwalając na utworzenie Wojsk Kosmicznych, i wpuścił nas na pokład. Ale udało mu się przemycić tu własnych ludzi. Przejęli kontrolę nad okrętem i nie mogłem temu zaradzić.
– Jakoś sobie poradzimy – odpowiedziałem.
Dalton spojrzał na mnie z ukosa, po czym uśmiechnął się paskudnie.
– Dobra, nie mogę się doczekać.
Mrugnął do mnie i odszedł. Niepokoiło mnie to wszystko. Dalton był dość nieokrzesany. Jego wypowiedź mogła znaczyć cokolwiek.
Nie było jednak czasu na dyskusje, jako że okręt zaczął ruszać się pod naszymi stopami. Pokład lekko się przechylił.
– A… – Pułkownik Miller spojrzał na nas tak, jakby zdążył zapomnieć, że tam jesteśmy. – Lepiej się przypnijcie, czeka nas pionowy start.
O lataniu tym okrętem wiedziałem tak niewiele, że nie wykłócałem się. Wysunęliśmy ze ściany upokarzający rząd plastikowych, pomarańczowych fotelików. Czuliśmy się jak dzieciaki na szkolnej wycieczce. Przypatrywaliśmy się, jak tamci sprawdzają wszystkie systemy, a następnie okręt wyjechał z hangaru.
Na ścianach wyświetlał się widok z zewnątrz. Jak na oryginalnym „Młocie”, spora część kadłuba mogła stawać się pozornie przezroczysta, choć w rzeczywistości była to kwestia odpowiedniego rozmieszczenia kamer na zewnątrz i ekranów w środku. Dzięki temu mieliśmy wrażenie patrzenia przez warstwy metalu jak przez szkło.