Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс страница 15
– Wszystko w porządku? – pyta szeptem.
Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę, a może przez całą wieczność… Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Błagam go w myślach, aby mnie, do cholery, pocałował, a sama nie mogę się poruszyć. Paraliżuje mnie dziwna, nieznajoma potrzeba. Czuję się zniewolona. Wpatruję się jak urzeczona w idealnie wykrojone usta Christiana Greya, a on pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie. Słyszę, jak oddycha, podczas gdy ja w ogóle przestałam to robić. Trzymasz mnie w ramionach. Pocałuj mnie, proszę. Zamyka oczy, wciąga powietrze i ledwie zauważalnie kręci głową, jakby udzielał odpowiedzi na moje niewyartykułowane pytanie. Kiedy ponownie otwiera oczy, widać, że podjął jakąś decyzję.
– Anastasio, powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie – szepcze.
Że co? A skąd on to może wiedzieć? Chyba ocena należy do mnie. Marszczę brwi i ogarnia mnie uczucie odrzucenia.
– Oddychaj, Anastasio, oddychaj. Teraz cię puszczę i pozwolę odejść – mówi cicho i delikatnie odpycha mnie od siebie.
Poziom adrenaliny wywołany niemal zderzeniem z rowerzystą albo odurzającą bliskością Christiana opada i czuję teraz słabość w całym ciele. „Nie!” – krzyczy moja psychika, gdy on się odsuwa. Jego dłonie spoczywają na moich ramionach, uważnie śledzi moją reakcję. A ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że pragnęłam, aby mnie pocałował, dałam mu to jasno do zrozumienia, a on tego nie zrobił. Nie chce mnie. Naprawdę mnie nie chce. Koncertowo wszystko spieprzyłam.
– Rozumiem. – W końcu wraca mi zdolność mówienia. – Dziękuję – mamroczę zalana falą upokorzenia. Jak mogłam tak niewłaściwie odczytać wysyłane przez niego sygnały? Muszę stąd jak najszybciej uciec.
– Za co? – Marszczy brwi. Nie zabrał rąk z moich ramion.
– Za to, że mnie uratowałeś – odpowiadam szeptem.
– Ten idiota jechał pod prąd. Dobrze, że tu byłem. Boję się myśleć, co ci się mogło stać. Chcesz przez chwilę odpocząć w hotelu? – Puszcza mnie, a ja stoję przed nim, czując się jak idiotka.
Z trudem odzyskuję zdolność myślenia. Chcę stąd jak najszybciej odejść. Wszystkie moje mgliste, nieokreślone bliżej nadzieje legły w gruzach. On mnie nie chce. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? „Czego Christian Grey mógłby chcieć od ciebie?” – drwi moja podświadomość. Odwracam się w stronę ulicy i z ulgą się przekonuję, że właśnie się włączyło zielone światło. Szybko przechodzę na drugą stronę, świadoma tego, że za mną podąża Grey. Pod hotelem odwracam się do niego, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy.
– Dzięki za herbatę i za sesję zdjęciową – bąkam.
– Anastasio… ja… – Urywa i moją uwagę przyciąga udręka słyszalna w jego głosie. Niechętnie podnoszę wzrok. W jego oczach maluje się przygnębienie. Przeczesuje dłonią włosy. Wygląda na rozdartego, sfrustrowanego. Zniknęła gdzieś wcześniejsza samokontrola.
– Co, Christianie? – warczę z irytacją, gdy nie kończy zdania. Chcę stąd jechać. Muszę zabrać kruchą, zranioną dumę i jakoś ją uleczyć.
– Powodzenia na egzaminach.
Co? Dlatego jest tak zasmucony? Tak ma wyglądać nasze pożegnanie? „Powodzenia na egzaminach”?
– Dzięki. – W moim głosie słychać sarkazm. – Do widzenia, panie Grey. – Odwracam się na pięcie, nawet zdziwiona tym, że się nie potykam, i bez oglądania się za siebie odchodzę w stronę garażu podziemnego.
Kiedy docieram do ciemnego betonowego wnętrza, oświetlanego jedynie słabymi jarzeniówkami, opieram się o ścianę i chowam twarz w dłoniach. Co ja sobie wyobrażałam? W moich oczach wzbierają nieproszone łzy. Dlaczego płaczę? Osuwam się na ziemię, zła na siebie za tę bezsensowną reakcję. Podciągam kolana pod brodę, chcąc się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Być może ten niedorzeczny ból zmniejszy się, kiedy ja stanę się mniejsza. Kładąc głowę na kolanach, pozwalam płynąć tym irracjonalnym łzom. Opłakuję coś, czego nigdy nie miałam. Co za absurd. Rozpacz z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań.
Nigdy dotąd nie poznałam, jak smakuje odrzucenie. Zgoda, to mnie wybierano zawsze jako ostatnią podczas gry w kosza albo siatkę, ale to akurat rozumiałam: bieganie i jednoczesne odbijanie czy rzucanie piłki to nie dla mnie. Na boisku jestem zdecydowanie kulą u nogi.
Jednak w kategoriach romantycznych nie zaznałam dotąd porażki. Od zawsze brak mi pewności siebie; jestem zbyt blada, zbyt chuda, zbyt niechlujna, zbyt niezgrabna – lista moich wad nie ma końca. Zawsze więc to ja odtrącałam potencjalnych adoratorów. Był na uczelni chłopak, któremu się podobałam, ale nikt nigdy nie wzbudził we mnie zainteresowania – nikt z wyjątkiem cholernego Christiana Greya. Może powinnam być milsza dla chłopców pokroju Paula Claytona i José Rodrigueza. Ale jestem przekonana, że żaden z nich nie szlochał w żadnym ciemnym zakątku. Może muszę się po prostu wypłakać.
„Przestań! Przestań! Przestań!” – krzyczy moja podświadomość. Ręce ma skrzyżowane na piersiach i z frustracją tupie jedną stopą. „Wsiadaj do samochodu, jedź do domu, bierz się za naukę. Zapomnij o nim… Natychmiast! I przestań się nad sobą użalać”.
Oddycham głęboko, a potem wstaję. Weź się w garść, Steele. Ruszam w stronę samochodu Kate, ocierając po drodze łzy z twarzy. Nie będę już o nim myśleć. Potraktuję ten incydent jako nauczkę i skoncentruję się na egzaminach.
Kate siedzi przy stole, pochylona nad laptopem. Powitalny uśmiech gaśnie, kiedy dostrzega moją twarz.
– Ana, co się stało?
O nie, tylko nie inkwizycja Katherine Kavanagh. Kręcę głową, dając tym gestem do zrozumienia, aby mi odpuściła, ale równie dobrze mogłabym mieszkać z głuchoniemym ślepcem.
– Płakałaś. – Czasem ma wyjątkowy dar ubierania w słowa tego, co cholernie oczywiste. – Co ci zrobił ten drań? – warczy, a jej mina… o kurczę, jest naprawdę groźna.
– Nic, Kate. – I w tym cały problem. Myśl ta wywołuje na mojej twarzy cierpki uśmiech.
– W takim razie czemu płakałaś? Ty nigdy nie płaczesz. – Głos jej łagodnieje. Wstaje, a jej spojrzenie pełne jest troski. Mocno mnie przytula. Muszę coś powiedzieć, aby dała mi spokój.
– Mało brakowało, a przejechałby mnie rowerzysta. – To w sumie niewiele,