Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс страница 16

Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс

Скачать книгу

herbatę. Było w porządku, w zasadzie nie ma o czym opowiadać. Nie wiem, dlaczego mnie zaprosił.

      – Podobasz mu się.

      – Już nie. Więcej się z nim nie spotkam. – Tak, udaje mi się wypowiedzieć to spokojnie i rzeczowo.

      – Och?

      Dupa blada. Zaintrygowałam ją tym. Udaję się do kuchni, aby nie widziała mojej twarzy.

      – Tak, to przecież nie moja liga, Kate – dodaję cierpko.

      – Co masz na myśli?

      – Och, Kate, to oczywiste. – Odwracam się na pięcie i staję z nią twarzą w twarz, gdyż zdążyła już się pojawić w drzwiach kuchni.

      – Dla mnie nie – oświadcza. – Okej, ma więcej kasy niż ty, no ale w sumie ma jej więcej od większości Amerykanów!

      – Kate, on jest… – Wzruszam ramionami.

      – Ana! Na litość boską, ile razy mam ci to powtarzać? Ślicznotka z ciebie – przerywa mi. O nie. Zaraz zacznie tę swoją tyradę.

      – Kate, proszę cię. Muszę się uczyć.

      Marszczy brwi.

      – Chcesz zobaczyć artykuł? Jest gotowy. José zrobił naprawdę świetne zdjęcia.

      Czy naprawdę potrzebuję wizualnego przypomnienia pięknego Christiana „Nie-chcę-cię” Greya?

      – Jasne. – Wyczarowuję uśmiech i podchodzę do laptopa. No i oto on, czarno-biały, wpatruje się we mnie i uznaje mnie za wybrakowaną.

      Udaję, że czytam artykuł, a tymczasem patrzę mu prosto w oczy, szukając w tym zdjęciu jakiejś wskazówki odnośnie do tego, dlaczego to podobno nie mężczyzna dla mnie. I nagle robi się to oczywiste. Jest zbyt olśniewająco przystojny. Krańcowo różnimy się od siebie; pochodzimy z dwóch różnych światów. Jestem Ikarem, który znalazł się zbyt blisko słońca i w rezultacie spłonął. Jego słowa mają sens. To nie mężczyzna dla mnie. To właśnie miał na myśli i teraz łatwiej jest mi zaakceptować jego odrzucenie… prawie. Jakoś dam radę z tym żyć. Rozumiem.

      – Bardzo dobry artykuł, Kate. A teraz idę się uczyć.

      W duchu składam sobie przyrzeczenie, że od teraz nie będę o nim myśleć, a potem wyjmuję notatki i biorę się za czytanie.

      Dopiero kiedy leżę w łóżku i próbuję zasnąć, pozwalam myślom pomknąć ku temu dziwacznemu przedpołudniu. Ciągle przypomina mi się ten jego tekst: „Nie bawię się w dziewczyny” i wkurzam się na siebie, że nie przyswoiłam tej informacji prędzej, kiedy znajdowałam się w jego ramionach i każdą komórką błagałam, aby mnie pocałował. Przecież to wtedy powiedział. Nie chciał mnie jako swojej dziewczyny. Przekręcam się na bok. A może on żyje w celibacie? Zamykam oczy i zaczyna mi pracować wyobraźnia. Może on czeka. „Nie na ciebie” – prycha zaspana podświadomość, po czym przypuszcza atak na moje sny.

      Tej nocy śnię o szarych oczach, liściastych wzorkach na mleku i biegam po ciemnych pomieszczeniach, rozjaśnianych jedynie upiornym światłem jarzeniówek, i nie wiem, czy biegnę ku czemuś, czy przed czymś uciekam…

      Odkładam długopis. Skończyłam. Ostatni egzamin dobiegł kresu. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech zadowolenia. To chyba pierwszy uśmiech w tym tygodniu. Jest piątek i wieczorem będziemy świętować, ostro świętować. Możliwe, że nawet się upiję! Jeszcze nigdy nie byłam pijana. Zerkam w drugi koniec sali gimnastycznej na Kate, która zawzięcie pisze. Zostało pięć minut. No i nadszedł koniec mojej uczelnianej kariery. Już nigdy nie będę musiała siedzieć wśród niespokojnych, osamotnionych studentów. W myślach robię pełne gracji gwiazdy, doskonale wiedząc, że tylko tam jest to możliwe. Kate kończy pisać i odkłada długopis. Patrzy w moją stronę. Ona także się uśmiecha.

      Wracamy jej autem do mieszkania, nie rozmawiając po drodze o ostatnim egzaminie. Kate bardziej przejmuje się tym, w co się ubrać dzisiejszego wieczoru.

      Szukam w torebce kluczy.

      – Ana, przesyłka dla ciebie. – Kate stoi na schodkach przed drzwiami, trzymając w ręce paczkę owiniętą w brązowy papier.

      Dziwne. Niczego ostatnio nie zamawiałam z Amazona. Kate wręcza mi paczkę i bierze ode mnie klucze, aby otworzyć drzwi. Przesyłkę zaadresowano do panny Anastasii Steele. Brak adresu nadawcy. Może to od mamy albo Raya.

      – Pewnie od rodziców.

      – Otwórz! – Kate cała w skowronkach idzie prosto do kuchni po naszego „szampana na koniec egzaminów”.

      Rozrywam papier i moim oczom ukazuje się obite skórą pudełko. W środku znajdują się trzy pozornie identyczne książki w idealnym stanie, obite starym materiałem, oraz arkusik białego papieru. Po jednej stronie napisano odręcznie następujący tekst:

      Rozpoznaję cytat z Tessy. Cóż za ironia – dopiero co przez trzy godziny pisałam pracę na temat powieści Thomasa Hardy’ego. A może to wcale nie ironia… może to coś rozmyślnego. Oglądam książki, trzy tomy Tessy d’Urberville. Otwieram pierwszą z góry. A tam staroświecką czcionką napisano:

      A niech mnie, to pierwsze wydanie. Muszą być warte majątek. I od razu wiem, kto je przysłał. Kate zerka mi ponad ramieniem na książki. Bierze do ręki kartkę.

      – Pierwsze wydanie – szepczę.

      – Nie. – Kate otwiera szeroko oczy z niedowierzaniem. – Grey?

      Kiwam głową.

      – Nikt inny nie przychodzi mi na myśl.

      – Co znaczy ta kartka?

      – Nie mam pojęcia. To chyba ostrzeżenie; on ciągle mnie ostrzega. Licho wie czemu. Przecież nie dobijam się do jego drzwi. – Marszczę brwi.

      – Wiem, że nie chcesz o nim rozmawiać, ale też wiem, że o nim myślisz. Czy cię ostrzega, czy nie.

      W minionym tygodniu nie pozwoliłam sobie rozmyślać o Christianie Greyu. Okej… jego szare oczy nadal prześladują mnie w snach i wiem, że minie wieczność, nim wymażę z pamięci, jak to jest – być w jego ramionach i czuć ten wspaniały zapach. Dlaczego mi to przysłał? Przecież powiedział, że nie jestem dla niego.

      – Znalazłam jedno pierwsze wydanie Tessy w Nowym Jorku za czternaście tysięcy dolarów. Ale twoje jest w znacznie lepszym stanie. Musiało kosztować jeszcze więcej. – Kate zasięga porady u swego najlepszego przyjaciela, Google.

      – Ten cytat, Tessa mówi to do matki niegodziwie potraktowana przez Aleca D’Urberville’a.

      – Wiem – duma Kate. – Co on ci próbuje powiedzieć?

      – Nie wiem i mam to gdzieś. Nie mogę przyjąć tych książek. Odeślę je z równie zbijającym z tropu

Скачать книгу