Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс страница 3

Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс

Скачать книгу

przynieś, proszę, pannie Steele szklankę wody. – W jej głosie słychać surową nutę. Olivia natychmiast zrywa się z miejsca i spieszy w stronę drzwi po drugiej stronie holu.

      – Najmocniej przepraszam, panno Steele, Olivia to nasza nowa stażystka. Proszę zająć miejsce. Pan Grey zjawi się za pięć minut.

      Olivia wraca ze szklanką wody z lodem.

      – Proszę bardzo, panno Steele.

      – Dziękuję.

      Blondynka Numer Dwa maszeruje do wielkiego biurka, a stukot obcasów o podłogę z piaskowca roznosi się echem po pomieszczeniu. Siada i obie wracają do pracy.

      Może pan Grey nalega, aby wszystkie jego pracownice były blondynkami. Zastanawiam się właśnie, czy to zgodne z prawem, kiedy drzwi do gabinetu otwierają się i pojawia się w nich wysoki, elegancko ubrany, przystojny Afroamerykanin z krótkimi dredami. Zdecydowanie powinnam była inaczej się ubrać.

      Odwraca się i mówi:

      – Golf w tym tygodniu, Grey.

      Nie słyszę odpowiedzi. Mężczyzna odwraca się, zauważa mnie i uśmiecha się. Olivia zdążyła już wyskoczyć zza biurka i wcisnąć przycisk przywołujący windę. Szybkie zrywanie się z krzesła ma opanowane do perfekcji. Denerwuje się bardziej ode mnie!

      – Do widzenia paniom – mówi mężczyzna, znikając za drzwiami kabiny.

      – Pan Grey czeka na panią, panno Steele. Proszę wejść – mówi Blondynka Numer Dwa. Wstaję i niepewnie próbuję opanować zdenerwowanie. Podnoszę torbę, zostawiam szklankę z wodą i kieruję się w stronę uchylonych drzwi. – Proszę wchodzić bez pukania. – Uśmiecha się uprzejmie.

      Popycham drzwi i w tym samym momencie potykam się o własne nogi, po czym wpadam do gabinetu głową naprzód.

      A niech to szlag – ja i moje dwie lewe nogi! Znajduję się na czworakach w progu gabinetu pana Greya, a usłużne ręce pomagają mi wstać. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale ze mnie niezdara. Sporo wysiłku muszę włożyć w podniesienie wzroku. Ożeż ty – jest taki młody.

      – Panno Kavanagh. – Gdy odzyskuję pozycję pionową, wyciąga w moją stronę smukłą dłoń. – Jestem Christian Grey. Nic się pani nie stało? Usiądzie pani?

      Taki młody – i przystojny, bardzo przystojny. Ma na sobie elegancki szary garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Jest wysoki, ma niesforne włosy w odcieniu ciemnej miedzi i błyszczące szare oczy, których spojrzeniem mierzy mnie uważnie. Dopiero po chwili jestem w stanie odpowiedzieć.

      – Eee, prawdę mówiąc… – bąkam. Jeśli ten facet ma więcej niż trzydzieści lat, to ja jestem tybetańskim mnichem. Oszołomiona wyciągam dłoń i witamy się uściskiem. Gdy nasze palce się stykają, przez moje ciało przebiega dziwny, przyjemny dreszcz. Pospiesznie cofam rękę. Wyładowania elektryczne i tyle. Mrugam szybko, a ruchy moich powiek dorównują szybkością biciu serca. – Panna Kavanagh jest niedysponowana, przysłała więc mnie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza to panu, panie Grey.

      – A pani to…? – Ton głosu ma ciepły i chyba nawet rozbawiony, choć trudno to ocenić, gdyż wyraz jego twarzy pozostaje niewzruszony. Sprawia wrażenie umiarkowanie zainteresowanego, ale przede wszystkim bije z niego uprzejmość.

      – Anastasia Steele. Studiuję literaturę angielską razem z Kate, eee… Katherine… eee… panną Kavanagh na Uniwersytecie Stanu Waszyngton.

      – Rozumiem – rzuca zwięźle. Wydaje mi się, że przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, ale nie mam pewności. – Może usiądziemy? – Gestem wskazuje na obitą białą skórą kanapę w kształcie litery L.

      Ten gabinet jest stanowczo zbyt duży dla jednej osoby. Naprzeciwko sięgających od podłogi do sufitu okien stoi wielkie nowoczesne biurko z ciemnego drewna, wokół którego spokojnie mogłoby zasiąść sześć osób. Z takiego samego drewna wykonano ławę stojącą obok kanapy. Wszystko inne jest białe: sufit, podłoga i ściany. Na jednej z nich, tej z drzwiami, wisi mozaika niewielkich obrazów, w sumie trzydziestu sześciu, ułożonych w kwadrat. Są śliczne – przedstawiają zwyczajne, zapomniane przedmioty, namalowane z taką dbałością o szczegóły, że wyglądają jak fotografie. Powieszone razem zapierają dech w piersiach.

      – Miejscowy malarz. Trouton – wyjaśnia Grey, kiedy dostrzega, na co patrzę.

      – Są piękne. Zwyczajność zmieniają w nadzwyczajność – rzucam zaintrygowana zarówno nim, jak i obrazami.

      Przekrzywia głowę i przygląda mi się z uwagą.

      – W pełni się z panią zgadzam, panno Steele – odpowiada cicho, a ja z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu oblewam się rumieńcem.

      Nie licząc obrazów, reszta gabinetu jest zimna, czysta i beznamiętna. Zastanawiam się, czy odzwierciedla to osobowość tego adonisa, który z gracją zajmuje jeden z białych skórzanych foteli naprzeciwko mnie. Potrząsam głową, zaniepokojona biegiem swoich myśli, i wyjmuję z torby pytania Kate. Następie kładę na ławie dyktafon, który oczywiście najpierw dwa razy ląduje na podłodze. Grey nic nie mówi, cierpliwie – mam nadzieję – czekając, gdy tymczasem mnie ogarnia coraz większe zażenowanie. Kiedy zbieram się na odwagę i podnoszę wzrok, dostrzegam, że mnie obserwuje. Jedna ręka leży swobodnie na kolanach, drugą podpiera brodę i przesuwa palcem wskazującym po ustach. Chyba próbuje powstrzymać uśmiech.

      – Przepraszam – bąkam. – Nie jestem do tego przyzwyczajona.

      – Ależ proszę się nie spieszyć, panno Steele.

      – Nie będzie panu przeszkadzać, jeśli nagram pańskie odpowiedzi?

      – Teraz mnie pani o to pyta? Po tym, jak zadała sobie pani tyle trudu, aby umieścić na ławie dyktafon?

      Rumienię się. Przekomarza się ze mną? Oby. Mrugam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, a on chyba się nade mną lituje, ponieważ stwierdza:

      – Nie będzie mi to przeszkadzać.

      – Czy Kate, to znaczy panna Kavanagh, wyjaśniła cel tego wywiadu?

      – Tak. Ma się pojawić w kolejnym, ostatnim w tym roku akademickim numerze gazety studenckiej, ponieważ to ja mam wręczać absolwentom dyplomy.

      Och! To dla mnie nowość i zaintrygowana jestem faktem, że ktoś niewiele ode mnie starszy – okej, może z sześć lat lub coś koło tego, i okej, odnoszący niesamowite sukcesy, no ale jednak młody – wręczy mi dyplom ukończenia studiów. Marszczę brwi, próbując się ponownie skoncentrować na wyznaczonym zadaniu.

      – Świetnie. – Przełykam nerwowo ślinę. – Mam kilka pytań, panie Grey. – Zatykam niesforny lok za ucho.

      – Tego właśnie oczekiwałem – mówi, zachowując śmiertelną powagę.

      Natrząsa się ze mnie. Gdy dociera to do mnie, policzki zaczynają mi płonąć i prostuję się, aby się wydać wyższą i bardziej onieśmielającą. Wciskając guzik w dyktafonie, próbuję wyglądać jak profesjonalistka.

Скачать книгу