Pięćdziesiąt twarzy Greya. Э. Л. Джеймс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс страница 4

Pięćdziesiąt twarzy Greya - Э. Л. Джеймс

Скачать книгу

go wynagradzam. – Przeszywa mnie spojrzeniem szarych oczu. – Żywię przekonanie, że aby osiągnąć sukces w jakiejś dziedzinie, trzeba stać się w niej mistrzem, poznać ją na wylot, każdy najmniejszy szczegół. Ciężko nad tym pracuję. Podejmuję decyzje, kierując się logiką i faktami. Instynkt pozwala mi dostrzec dobry pomysł i zająć się nim, a także zgromadzić dobrych ludzi. W tym właśnie sedno: wszystko zawsze się sprowadza do dobrych ludzi.

      – Może ma pan po prostu szczęście. – To nie znajduje się na liście Kate. Ale on jest taki arogancki. Przez chwilę w jego oczach widzę zaskoczenie.

      – Nie uznaję czegoś takiego jak szczęście czy traf, panno Steele. Wygląda na to, że im ciężej pracuję, tym więcej mam szczęścia. Naprawdę wszystko jest uzależnione od tego, czy ma się w zespole odpowiednich ludzi i czy należycie pożytkuje się ich energię. To chyba Harvey Firestone powiedział, że ludzki rozwój to najważniejsze powołanie przywództwa.

      – Widać, że lubi pan rządzić. – Te słowa wydostają się z moich ust bez mojej wiedzy.

      – Och, sprawuję kontrolę we wszystkich dziedzinach życia, panno Steele – mówi, ale jego uśmiech pozbawiony jest wesołości. Patrzę na niego, a on odpowiada mi spojrzeniem bacznym i beznamiętnym. Serce zaczyna szybciej mi bić, a policzki znowu oblewa rumieniec.

      Czemu tak mnie wytrąca z równowagi? Może to kwestia jego atrakcyjności? Przeszywającego spojrzenia? Sposobu, w jaki palcem wskazującym przesuwa po dolnej wardze? Naprawdę mógłby przestać tak robić.

      – Poza tym ogromną władzę człowiek zdobywa wtedy, gdy przekona samego siebie, iż urodził się po to, aby sprawować kontrolę – kontynuuje gładko.

      – Uważa pan, że ma ogromną władzę? – Normalnie obsesja na punkcie sprawowania kontroli.

      – Mam cztery tysiące pracowników, panno Steele. Zapewnia mi to swoiste poczucie odpowiedzialności, władzy, jeśli takie określenie bardziej pani odpowiada. Gdybym podjął decyzję, że już mnie nie interesuje branża telekomunikacyjna i sprzedałbym firmę, po mniej więcej miesiącu dwadzieścia tysięcy ludzi miałoby problem ze spłatą hipoteki.

      Moje usta same się otwierają. Jego brak pokory wprawia mnie w osłupienie.

      – Nie musi pan odpowiadać przed zarządem? – pytam zdegustowana.

      – Jestem właścicielem mojej firmy. Nie muszę odpowiadać przed zarządem. – Unosi brew. Czerwienieję. Oczywiście wiedziałabym to, gdybym zebrała choć trochę informacji na jego temat. Ale, cholera, strasznie jest arogancki. Zmieniam taktykę.

      – Inwestuje pan w produkcję przemysłową. Co jest tego powodem? – pytam. Dlaczego w jego towarzystwie czuję się taka skrępowana?

      – Lubię budować różne rzeczy. Lubię wiedzieć, jak wszystko działa: na jakiej zasadzie, jak to złożyć i rozłożyć. Poza tym kocham statki. Cóż mogę powiedzieć?

      – Mam wrażenie, jakby mówiło to pańskie serce, a nie logika i fakty.

      Dostrzegam drgnięcie kącika jego ust. Wpatruje się we mnie bacznie.

      – Możliwe. Choć niektórzy powiedzieliby, że ja nie mam serca.

      – A czemu mieliby tak mówić?

      – Bo dobrze mnie znają. – Wykrzywia usta w cierpkim uśmiechu.

      – Czy pańscy przyjaciele powiedzieliby, że łatwo pana poznać? – I natychmiast żałuję tego pytania. Nie ma go na liście Kate.

      – Mocno bronię swojej prywatności, panno Steele. Rzadko udzielam wywiadów.

      – Dlaczego więc na ten się pan zgodził?

      – Ponieważ jestem dobroczyńcą waszej uczelni, no i prawdę powiedziawszy, panna Kavanagh nie pozwalała się zbyć. Bez końca wierciła dziurę w brzuchu moim ludziom z PR, a ja podziwiam tego rodzaju upór.

      Wiem, jak uparta potrafi być Kate. Dlatego właśnie siedzę tutaj i kulę się pod badawczym spojrzeniem Greya, gdy tymczasem powinnam zakuwać do egzaminów.

      – Inwestuje pan także w technologie rolnicze. Skąd pańskie zainteresowanie tą akurat branżą?

      – Nie da się jeść pieniędzy, panno Steele, a zbyt wielu ludzi na tej planecie jest niedożywionych.

      – Bardzo filantropijne podejście. Czy to właśnie jest pańską pasją? Nakarmienie biednych tego świata?

      Wzrusza niezobowiązująco ramionami.

      – To całkiem niezły biznes – stwierdza, choć mnie się wydaje, że nie mówi tego szczerze. Jaki to ma sens: karmienie biednych tego świata? Nie widzę w tym żadnych korzyści finansowych. Zerkam na kolejne pytanie, skonsternowana tym, co usłyszałam.

      – Ma pan swoją filozofię? A jeśli tak, to jaką?

      – Nie mam filozofii jako takiej. Może jedynie zasadę przewodnią, słowa Andrew Carnegiego: „Ten, kto posiądzie umiejętność władania własnym umysłem, może objąć w posiadanie wszystko inne, do czego ma słuszne prawo”. Z determinacją dążę do celu. Lubię kontrolę zarówno nad samym sobą, jak i nad tymi, którzy mnie otaczają.

      – A więc chce pan obejmować rzeczy w posiadanie. – Ależ z niego „kontroler”.

      – Chcę zasługiwać na to, aby je posiadać, ale owszem, tak to można ująć.

      – Mówi pan jak konsument pierwszej wody.

      – Bo nim jestem.

      Uśmiecha się, ale uśmiech nie dociera do oczu. Po raz kolejny nie pasuje to do kogoś, kto chce nakarmić świat, nie potrafię się więc oprzeć wrażeniu, że mówimy o czymś innym, tyle że nie mam pojęcia o czym. Przełykam ślinę. Panująca w gabinecie temperatura uległa podwyższeniu, a może tylko ja tak to odczuwam. Chciałabym mieć już ten wywiad za sobą. Chyba zgromadziłam dość materiału dla Kate, no nie? Zerkam na kolejne pytanie.

      – Został pan adoptowany. Jak dalece ukształtowało to pański charakter? – Och, to akurat pytanie osobiste. Patrzę na swego rozmówcę, mając nadzieję, że go nie uraziłam. Marszczy czoło.

      – Nie jestem w stanie tego określić.

      Zaintrygował mnie.

      – Ile miał pan lat w momencie adopcji?

      – To fakt powszechnie znany, panno Steele. – W jego głosie pobrzmiewa surowość. Ponownie oblewam się rumieńcem. Cholera. Gdybym wiedziała, że będę przeprowadzać ten wywiad, to oczywiste, że lepiej bym się przygotowała. Szybko zmieniam temat.

      – Dla pracy poświęca pan życie rodzinne.

      – To nie jest pytanie – rzuca krótko.

      – Przepraszam. – Czuję się jak zbesztane dziecko. Próbuję raz jeszcze. – Czy musi pan poświęcać dla pracy życie rodzinne?

      – Mam rodzinę. Mam brata i siostrę, i kochających

Скачать книгу