Listy zza grobu. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz страница 21
Zaorski przeczytał pierwsze zdanie i się skrzywił. Żeromskiego po Ludziach bezdomnych i Przedwiośniu wspominał całkiem nieźle. Ale poemat zaczynający się od „fijołkowej chmurki”, która zachwycała się księżycem, nie mógł wróżyć niczego dobrego.
– Twój ojciec czytywał takie rzeczy?
– Nie – odparła Burza pod nosem, przeczesując wzrokiem tekst. – Lubił Żeromskiego, szczególnie jego pesymizm w początkowej twórczości, ale nigdy nie zaczytywał się jakoś specjalnie w rzeczach spoza kanonu. Poza tym widziałabym tę książkę w naszych zbiorach. Ojciec nigdy nic nie wypożyczał, zawsze kupował.
– Więc może to zły trop?
Seweryn nie doczekał się odpowiedzi.
– Kaja? – spytał.
– Nie – odparła i wskazała fragment tekstu. – To może być całkiem dobry trop.
Wbił wzrok w miejsce, które pokazywała, i zobaczył słowo przesądzające sprawę. W wersie tym Żeromski pisał o heliotropie.
– Bingo – dodała Burzyńska. – Mamy to.
– Świetnie. Teraz powiedz mi tylko, co konkretnie.
Uśmiech na jej twarzy kazał sądzić, że zrozumiała z tego więcej niż on. Passus zdawał się zupełnie nieznaczący i nie dawał odpowiedzi na to, co Burzyński chciał przekazać córce.
– „Zamilkł teraz czujny kogut”? – odczytał pierwszą część Seweryn. – „Tak tęskniący za słońcem wśród ptasiego rodu, jak słonecznik i heliotrop wśród roślin”?
Burza się nie odzywała.
– Co to niby znaczy? – dodał. – To znaczy pomijając to, czy kogut ma z tymi roślinami więcej wspólnego niż piernik z wiatrakiem?
Kaja nadal się uśmiechała.
– Halo? – rzucił Zaorski.
– Zobacz, który to wers.
Zerknął na monitor.
– Dziewiąty – odparł.
– I sprawdź, którym słowem jest heliotrop.
Szybko policzył.
– Piętnastym.
– W Międzymorzu, w dziewiątym wersie. Piętnastym słowem jest heliotrop.
Zaorski uniósł brwi i przez moment zastanawiał się, czy właśnie o to chodziło ojcu Kai. Logika podpowiadała, że tak. A im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że prosty kod nie mógł dotyczyć niczego innego.
– Okej – powiedział. – To już coś. Ale co nam to daje?
Obróciła się i popatrzyła na niego tak, jakby to on miał odpowiedzi. Owszem, trop wydawał się słuszny, ale w tym momencie się kończył. Krótka wiadomość z dyskietek nie zawierała niczego więcej.
A jednak Burzyński z pewnością nie doprowadził ich do tego miejsca przypadkowo.
Zanim jednak zdążyli się nad tym zastanowić, w komisariacie zapanowało wyraźne poruszenie. Tylko chwilę zajęło Sewerynowi zrozumienie, że zostało wywołane przybyciem prokuratora z Zamościa.
W głębi ducha Zaorski miał nadzieję, że rejonówka wyśle jakiegoś młodzika, który na tej sprawie będzie zdobywał pierwsze szlify. Zamiast niego zobaczył jednak starszego mężczyznę, który musiał widzieć już niejedno miejsce zbrodni i prowadzić całkiem sporo śledztw.
Był krótko ostrzyżonym blondynem z jasnym zarostem wokół ust. Urodę miał wyraźnie wschodnią, co potwierdziło się, kiedy przedstawił się jako Anton Korolew. Mówił niemal bez obcego akcentu, choć wschodni zaśpiew był wyczuwalny – Seweryn przypuszczał, że albo trafił do Polski jako dziecko, albo się tutaj urodził.
Obok prokuratora stał przełożony Kai, komendant Konarzewski. Stopień jego otyłości sugerował, że powinien narzucić sobie dietę już nie ze względów estetycznych, ale zdrowotnych. Nosił duży garnitur i krawat, choć wydatny podbródek sprawiał, że węzeł był znacznie poluzowany, a kołnierzyk niezapięty. Wraz z prokuratorem wodzili wzrokiem po policjantach.
Anton Korolew poświęcił chwilę na zapewnienie, że nie ma zamiaru wchodzić nikomu w drogę, podkopywać pozycji komendanta ani ingerować w zwyczaje i zasady rządzące w Żeromicach.
– Zależy mi tylko na tym, żeby znaleźć tego, kto dopuścił się tej zbrodni – zapewnił.
Zaorski nie mógł opędzić się od wrażenia, że brzmi to wszystko nieco sztucznie, a cała sytuacja jest mocno napięta. Strużki potu spływające z czoła aż do kołnierzyka Konarzewskiego zdawały się to potwierdzać. Być może dobrze czuł się w swoim mieście jedynie wtedy, kiedy nikt nie patrzył mu na ręce.
– Kluczowe jest w tej chwili to, żeby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom – ciągnął Korolew. – Lokalne media niebawem podadzą, że nauczycielka została zabita. Wybuchu paniki się nie spodziewam, ale z pewnością pojawi się strach. W końcu gdzieś w tym miasteczku nadal grasuje morderca.
Prokurator spojrzał przelotnie na kilku funkcjonariuszy, upewniając się, że słuchają. Seweryn przypuszczał, że go nie dostrzegł lub nie rozpoznał. Gdyby stało się inaczej, z pewnością musiałby w try miga opuścić komisariat.
– Bez względu na emocje mieszkańców musimy zapewnić im ochronę – podjął Korolew.
Położył na te słowa duży nacisk, ale zdawały się przejść całkowicie bez echa. Podrapał się po karku i znów rozejrzał.
– Nie możemy wykluczyć, że dojdzie do kolejnego ataku – dodał. – Rozumiecie to wszyscy, prawda?
Nikt nie odpowiedział, a komendant nerwowo odchrząknął.
– W tej chwili wszystko jest możliwe – ciągnął prokurator. – Jeszcze wczoraj nikomu w najgorszych koszmarach nie przyśniło się, że może dojść tutaj do morderstwa. Dziś sytuacja się zmieniła. Jutro też może.
Pewność w jego głosie zdawała się sugerować, że w przeciwieństwie do większości zgromadzonych już nieraz miał do czynienia z podobnymi wydarzeniami.
– Musimy być gotowi na wszystko – dodał. – Dlatego chciałbym, by po pierwsze, dwuosobowy patrol był cały czas obecny w okolicach szkoły.
Spojrzał na komendanta, a ten otarł czoło i skinął głową.
– Po drugie, będziemy potrzebowali pomocy funkcjonariuszy z okolicznych gmin.
– Do czego? – zapytał jeden z policjantów,