Listy zza grobu. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz страница 22
– Szukamy czegoś konkretnego? – spytała jedna z nich.
– Tak – włączył się Korolew.
– Narzędzia zbrodni?
Prokurator wyprostował się lekko, jakby nagle zyskał powód do dumy.
– Tego akurat nie musicie robić – oznajmił. – Znaleźliśmy je nad ranem. Sprawca pozbył się go w pobliskim lesie.
Seweryn z trudem przełknął ślinę i kątem oka dostrzegł, że nie uszło to uwagi siedzącej obok Kai. Zignorował jej kontrolne spojrzenie i skupił się na dwóch mężczyznach, którzy stali na środku pomieszczenia.
Komendant podniósł torbę na dowody, w której znajdował się niewielki czerwono-czarny młotek. Wraz z Korolewem sprawiali wrażenie, jakby właśnie trafili w totka.
– Niemal nówka, jeśli przymknąć oko na ślady krwi – oznajmił, potrząsając workiem. – Wiemy już, że to pięciusetgramowy młotek ślusarski marki BHPiX. Trzon z włókna szklanego, uchwyt gumowany. Dostępny tylko w sieci PSB Mrówka.
Kaja znów spojrzała na Zaorskiego, ale ten nie odrywał wzroku od jej przełożonego.
– I tylko w zestawie. Nie można kupić go nigdzie oddzielnie – dodał komendant. – Wygląda więc na to, że ktokolwiek go użył, ma w domu skrzynkę z narzędziami, w której brakuje tego konkretnego przedmiotu. Znajdziecie ją, znajdziecie sprawcę.
Seweryn słuchał jeszcze przez chwilę. Kiedy tylko prokurator z komendantem się oddalili, czym prędzej przeprosił Burzę i opuścił komisariat. Popędził prosto do domu, wpadł do garażu, a potem stanął nad swoim zestawem narzędzi marki BHPiX.
Miał tylko jedno wyjście. Skrzynki nie mógł się pozbyć, prędzej czy później zostałaby znaleziona. Pozostawało mu jedynie zamurowanie jej w skrytce, którą lata temu przygotował Burzyński.
8
Wieczorne powroty do domu były raczej domeną Michała, ale tego dnia role się odwróciły. On odebrał Dominika ze szkoły i to on czekał na nią z kolacją. Kaja wróciła zmęczona i wyzuta ze wszystkiego, marząc tylko o tym, by położyć się do łóżka. Musiała jednak odłożyć to na później, bo mąż użył dość mocnego argumentu, by posiedzieć chwilę dłużej przy stole.
– Wina? – spytał.
– Wódki. Najlepiej dożylnie.
Uśmiechnął się, a potem nalał jej pełen kieliszek czerwonego półsłodkiego wina z Gruzji.
– Pirosmani – powiedział, jakby to rzeczywiście miało znaczenie.
– W tej chwili w zupełności wystarczyłoby mi fresco za dychę.
– W tej chwili?
Wzięła o wiele za duży łyk, oblizała usta i skinęła głową.
– Racja. Może w każdej innej też – przyznała.
– Aż tak źle?
Michał nalał do drugiego kieliszka i usiadł obok niej. Nie miała specjalnej ochoty rozmawiać o tym, co stało się tego dnia, ale wiedziała, że ostatecznie warto się zmusić. Z pewnością poczuje się lepiej.
– Biegaliśmy dwójkami po całych Żeromicach – powiedziała. – Od drzwi do drzwi, pytając i sprawdzając, komu brakuje czerwono-czarnego młotka ślusarskiego z określonego zestawu dostępnego w Mrówce.
Znów pociągnęła wina. Nie dała kubkom smakowym czasu, by odnotowały jego smak.
– Zgadniesz, kto przypadł mi jako partner na cały dzień?
– Konar?
– Chciałabym – odparła pod nosem. – Ale druga osoba w duecie musi być spoza miasta. Chyba po to, żeby… no wiesz.
Zmarszczył czoło, jakby zdziwiła go rezerwa w głosie żony.
– To w sumie całkiem zasadne – powiedział. – W końcu zabójcą mógł być ktoś z policji. A jeśli nie, to znajomy znajomego, członek rodziny i tak dalej.
– Niby tak… – zgodziła się niechętnie. – Ale w takim razie najbardziej podejrzana osoba powinna dostać w przydziale Korolewa, nie?
– I padło na ciebie?
Pokiwała głową i spojrzała na niedojedzone danie na talerzu. Możliwości kulinarne Michała nie były wielkie, ale kuchenkę mikrofalową obsługiwał bez trudu. Spaghetti z wczoraj nieco stwardniało, nadawało się jednak do jedzenia. Problem polegał na tym, że Burzyńska nie miała apetytu.
– Oberwało ci się trochę, co?
– Nie trochę – odparła. – Za dopuszczenie Zaorskiego na miejsce zdarzenia przejechał się po mnie jak Kubica po torze F1.
Spodziewała się, że mąż przyjmie taktykę milczenia, bo sam jest gotów podzielić niezadowolenie prokuratora. Michał sprawiał jednak wrażenie, jakby ten drugi przekroczył swoje kompetencje.
– Pogadam z nim – oznajmił.
– Daj spokój. Zresztą ma rację, nie powinnam zwracać się do Seweryna.
– Nie? – spytał, podnosząc kieliszek. Obracał go przez moment w dłoni. – A do kogo? Nikt tutaj nie wiedział nawet, że mamy jakieś maty, które można rozłożyć na ziemi. Dobrze zrobiłaś.
Burza nabrała głęboko tchu. W podobny sposób broniła się w rozmowie z Korolewem, ale od początku była na przegranej pozycji.
– A jeśli miał z tym coś wspólnego? – spytała.
– Nie miał.
– Skąd ta pewność?
– Znaliśmy się jak łyse konie – odparł ciężko Michał. – Teraz już takich kumpli wśród dzieciaków nie znajdziesz, bo wszyscy się boją, że wyjdą na pedałów. Ale wtedy…
– Wtedy, czyli ponad dwadzieścia lat temu.
Przeszło jej przez myśl, żeby upomnieć go za „pedałów”, ale tego wieczoru nie miała na to siły. Podczas regionalnych spotkań Unii Republikańskiej padały zresztą znacznie bardziej dosadne określenia. Z góry jakiś czas temu poszedł wprawdzie przekaz, by uważać na podsłuchy, ale w małych miasteczkach mało kto cokolwiek sobie z tego robił. Wszyscy trzymali się zasad dopiero wtedy, kiedy ktoś od premiera Hauera zjawiał się z wizytą.
– Przez ten czas Zaorski się zmienił – dodała. – I na dobrą sprawę nie wiemy jak bardzo.
– Nie. Dalej jest tym samym gościem.
– Bo