Listy zza grobu. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz страница 3

Listy zza grobu - Remigiusz Mróz Mroczna strona

Скачать книгу

przyjaciel znów zamilkł, a wrażenie Seweryna, że coś jest nie w porządku, wzrosło.

      – To znaczy Kaja – dorzucił, byleby pociągnąć rozmowę. – Pewnie nikt już nie mówi na nią Burza?

      – Nie, nie, ludzie dalej tak mówią. Została zresztą przy panieńskim nazwisku.

      Michał zawiesił głos i dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że Zaorski przygląda mu się uważnie i czeka na więcej.

      – Wybacz – odezwał się Ozga. – Zastanawiam się po prostu, co może być na tych dyskietkach i dlaczego stary Burzyński miałby to ukrywać. I czy Kaja powinna akurat dzisiaj dodatkowo rozdrapywać tę ranę…

      – Akurat dzisiaj?

      – Dziewiąty września – oznajmił burmistrz, jakby to miało kluczowe znaczenie. – Co roku tego dnia przychodzi do niej list od ojca.

      – List? Jaki list? Z zaświatów?

      Seweryn starał się złapać rozbiegane spojrzenie rozmówcy, kiedy ten zastanawiał się nad odpowiedzią.

      – Burzyński przed śmiercią przygotował dla niej listy i zlecił coroczną wysyłkę. Zupełnie jakby spodziewał się tego, co się wydarzyło, i chciał zadbać o to, by jakoś pozostać obecny w życiu córki. Rozumiesz.

      Zaorski niewiele z tego rozumiał, ale zachował tę uwagę dla siebie.

      – Przywykła do tego, bo wiadomości przychodzą od dwudziestu lat – ciągnął Michał. – Czasem to jakieś wspomnienia, czasem nadzieje Burzyńskiego na przyszłość, do tego zawsze jakieś złote myśli. W sumie nic wielkiego, ale zawsze coś. Na tych dyskietkach pewnie są podobne rzeczy.

      Równie dobrze mógłby strzelić, że na jednym z księżyców krążącej w Pasie Kuipera Haumei jest tlen.

      – To był dziwny facet – dodał Ozga.

      – Tym bardziej powinna sprawdzić te dyskietki.

      – Tym bardziej?

      – Może pozwolą jej lepiej go zrozumieć albo…

      – Daj spokój – przerwał mu Michał. – Doceniam, że chcesz pomóc, ale ona już dawno sobie wszystko poukładała.

      Uśmiechał się, ale z wyraźną nerwowością. Zaorski nie mógł przesądzić, czy to dlatego, że faktycznie obawiał się o równowagę psychiczną żony, czy może ze względu na to, że coś ukrywał.

      Tak czy inaczej, zbagatelizował fakt odkrycia zamurowanej skrytki na tyle, by wydało się to podejrzane.

      – Wiesz, że to nie była zwyczajna śmierć… – zaczął Ozga.

      – Żadna nie jest.

      – Ale Kai sporo czasu zajęło dojście do siebie – podkreślił. – Początkowo te listy były jak ciosy zza grobu. Teraz są już tylko tłem egzystencji, ale…

      – Ale boisz się, że znów wyjdą na pierwszy plan.

      – Zgadza się – odparł Michał, wbijając wzrok w oczy Zaorskiego.

      Może przesadzał. Może miał przed sobą jedynie zaniepokojonego, kochającego męża, a nie przebiegłego polityka ukrywającego jakąś dawno zapomnianą tajemnicę.

      Chryste, przecież to kiedyś był jego najlepszy przyjaciel – porządny gość, ze znanej, szanowanej rodziny. Seweryn nie miał powodu podejrzewać go o jakiekolwiek złe intencje. Najwyraźniej jednak zbyt bliskie obcowanie ze zbrodnią położyło się cieniem na tym, jak Zaorski postrzegał innych.

      – Jasne, rozumiem – odezwał się Seweryn. – Pozbędę się tego.

      Na twarzy burmistrza pojawiła się wyraźna ulga. Uścisnął Zaorskiemu rękę, rzucił luźną uwagę o tym, że powinien kiedyś wpaść do nich z córkami, a potem się oddalił.

      Seweryn rozejrzał się ukradkiem. Nie dostrzegłszy nikogo, wyjął ze stojącego obok wiadra ściągaczkę z gąbką i zaczął myć przednią szybę. Była czysta, ale potrzebował wymówki, by zostać tu jeszcze przez chwilę.

      W końcu dostrzegł człowieka, na którego czekał. Mężczyzna zapłacił w kasie, po czym wrócił do samochodu stojącego przy dystrybutorze obok.

      – Kto to był? – mruknął, obrócony tyłem do Zaorskiego.

      – Stary znajomy.

      – Coś kombinujesz?

      – Nie – odparł Seweryn. – To przypadkowe spotkanie. I przypadkowy gość.

      – W takim razie zajmij się tym, po co tu przyjechałeś.

      – Jasne.

      Uwadze Zaorskiego nie uszło, że rozmówca przez cały czas ustawiał się tak, by kamera wymierzona w kierunku samochodów nie złapała jego twarzy.

      – Dziś. Dwudziesta trzecia – rzucił mężczyzna, otwierając drzwiczki. – Za starym kościołem Adwentystów Dnia Siódmego. Przyjdź sam.

      2

      Z pewnością istniał sposób, by zmusić pocztę do wydania wszystkich listów, które dla Kai przygotował ojciec. Mimo że przeszło jej to kilka razy przez myśl, tak naprawdę nigdy poważnie tego nie rozważała. Wydawało jej się, że tym samym sprzeniewierzyłaby się ostatniej woli ojca.

      Chciał, by dostawała wiadomości co roku. Może dzięki temu przed śmiercią miał świadomość, że w pewien sposób będzie przy niej? Nigdy nie zrozumiała, skąd ta przezorność. Nikt o zdrowych zmysłach nie robi takich rzeczy, a przynajmniej nie w takim wieku. Ojciec nie miał powodu, by spodziewać się, że jego życie niedługo się skończy. Zginął nagle, tragicznie. Nie mógł tego przewidzieć.

      Powtarzała sobie to, od kiedy dostała pierwszy list dwadzieścia lat temu, ale nigdy do końca nie przekonała samej siebie.

      Początkowo liczyła na to, że w wiadomościach znajdzie coś, co tłumaczyłoby ten dziwny stan rzeczy. W żadnej nie było jednak nic, co rzuciłoby więcej światła na motywacje ojca.

      Jak co roku, dziewiątego września wzięła urlop. Niegdyś robiła to po to, by uporać się z emocjami, jakie wiązały się z kolejnym listem. Teraz stanowiło to już tylko nie do końca uzasadnioną tradycję.

      Chciała odwieźć dziewięcioletniego syna do szkoły, jak zawsze to robiła, ale Michał uparł się, że to on dziś zabierze Dominika. Wiedziała doskonale, skąd ta gotowość – zbliżały się wybory samorządowe i dobrze było pokazać się wyborcom jako przykładny ojciec.

      Burzyńska pozmywała po śniadaniu i kontrolnie zerknęła na zegarek w kuchni. Listonosz zjawiał się u niej zazwyczaj tuż po dziesiątej, nawet kiedy na zewnątrz trwała pogodowa sodoma i gomora. Teraz także nie zawiódł.

      Wręczył jej list z niezbyt dobrze

Скачать книгу