Listy zza grobu. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz страница 7
– Przejrzałam też stare listy od ojca – dodała.
Kiedy obejrzała się przez ramię, posłał jej pytające spojrzenie.
– Próbowałam znaleźć coś związanego z tymi liczbami, o których wspomniałeś.
– I?
– I nic. Nie pojawiają się w żadnej wiadomości – odparła, wchodząc do kuchni.
Pecet stał na stole, a liczba kabli, które łączyły go ze starym kineskopowym monitorem, była większa, niż Zaorski pamiętał. Obraz trochę migotał, myszka od spodu niemal sczerniała, a niektóre klawisze nie działały. Seweryn usiadł na krześle i postukał w obudowę.
– Sprzęt ma wyraźne objawy preagonalne.
– Dzięki, panie doktorze. O niezbyt dobrych rokowaniach wiedziałam, zanim wyciągnęłam pacjenta z pudła.
Zaorski postawił skrzynkę na stole, a Kaja nachyliła się nad nią, jakby miała do czynienia z długo poszukiwanym skarbem. Wyjmowała dyskietki ostrożnie, niemal z pietyzmem, po czym rozkładała je cierpliwie na stole.
Przez chwilę przypatrywała się liczbom wypisanym na odklejających się etykietach, a potem zaklęła cicho.
– Nic mi to nie mówi – powiedziała, nie odrywając od nich wzroku. – Ojciec nigdy nie wspominał o niczym związanym z matematyką. A jak przychodziło do pomagania mi przy zadaniach domowych, uciekał jak najdalej.
– Całkowicie to rozumiem – odparł Seweryn. – Krew w żyłach ścina mi się na samą myśl o zadaniach, które Ada przynosi ze szkoły. Znasz to, nie?
– Nie.
– Są z gatunku tych, że na stole leży pięć jabłek. Podchodzi do niego dziewczynka i zabiera trzy jabłka, a po niej zjawia się chłopczyk i kładzie na blacie jedno. Oblicz, ile atomów hemicelulozy znajduje się w prawej nodze stołu.
Kaja spojrzała na niego niepewnie.
– No co? – bąknął. – To tego typu czarna magia.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Wodzili wzrokiem po etykietach, zastanawiając się nad tym, co na nich widniało.
– Może te liczby nie mają znaczenia – odezwał się w końcu Zaorski.
– Gdyby nie miały, to ojciec nie umieszczałby ich na dyskietkach.
– Więc co? To jakiś kod?
Burza przysiadła na stole i zerknęła na cicho buczący komputer.
– Miałoby to sens – odezwała się. – Skoro zależało mu na tym, żeby nikt tego nie znalazł, to może zabezpieczył się jeszcze dodatkowo.
Zanim Zaorski zdążył odpowiedzieć, sięgnęła po pierwszą z brzegu dyskietkę i podała mu ją.
– Czyń honory.
– Nie zaproponujesz mi najpierw czegoś do picia?
Kaja zmierzyła go wzrokiem.
– I co jeszcze? – spytała. – Rozmówki o tym, co robiliśmy przez ostatnie dwadzieścia parę lat?
– Właściwie to nie najgorszy pomysł.
– W takim razie wpadnij na niego znów, jak kiedyś przyjdziesz do nas na kolację – oznajmiła i odebrała od niego dyskietkę. – A teraz zobaczmy, co tam jest.
Włożyła nośnik do napędu, a ten zabuczał w charakterystyczny sposób. Przez moment brzmiało to jak elektroniczna kłótnia o to, czy po latach uda się zobaczyć zawartość dysku, czy nie.
Moment później Seweryn, chcąc nie chcąc, przypomniał sobie, jak wygląda pulpit w Windowsie 95, a potem kliknął w „Dyskietka 3,5 (A:)”. Nośnik znów zaskrzeczał, a na ekranie pojawiła się zawartość dysku.
Działał bez zarzutu, co być może nie powinno Zaorskiego dziwić. Swego czasu sprawdził w praktyce, jak wiele były w stanie przetrwać trzyipółcalowe dyskietki.
– Co to jest? – spytała Kaja, mierząc palcem w monitor.
Seweryn spojrzał na pojedynczy plik, który ważył niecały megabajt. Nie miał rozszerzenia, ale nazwa „winrar” była dość wymowna.
– Ewidentnie coś spakowanego w archiwum RAR.
Zaorski kliknął prawym klawiszem i dodał stosowne rozszerzenie, a potem otworzył plik. Chwilę trwało, nim uruchomił się WinRAR 2.0, który Seweryn świetnie pamiętał. W czasach, kiedy nie sposób było skorzystać z dobrodziejstw Google’a, dostał nawet od kogoś książkę z Helionu poświęconą w całości obsłudze tego konkretnego programu. Wtedy chyba do każdego powstawała monografia.
Ze stacji dysków doszło kilka zgrzytów, po czym na ekranie wyskoczyło okienko z polem do wpisania hasła.
– Chyba żartujesz… – jęknęła Burza. – Nie dość, że zamurował to pod podłogą, to jeszcze zabezpieczył hasłem?
Zaorski zerknął na nią, kiedy pochylała się nad komputerem.
– Masz jakiś pomysł? – spytał.
– Tylko kilka standardowych. Puścisz mnie?
Seweryn szybko ustąpił jej miejsca, a potem przyglądał się kolejnym nieudanym próbom. Sprawdziła kilkadziesiąt możliwości, od imion przez daty urodzenia aż po ulubione filmy. Archiwum pozostawało zamknięte.
Sprawdzili kilka kolejnych dyskietek, ale sytuacja była identyczna. Na każdej znajdował się plik o nazwie „winrar”
bez rozszerzenia, stanowiący w istocie zabezpieczone hasłem archiwum.
Próbowali także wpisywać cyfry, które znajdowały się na etykietach, ale i to nie przyniosło żadnego skutku.
Po kilku kolejnych, niezbyt wymyślnych próbach zgodnie uznali, że strzelanie w ciemno nie ma żadnego sensu. Stanęli nad rozłożonymi na stole dyskietkami i przez chwilę przyglądali się liczbom. Ułożyli je od najmniejszej do największej, ale nie okazało się to ani trochę pomocne.
Zaorski zerknął na kilka pierwszych.
2. 11. 42. 132. 429. 514.
Nie przypominało to niczego, co miałoby jakikolwiek sens, a im więcej uwagi poświęcali liczbom, tym bardziej przypadkowe się wydawały. Mimo to oboje byli przekonani, że istnieje klucz, który pomoże zrozumieć więcej.
Mnożyli koncepcje, wypijając kolejne kubki kawy. Rozważali, czy cyfry mogą oznaczać litery, słowa, lokalizacje lub inne rzeczy. Hipotez właściwie było nieskończenie wiele. I żadna nie prowadziła do odpowiedzi.
Seweryn spojrzał kontrolnie na zegarek. Do odebrania Lidki i Ady