Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 3
Na pogrzeb przyjechała cała rodzina. Babcia została pochowana na starym cmentarzu w Grudziądzu, przy parku miejskim, tuż obok swojego męża i Ralfsa, przyjaciela z czasów wojennych.
Po raz pierwszy wtedy miałam do czynienia ze śmiercią kogoś tak mi bliskiego. Moje dzieci nie rozumiały, co się dzieje. Tłumaczyłam im, że babcia odeszła, że kiedyś się z nią spotkamy. Starałam się im wytłumaczyć, że taka jest kolej losu. Rodzimy się i umieramy. I że każdy z nas kiedyś umrze.
– Nawet ty, mamusiu? – zapytał mój syn.
– Nawet ja.
Nie spodobała mu się ta odpowiedź i skrzywił się, jakby zaraz miał się rozpłakać. Cóż, mnie było trudno pogodzić się ze śmiercią babci, a co dopiero dziecku, które właśnie dowiedziało się, że nie zawsze będzie blisko matki.
Po pogrzebie zjedliśmy obiad w restauracji Leśniczówka. Babcia Adela bardzo lubiła to miejsce. Podobno chodziła tam na tańce, a z dziadkiem po raz pierwszy się całowała w rosarium. Tak mówi przynajmniej jedna z rodzinnych anegdot.
Nie było z nami przyjaciół babci, z którymi szła przez życie. Pożegnała się ze światem jako jedna z ostatnich. A może wcale się nie pożegnała, tylko stwierdziła, że nie chce dłużej leżeć bezczynnie, tylko musi działać gdzieś tam, w przestworzach, gdzie powłoka cielesna jest jej zupełnie niepotrzebna, a wręcz mogłaby przeszkadzać w realizacji jakichś ważnych misji?
Po pogrzebie postanowiłam jeszcze przez jakiś czas zostać w Grudziądzu, potrzebowałam być jeszcze blisko niej. Bo wydawało mi się, że ona wciąż jest tuż obok… Mój mąż musiał wracać. Wzywała go korporacja, nieczuła na rodzinne smutki. Ja z mamą i tatą pojechałam do mieszkania przy ulicy Legionów, które zajmowała od dziesięciu lat. Podobno wcześniej mieszkała tam jej przyjaciółka, jeszcze ze szkoły. Wielki, okrągły stół, masywna szafa z porcelaną za szybą… Jak bardzo tam jej brakowało!
Babcia siadywała zawsze na krześle, wyprostowana jak struna. Słuchała tego, co mamy jej do powiedzenia, a sama niewiele opowiadała. Nie była typem babci, która bierze swoje wnuki na kolana, przytula i jest lekiem na całe zło. Była oschła, a nawet surowa. Czasem nieco zbyt surowa i wymagająca. Potem trochę się zmieniła, złagodniała. Ale zawsze niezmiennie spoglądała na mnie badawczo, nie komentując moich poczynań.
O sobie, o swoim życiu też niewiele mówiła. Za wyjątkiem kilku chwil, tuż przed tym, jak odeszła.
– Mogę wziąć pamiątki, które są w komodzie? Zdjęcia? – zapytałam mamę. – Chciałabym je przejrzeć.
– Zdjęcia? – zdziwiła się i spojrzała na ojca.
– Tak, zdjęcia i zapiski. Przepisy… I to pudełko po bombonierce, to z listami.
– Jasne, możesz – zgodziła się mama, otwierając szafę z obrusami. – Wezmę ten. Na święta będzie – powiedziała, gładząc haft richelieu, pamiętający czasy wojny.
– Mamo, może poczekaj z tym jeszcze? Nie musisz tego robić teraz. Nie musisz porządkować tego wszystkiego – zasugerowałam nieśmiało.
– Masz rację. Nie mogę… – westchnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – To nie był dobry pomysł.
– Mania, przyjedziemy tutaj przecież. Na spokojnie zdążysz wszystko poukładać. – Tata poklepał ją po ramieniu. – Teraz nie jest dobry czas na to wszystko. Jeszcze za wcześnie…
Mama pokiwała głową.
– Ale ten obrus wezmę. – Włożyła go do torby. – I serwetę. To trochę tak, jakby mama była z nami.
– Dobrze – zgodził się tata. – Ale wracajmy dzisiaj do domu.
– Ja zostanę…
– A co ty tu, dziecko, będziesz robić? – zdziwił się tata. – Jak potem chcesz wracać?
– Pociągiem. Jutro albo pojutrze.
– No a co z dziećmi? – zapytała mama.
– Mamo, przecież mają ojca. Dzisiaj będą jeszcze u babci Hani, a jutro już wrócą do domu.
– A jak u was? – zaniepokoiła się mama.
– Mamo, to nie czas i miejsce na rozmowę o moim małżeństwie.
Tata spojrzał porozumiewawczo na żonę. Ta wzruszyła ramionami.
– Chcę po prostu pobyć sama. Potrzebuję tego – powiedziałam.
– Dobrze. – Potaknęła głową mama. – Rozumiem. – Chociaż pewnie nie rozumiała nic.
Wypiliśmy wspólnie herbatę, a potem rodzice pojechali w stronę Gdańska. Ja chciałam sama pooglądać zdjęcia, popatrzeć na to, co było dla babci na tyle drogocenne, że zdecydowała się schować to do pudełka po czekoladkach i puszki po herbacie.
Babcia miała kilka takich „skrzyń skarbów”. W jednej z nich, tej metalowej po herbacie, chowała guziki. Jako dziecko bardzo lubiłam się nimi bawić. Przekładałam je, układałam z nich kolorowe obrazki. Nawet grałyśmy z babcią w kółko i krzyżyk guzikami. Dla mnie na zawsze pozostała zabawą w guziki i dopiero dużo później dowiedziałam się, jak naprawdę nazywa się gra, przy której spędziłyśmy wiele wakacyjnych wieczorów. Zastanawiałam się, do czego one były przyszyte czy w jakich okolicznościach ktoś je oderwał. Był tam jeden taki duży, kolorowy. Bardzo go lubiłam. Zawsze wymyślałam historie z nim związane. Co roku wydawało mi się, że należał do kogoś innego, a nie do mojej mamy. Otworzyłam teraz puszkę i wysypałam wszystko na stół. Uśmiechnęłam się na widok tego właśnie starego kolorowego guzika. Gdy byłam mała, wydawał mi się dużo większy.
– Twoja mama urwała go sobie od płaszcza – mówiła kiedyś babcia.
– Nakrzyczałaś na nią?
– Nie. – Uśmiechała się.
– Moja mama by na mnie nakrzyczała.
– Z pewnością nie! Nie wiesz, w jakich okolicznościach oderwał się jej ten guzik!
Słyszałam to już wcześniej wiele razy. Za każdym razem babcia dopowiadała trochę i już sama nie wiedziałam, co w tej historii było prawdą, a co nie. Podobno kiedyś wujek Staszek był chory i mama poszła do apteki po lekarstwa. Miała może osiem lat. Biegła i spotkała kominiarza. Pomyślała życzenie i tak mocno złapała za ten guzik, że go urwała. Do apteki nie dotarła, bo uznała, że to już jest zupełnie niepotrzebne, skoro pomyślała życzenie, by brat wyzdrowiał. Wujek faktycznie wyzdrowiał, a mama nie pozwoliła sobie przyszyć tego guzika. Myślała, że wtedy czar pryśnie i wujek znowu zachoruje. Taki mały talizman…
Albo