Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 5

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

nie zdajemy sobie nawet sprawy.

* * *

      Ten czas po śmierci babci pozwolił mi zrozumieć więcej, ale pomógł mi przede wszystkim zrozumieć siebie, a co za tym idzie – świat wokół mnie. Moje niezbyt udane małżeństwo i tęsknotę za czymś, co było kiedyś i za tym, co nie miało szans powrócić.

      Dowiedziałam się, że tego, kim jesteśmy, nie zawdzięczamy tylko genom, jakie przekazali nam przodkowie, ale też temu, co w ich życiu się wydarzyło. Wszystkie ich sekrety i czyny, zarówno te chwalebne, jak i naganne, odgrywają ogromną rolę w naszej codzienności. Ten emocjonalny spadek po rodzinie można przyjąć z uśmiechem, ale też można odrzucić. Trzeba tylko sobie uświadomić jego istnienie. Ja właśnie wtedy sobie to uświadomiłam… Zobaczyłam, że podążam dokładnie takimi samymi ścieżkami, jakimi zmierzała moja babcia Adela.

      Teraz wiem, że gdy się przypatrzeć losom naszych rodzin, można z łatwością zaobserwować powtarzalność pewnych wydarzeń w różnych pokoleniach. Aby przerwać ten łańcuch zdarzeń, należy czasem dokończyć jakąś starą sprawę, która przez lata czekała na rozwiązanie, komuś przebaczyć albo coś zrozumieć. Mnie się w końcu udało. Mogłam po tym wszystkim przytulić się do męża i wypić z nim herbatę z porcelanowych filiżanek w niezapominajki, które odgrywały tak ważną rolę w tej całej historii. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że się uda. Wtedy myślałam, że jedynym rozwiązaniem jest rozwód, którym miałam się zająć, gdy uspokoi się nasze życie po śmierci babci.

      ROZDZIAŁ II

      Kiedyś znajdę dla nas dom

      Z wielkim oknem na świat.

      Znowu zaczniesz ufać mi,

      Nie pozwolę Ci się bać.

      Kiedyś wszystkie czarne dni

      Obrócimy w dobry żart.

      Znowu będziesz ufał mi.

      Teraz śpij…

Anita Lipnicka, „Piosenka księżycowa”

      1

* * * Grudziądz, wrzesień 1999 r

      – Twoja babcia ma doskonałe pomysły. – Michał przeciągnął się i ziewnął. – Śniadanie do łóżka?

      – To u nas rodzinne – odpowiedziałam.

      – Co rodzinne? Śniadania do łóżka? – Spojrzał na mnie.

      – Nie. – Pokręciłam głową. – Doskonałe pomysły. Jaka babcia, taka wnuczka, i tak dalej. – Uśmiechnęłam się.

      – Nigdy nie spodziewałem się, że weekend w Grudziądzu może być tak fantastyczny – stwierdził, głaszcząc mnie po policzku.

      – Nawet za bardzo nie zobaczyłeś tego Grudziądza. Jakoś nie było okazji.

      – Nieważne gdzie, ważne z kim. – Michał pocałował mnie w usta. – Idę zrobić nam śniadanie. Nie ruszaj się z miejsca.

      Wcale nie miałam zamiaru ruszać się z miękkiej, pachnącej jeszcze naszą wspólną nocą pościeli. Uśmiechnęłam się. Dla mnie też był to uroczy weekend. Babcia wyjechała do sanatorium w Inowrocławiu i poprosiła, bym przyjechała na tydzień, żeby pilnować domu, podlewać kwiaty i co jakiś czas palić światło w oknach.

      – Nie wiadomo, Justynko, czy złodzieje akurat nie przyjdą. Trzeba sprawiać wrażenie, jakby w domu cały czas ktoś był. Nawet czasem możesz postukać w ścianę czy pohałasować.

      Nie wiem, czy babcia miała na myśli akurat tego typu hałasy, które miały miejsce tamtej nocy. Spędziłam w jej mieszkaniu kilka dni, a na weekend przyjechał stęskniony Michał z wielkim bukietem róż.

* * *

      Z Michałem spotykałam się już od prawie dwóch lat i bardzo nie lubiłam się z nim rozstawać, choćby na krótko. Dlatego też przyjechał do Grudziądza od razu, kiedy tylko mógł.

      Poznaliśmy się na studiach. Przez pierwsze dwa lata mijaliśmy się na korytarzach, znając się tylko z widzenia. A potem trafiliśmy do jednej grupy na kierunku finanse i rachunkowość. Grupa ta skupiała najlepszych studentów, którzy często oprócz nauki nie mieli w życiu nic do roboty. My byliśmy nieco inni. I ja, i Michał czuliśmy się początkowo bardzo nieswojo wśród osób sprawiających wrażenie, że są zafascynowani wyłącznie czytaniem grubych naukowych książek, liczeniem nieskończonej ilości słupków i prognozowaniem wszystkiego, co się da, więc od początku trzymaliśmy się razem.

      Na pierwszym wykładzie, na którym jeszcze wypadało być, przycupnęliśmy gdzieś z tyłu, obok siebie.

      – Dalej usiąść się nie dało? – Uśmiechnął się do mnie.

      – No nie. – Roześmiałam się po cichu, ale oczywiście po chwili zobaczyłam karcący wzrok dziewczyny w okularach, która siedziała tuż przede mną.

      – Michał – przedstawił się.

      – Justyna. – Podałam mu rękę.

      – Wygląda na to, że jesteśmy razem w grupie. Zatem warto się zaprzyjaźnić.

      Zaprzyjaźnialiśmy się przez całe studia. A w zasadzie pod koniec trzeciego roku byliśmy już nierozłączni. Uczyliśmy się razem, wspólnie spędzaliśmy wakacje. Czy snuliśmy plany? Może i tak, ale ja zawsze wiedziałam, że trzeba skończyć studia, a potem myśleć o przyszłości. Michał, jak się okazało, myślał o niej już wcześniej.

      2

* * *

      Któregoś dnia, tuż pod koniec studiów, przyszedł do mnie rano. Był niezwykle zadowolony. Zastał mnie w piżamie, ku wielkiej rozpaczy mojej mamy, która po pierwsze, nie uznawała wizyt przed południem, a po drugie, nie tolerowała przyjmowania gości w strojach odbiegających od ogólnie przyjętych norm. Przykrótka piżama flanelowa z oderwanym górnym guzikiem była jak najbardziej odbiegająca od jej ściśle określonych zasad.

      – Nie mogłem się doczekać, by ci o tym powiedzieć. – Usiadł na moim łóżku.

      Mama celowo zostawiła drzwi otwarte, bo przecież mój widok w samej piżamie na pewno mógł rozochocić Michała do tego stopnia, że nie zważając na obecność rodziców, rzuciłby się na mnie niczym wygłodniały wilk.

      – O czym? – wysapałam, wciąż jeszcze nieprzytomna.

      – Wyjeżdżamy!

      – Ale dokąd? Kiedy? – Nie wiedziałam, o czym on w ogóle mówi. Nie pamiętałam, byśmy planowali jakikolwiek wyjazd. – Jakieś zimowe wakacje? Ferie?

      – Do Stanów! – wykrzyknął.

      – Do Stanów? O czym ty mówisz? A sesja?

      Czekały nas ostatnie egzaminy i obrona pracy dyplomowej. Michał wciąż nie mógł wybrać tematu, dwa razy już zmieniał promotora, a ja w zasadzie już wszystko miałam przemyślane i byłam na dobrej drodze do zakończenia studiów w terminie.

Скачать книгу