Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja. Dorota Schrammek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek страница 13
– Rozumiem, że to zbrodnia. Moja babcia była Polką, ja jednak urodziłem się jako Rosjanin.
– Pytałam, ponieważ słyszę obcy akcent. Rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby pan już stąd poszedł.
Patrzyła, jak pakuje do plecaka koc, pod którym spał, małą poduszkę i książkę, którą spod niej wyciągnął.
– Czyta pan Dostojewskiego? – spytała zaskoczona, patrząc na tytuł. Idiota – widniało wielkimi literami na okładce.
– Chyba każdy moment na czytanie jest dobry, prawda? Miejsce także. Tylko na inne rozrywki należałoby zarezerwować sypialnię. – Mrugnął okiem do kobiety, która usiłowała znaleźć w trawie coś, czym mogłaby w niego rzucić. Roześmiał się, pomachał do niej, chwycił gitarę i poszedł dalej. Po chwili całkowicie zniknął jej z pola widzenia.
Dorota pomknęła do domu, mając nadzieję, że nie spotka nikogo z rodziny po drodze. Jej irytacja sięgnęła zenitu. Już nawet przestała myśleć o bólu głowy, który przeszedł jak ręką odjął. Co za typ! I czego szukał w pobliżu ich domu? Tekst, że spał, wydawał się mało realny. Będzie musiała obserwować otoczenie i podpytać, czy nie kręci się tutaj obcy.
Ubrała się szybko i wykonała poranną toaletę. Zdążyła zaparzyć kawę, kiedy kuchnia wypełniła się gwarem dzieci. Arek też przyszedł na śniadanie, ale odzywał się niewiele. Nigdy nie wiedział, co zadowoli żonę. Doszedł do wniosku, że jeżeli ona chce pogadać, musi sama zainicjować konwersację. Tymczasem on będzie zachowywał się tak, jak do tej pory, czyli poinformuje o planach na dzisiaj i ustali, o której spotkają się w restauracji. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, iż żona tak szybko pojmie wszystkie reguły prowadzenia lokalu i przejmie stery po Karolinie. Była lubiana i szanowana przez pracowników, a jednocześnie nie pozwalała wejść sobie na głowę. Postawiła granice. Jeżeli czegoś nie wiedziała, nie wstydziła się pytać.
– Mam kilka rzeczy do wykonania w domu. Zobaczymy się za jakieś trzy godzinki w restauracji – poinformowała męża.
Gdy wyjechał, przebrała pościel, nastawiła pranie, odkurzyła cały dom, a chłopców zagoniła do rozładowywania zmywarki. Razem uprzątnęli taras i wystawili śmietniki przed posesję, by pracownicy zakładu komunalnego mogli je bez problemu opróżnić. Dopisała jeszcze parę pozycji do listy zakupów i mogli ruszyć do Czaplinka.
Najpierw podjechała do supermarketu. Razem z synami zrobiła sprawunki i ruszyła dalej. W restauracji gościli już obiadowi klienci. Pomysł z jednym tematycznym dniem w tygodniu okazał się doskonały. Lokalne potrawy kuchni drawskiej przyciągały uwagę. Dorota zadbała, by nazwy nie budziły wątpliwości, że potrawy związane są z Czaplinkiem. Szczególne uznanie zyskiwali tym wśród turystów licznie odwiedzających ich miasteczko.
– Mamo, pójdziemy najpierw pod wodną kurtynę, dobrze? – Janek popatrzył na rodzicielkę proszącym wzrokiem. – Jest tak gorąco, że fajnie będzie się schłodzić.
– Dopilnujesz brata? – Dorota popatrzyła na starszego syna uważnie. Zawsze był odpowiedzialny, ale ona wolała się upewnić.
Skinął głową.
– Dobrze. Najpóźniej za dziesięć minut bądźcie z powrotem.
Wodna atrakcja mieściła się niemal naprzeciw lokalu. Widać ją było z okna, podobnie jak ganiających chłopców. Dorota podeszła do baru i przywitała się z personelem. Wysłuchała, co wydarzyło się od poprzedniego wieczoru. Niewiele. Skończyła się jedna marka piwa, trzeba będzie zamówić kolejną partię. Dostawca mrożonek jeszcze nie przyjechał. Szefowa odnotowała w terminarzu, że należy popędzić go telefonicznie.
– Czy zjawił się ktoś z ekipy remontowej do przeprowadzenia prac w naszych pomieszczeniach gospodarczych? – zapytała.
Od pewnego czasu perswadowała Arkowi, że dobrze byłoby wykonać dodatkowe regały i półki, wymienić drzwi otwierające się w złą stronę na harmonijkowe, zabierające mniej miejsca. Trzeba skuć kilka kafelków i położyć nowe, wypełnić fugi i pomalować pracowniczą ubikację. Do tego doszło kilka pomniejszych rzeczy.
– Nikogo nie było – zaczęła barmanka. – Ale chyba szef właśnie kogoś znalazł.
Dorota uniosła brew i ruszyła w stronę gabinetu męża. Dobiegał z niego głos Arka, który tłumaczył komuś zakres prac. Uśmiechnęła się pod nosem z zadowolenia. Wreszcie jakaś dobra informacja tego dnia.
Nacisnęła klamkę i weszła do środka.
– Dzień dobry… – rzuciła od progu, ale jej głos lekko się załamał na widok osoby, która siedziała po drugiej stronie mężowskiego blatu.
– Dobrze, że jesteś! – Arek poderwał się na widok żony. – Zobacz, ekipa remontowa miała odezwać się już wczoraj, a do dziś nie dali znaku życia. Przypadkiem do restauracji przyszedł pan Radosław, szukając zajęcia. W dokumentach i listach polecających ma opisane doświadczenie w drobnych remontach i naprawach. Jakie zrządzenie losu, że akurat pojawił się dzisiaj u nas, oferując swoje usługi! Co ty na to?
Dorota wpatrywała się w mebel, na którym leżały dokumenty, niemal przewiercając je wzrokiem. Nie była w stanie patrzeć Rosjaninowi w twarz. Nie po ich porannym spotkaniu.
– Sam wiesz najlepiej, co jest dla nas dobre – zaczęła wymijająco, chociaż najchętniej wykrzyczałaby, że mogą przyjąć wszystkich, byle nie tego człowieka. Ale wtedy musiałaby się ze wszystkiego tłumaczyć.
– Cieszę się, że jesteśmy tego samego zdania! – Arek zatarł ręce z zadowolenia. – To co, podpiszę z panem Radosławem umowę, a potem napijemy się wspólnie kawy, dobrze?
Dorota tylko skinęła głową i niemal bez tchu wyszła z pomieszczenia. Kawa była jak najbardziej wskazana. Pierwszą wypiła niemal duszkiem. Musiała opanować nerwy. Co to w ogóle ma znaczyć? Do tej pory nie miała styczności z tym mężczyzną, a tu raptem jednego dnia widzi go drugi raz!
– Cześć, Dorotko!
Omal nie podskoczyła, słysząc przy sobie głos. Obok niej stała Liliana.
– Przestraszyłam cię?
– Wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się.
– Przychodzę z prośbą. Czy mogę rozłożyć ulotki w pobliżu baru? Odebrałam je właśnie z agencji reklamowej. Do was przychodzi wielu turystów. Może ktoś skusi się na nocleg w agroturystyce Winne Wzgórze.
– Jasne! Zaraz poproszę dziewczyny, by wyłożyły je w widocznym miejscu. Miałam wczoraj do ciebie dzwonić i spytać, czy coś się ruszyło i posypały się rezerwacje.
– Niestety… – Liliana rozłożyła bezradnie ręce. – Nie wiem, co robię nie tak, ale jeszcze nikt nie zadzwonił, a ja muszę zarabiać.
– Zgłoszą się. Na pewno się zgłoszą – pocieszała przyjaciółkę