Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja. Dorota Schrammek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek страница 8
– Sama porozwożę dzisiaj zamówienia – zdecydowała. – Co to jest ta dostrzegalnia? Gdzie tego szukać? – Wpatrywała się w napis na tablicy, jakby chciała odnaleźć w nim błąd.
– To dziesięć kilometrów w stronę Drawska Pomorskiego. Po drodze będzie skręt na leśny parking. Tam trzeba zostawić samochód, przejść jakieś pięćset metrów i będzie punkt obserwacyjny. Są ustawione drogowskazy.
Dorota wpatrywała się w kelnerkę.
– To jakiś żart?! Zamówienie do lasu?!
– Tak. Dwa razy w tygodniu kierowca zawozi tam jedzenie. Dostrzegalnia to ogromna wieża. O czternastej zejdzie osoba, dla której jest obiad.
Kobieta wychodziła z kuchni, pocierając skronie. Miała wrażenie, że zaraz chwyci ją migrenowy ból pojawiający się w stresujących sytuacjach. Czym, do diabła, jest ta dostrzegalnia? Chwilę później wchodziła do urzędu. Od restauracji dzieliło ją raptem kilka kroków. Pani z kancelarii skierowała ją do odpowiedniego pokoju. Do przychodni lekarskiej Dorota podjechała samochodem. Budynek znajdował się niemal na końcu Czaplinka. Potem pojechała tak, jak jej nakazano. Zjechała na parking i zostawiła samochód. Rzeczywiście, niedaleko śmietnika ustawiono tabliczkę wskazującą kierunek do dostrzegalni. Wieża to wieża. Dorota szła i rozglądała się. Punkt obserwacyjny w lesie to ambona! No tak, dlaczego wcześniej na to nie wpadła?! To przecież musi być stanowisko, z którego wygląda się zwierząt. Na pewno!
Spojrzała w prawo i stanęła jak wryta. Doszukiwała się drewnianej, niewielkiej konstrukcji, a przed nią rozpościerała się ogromna, kilkudziesięciometrowa metalowa budowla! Wyglądała jak ciągnący się do nieba słup energetyczny. Dorota stanęła u podnóża i zadarła wzrok. Od samego patrzenia zakręciło się jej w głowie!
– No, wreszcie! – Ktoś wyjrzał z platformy znajdującej się jakieś dziesięć metrów nad ziemią. – Proszę mi podać!
– Słucham?! – Dorota rozejrzała się dookoła, czy aby na pewno do niej kierowane są słowa.
– Nie ma tego pana co zwykle? Trudno, musi pani wejść! Ja zejść nie mogę!
– Jak?!
– Po drabinie. Widać przecież szczeble.
– Nie dam rady!
– Nie mogę opuścić stanowiska. I tak jestem na niższej platformie zamiast na górze. Bardzo proszę o dostarczenie mi jedzenia. To tylko dziesięć metrów.
Dorota nie miała pojęcia, co takiego było w głosie klientki, ale sprawiło, iż na trzęsących się nogach ruszyła po szczeblach. Torbę z jedzeniem obwiązała sobie wokół nadgarstka, by jej nie przeszkadzała. Starała się nie patrzeć w dół.
– Uwaga na głowę! – Usłyszała komunikat z góry. – Proszę uważać!
Otwór, przez który miała się właśnie przecisnąć, był nieduży. Tęższa osoba nie zmieściłaby się.
– Dziękuję. – Przed Dorotą stała niewysoka, drobna kobieta. Miała krótko przycięte włosy i mocno opaloną twarz.
– Pani tu pracuje? – Restauratorka rozglądała się po dziwnym miejscu.
– Na tej platformie stoję bardzo rzadko. Jedynie wtedy, gdy czekam na obiad. Pozwoli pani, że zacznę jeść, nim wystygnie, dobrze? Na co dzień mam kanapki. Ciepły posiłek w ciągu dnia zjadam dwa razy w tygodniu. – Gdy nasyciła pierwszy głód, przyznała: – Bardzo smaczne. Potrzebowałam normalnego obiadu.
– Codziennie pani tu siedzi? – spytała zaskoczona Dorota. – I co to właściwie jest?!
– Dostrzegalnia przeciwpożarowa. Jestem tu od dziewiątej aż do zachodu słońca.
– Tyle godzin?! Na czym polega pani praca?
– Renata jestem. – Strażniczka leśna wyciągnęła rękę. – Proszę mi mówić po imieniu.
– Dorota.
– Każdego dnia rano zjawiam się tutaj przed dziewiątą. Wykonuję telefon do nadleśnictwa i dowiaduję się, czy mam wspinać się na wieżę, czy nie.
– Od czego zależy decyzja?
– Od pogody. Jeżeli w nocy padał deszcz, to zagrożenie pożarowe jest znikome. O wszystkim decydują warunki atmosferyczne i wilgotność ściółki. Dzisiaj ogłoszono trzeci, najwyższy stopień zagrożenia pożarowego. Muszę ze szczególną uwagą obserwować teren.
Jakby na potwierdzenie tych słów wstała i dokładnie rozejrzała się we wszystkich kierunkach, wykonując kilka kroków po mikroskopijnej platformie.
– Jak długo wchodzisz na górę? – zainteresowała się Dorota.
– Pięć minut. To jest najnowocześniejsza dostrzegalnia w regionie. Została w całości ocynkowana i ustawiona na niewielkim wzniesieniu. Skonstruowano aż pięć podestów, z których można prowadzić obserwacje. Wieża ma trzydzieści dwa metry. Szczyt wieńczy kapsuła, czyli pomieszczenie chroniące mnie przed deszczem, wiatrem i słońcem. Mam tam dwa małe blaty robocze, stoliczek i krzesło. Znajdują się tam też wszystkie urządzenia, dzięki którym dokładnie mogę określić miejsce pożaru.
– Musisz się znać na specjalistycznych narzędziach… – Dorota spojrzała na rozmówczynię z uznaniem.
– To są lornetki, mapy, linijki kierunkowe i radiotelefony – wyjaśniła Renata. – Gdy tylko zauważę dym, od razu przekazuję wiadomość do nadleśnictwa. Z kapsuły widzę wierzchołki drzew na odległość kilkunastu kilometrów. Jestem stąd, więc orientuję się, w jakiej lokalizacji wybucha pożar. Najważniejsze, by dostrzec go jak najszybciej. W tym roku zauważyłam szesnaście zagrożeń.
– To przecież ogromna odpowiedzialność! – Restauratorka przyjrzała się z uznaniem nowej znajomej. – Możesz w ten sposób uratować ludzi, ich dobytek i naturę!
– Masz rację. Pracuję tu od kwietnia do października. Dzięki wieży mogę zidentyfikować ogień, gdy jest jeszcze w zarodku. Trzeba mieć świadomość, że kilka kwadransów później rozprzestrzeniłby się na wierzchołki drzew, a wtedy ciężko go opanować. Nadleśnictwo poniosłoby ogromne straty. – Renata znowu trochę podjadła. – Na każdej wieży powinno pracować na zmianę dwóch obserwatorów – powiedziała po chwili. – Ale u nas nie ma chętnych. Zajmuję się tym tylko ja. Musiałam przejść badania stwierdzające, czy nadaję się do pracy na wysokości. Kończyłam także kurs z orientacji w kierunkach, umiejętności odczytywania mapy i odległości.
– Na mapach orientuję się pewnie tyle, co przeciętny człowiek. Znam kierunki, ale odległości? Przecież od precyzji zależy skuteczność akcji. – Dorota pokręciła głową i spojrzała z nieukrywanym podziwem.
– Muszę