Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja. Dorota Schrammek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek страница 5
– Dlaczego nie powiadomiłaś mnie, że jesteś w ciąży? – spytał tamtego wieczoru, kiedy po wielu latach zobaczył ją ponownie w Czaplinku. Siedzieli wszyscy na ogromnej rodzinnej kanapie zajmującej niemal pół głównego pokoju. – Przecież już wtedy wiedziałaś, że to ja jestem ojcem.
Gizela dochodziła do siebie po omdleniu. Małymi łykami popijała wodę ze szklanki, którą przyniosła jej wystraszona Sabina. Kacperek tulił się do niej i przerażonymi oczami badał twarze dorosłych. Nie rozumiał, co się dzieje i skąd to nagłe zamieszanie.
– To były czasy, gdy ciąża niezamężnej kobiety była powodem do wstydu – wyznała cicho. – Starannie do samego rozwiązania ukrywałam ją. Rodzice wiedzieli o wszystkim, choć poinformowałam ich dopiero wtedy, gdy brzuch był widoczny. Chciałam oszczędzić im gadaniny.
– Ludzie wiecznie o czymś gadają. – Tadeusz wzruszył ramionami, marszcząc brwi.
– W miasteczkach ludzkie języki skazują na społeczny ostracyzm – wyznała Gizela. – Mój tata piastował szanowane stanowisko. Był kierownikiem szkolnych warsztatów. Mama przez wiele lat pracowała w przedszkolu. Oboje mieli uznaną pozycję. I nagle ich córka po studiach ukończonych z najlepszą lokatą wróciła w ciąży i bez obrączki na palcu. Nawet nie wiedziałam, jakie nazwisko nosił chłopak, z którym zaszłam w ciążę. To pożywka dla społeczeństwa żądnego wrażeń i plotek. Rozumiesz?
Tadeusz przyglądał się jej uważnie.
– Tato przedsięwziął odpowiednie kroki. Wiedział, że od szkoły podstawowej kręcił się przy mnie syn jednego z sąsiadów. Kompletnie nie w moim typie. Ja żywiołowa, on spokojny. Ja nie usiedzę w miejscu, on domator. Ja czynna, on bierny. Był sporo starszy ode mnie. Nigdy nie miał dziewczyny. Odwiedzał tylko mnie. Graliśmy w szachy i w warcaby…
– Mnie też tata tego nauczył! – odezwała się Sabina nieoczekiwanie, ale pod wpływem wzroku matki zamilkła.
– Czyli twój sąsiad stał się ojcem, tak? – Tadeusz powoli wymawiał każde słowo.
– Był we mnie zakochany. Wiedział, że Sabina nie jest jego dzieckiem, ale nie było to dla niego przeszkodą. Z czasem wyznał, że przeszedł zapalenie jąder po niedoleczonej śwince, co spowodowało bezpłodność. Wzięliśmy cichy ślub. Tuż po porodzie sobie przypisał ojcostwo Sabiny. Zawsze się nią zajmował najlepiej, jak potrafił. Wstawał w nocy, żebym ja mogła nabrać sił na opiekowanie się nią w ciągu dnia. Prowadził na spacery, bawił się, z czasem uczył czytania, pomagał w lekcjach…
– Przejął moją rolę, której z powodu niewiedzy nie mogłem się podjąć. – Tadeusz podniósł głos.
Kacperek aż wzdrygnął się i zaczął płakać. Sabina przytuliła go mocno i szeptała do ucha uspokajające słowa. Po chwili zapanował spokój.
– Nie tylko ty tkwiłeś w niewiedzy. – Młoda kobieta spojrzała z wyrzutem na matkę.
Gizela wstała i zaczęła nerwowo krążyć po mieszkaniu.
– Córciu, a jak to sobie wyobrażałaś? Przemysław zajmował się tobą. Byłaś jego oczkiem w głowie, ukochanym dzieckiem. Poświęcał ci każdą chwilę, pamiętasz? Ludzie do dziś pamiętają twój rozdzierający płacz na pogrzebie, gdy niemal rzuciłaś się na trumnę. On towarzyszył ci od urodzenia!
– Bo mnie nie raczyłaś zapytać o zgodę – wtrącił Tadeusz. – Nie pozwoliłaś na to, żebym był ojcem. Ani nawet żebym zdecydował, czy chcę nim być!
– Jak to sobie wyobrażasz? Że jakimś cudem odszukuję cię, staję w drzwiach z brzuchem, z walizką, i mówię: „Od teraz będziemy rodziną”? A ty pewnie podskoczyłbyś z radości, klasnął w dłonie, chwycił koniak i przybiegł do mojego ojca, by ustalić termin ślubu. Zrobiłbyś to?!
Mężczyzna milczał.
– Na studiach zmieniałeś dziewczyny jak rękawiczki. Owszem, ja też uległam twojemu urokowi. Ale nie na tyle, żeby pomyśleć o tobie jak o partnerze do życia. Byłeś wolnym ptakiem, podczas gdy my tkwiliśmy w polskiej, szarej rzeczywistości. Ciebie pociągał świat, a ja nie opuściłabym kraju. Nie zrozumielibyśmy się. Jestem pewna, że nasz związek to byłoby jedno wielkie nieporozumienie.
Tadeusz nieznacznie skinął głową. Musiał przyznać jej rację. Miesiące krótko po zakończeniu studiów nie były dla niego czasem na ustatkowanie się. Zwiedzał, przeżywał, chłonął, sycił się światem. I pewnie nie zrezygnowałby z tego, gdyby Gizela poinformowała go o ciąży.
– Chyba masz rację – powiedział powoli. – Opowiedz mi jeszcze o Przemysławie. Chcę mieć pewność, że moja córka miała najlepszą opiekę.
Potoczyła się opowieść o zwykłym mężczyźnie, który z każdym dniem w towarzystwie dziecka stawał się coraz bardziej radosny i szczęśliwy. Czas niemal całkowicie poświęcał rodzinie.
– Mogłam realizować się w swojej turystycznej pasji. Wędrowałam po górach, organizowałam spływy, a jednocześnie pracowałam w wydziale promocji urzędu miasta. Ciężko mi było, gdy zmarł. To był zawał. Bardzo rozległy. Mój mąż trafił do szpitala za późno i odszedł po kilku godzinach. Pierwsze dni bez niego były dla nas szokiem. W domu panowała cisza. Bałyśmy się śmiać, powiedzieć coś głośniej… Sabina dłużej wychodziła z żałoby. Ja musiałam wrócić do codzienności. Zostałyśmy z jedną pensją, a renta po ojcu była niewielka. Ciągnęłam dwa, a potem trzy etaty, by dziecko miało wszystko. I chyba mi się to udało. Sabinka jeździła na kolonie, trenowała jeździectwo, regularnie uczęszczała na basen. Robiłam wszystko, by nie odczuła braku ojca. Tylko uczyć się zbytnio nie chciała. Jakby po śmierci Przemysława straciła chęć do dalszej edukacji. Z trudem przekonałam ją do sensownej szkoły średniej, bo miała ochotę po prostu iść do zawodówki.
– Nie miałam ochoty – wtrąciła Sabina, chcąc sprostować słowa matki. – Po prostu czułam, że bez opieki i pomocy taty nie poradzę sobie w innej szkole. A teraz okazuje się, że wcale nie był moim ojcem… – Spojrzała na Tadeusza.
Mężczyzna skulił się nieco w sobie, jakby nagle na jego ramiona spadł cały ciężar sytuacji. A to przecież nie jego wina, że przez tyle lat żył w błogiej nieświadomości, że gdzieś żyje jego dziecko. Zerknął na Sabinę. Toż to kobieta, a nie dziecko! Jak może o niej myśleć w takich kategoriach?
– Pójdę już – powiedział, podnosząc się. – Porozmawiajcie spokojnie. Macie sporo do wyjaśnienia.
Obie spojrzały na niego.
– Wolałabym, żebyś przy tym był – odezwała się Gizela. – Przygotuję kolację i porozmawiamy.
– I będziemy zachowywać się jak normalna, odnaleziona po latach rodzina? Usiądziemy przy wspólnym stole i milutką konwersacją zajmiemy sobie czas? Tadeuszku, chcesz pomidorki ze śmietaną? Są z prawdziwej polskiej plantacji! A może trochę miodziku? – Sabina parodiowała matkę, ale łzy, które pojawiły się w jej oczach, wskazywały, że robi to niemal wbrew sobie.