Ciemniejsza strona Greya. Э. Л. Джеймс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ciemniejsza strona Greya - Э. Л. Джеймс страница 5

Ciemniejsza strona Greya - Э. Л. Джеймс

Скачать книгу

mnie za rękę i przesuwa kciukiem po knykciach, a wszystkie moje mięśnie zaciskają się mocno, rozkosznie, głęboko.

      Jak to możliwe, że on nadal tak na mnie działa?

      – Proszę, nie przygryzaj wargi, Anastasio – szepcze.

      Podnoszę wzrok i puszczam wargę. Pragnę go. Tutaj, teraz, w windzie. Jak mogłoby być inaczej?

      – Wiesz, jak to na mnie działa – mruczy.

      Och, a więc on też to czuje. Moja wewnętrzna bogini zastanawia się nad porzuceniem pięciodniowych dąsów.

      Drzwi nagle się rozsuwają, czar pryska, a my wychodzimy na dach. Wieje silny wiatr i choć mam żakiet, jest mi zimno. Christian obejmuje mnie ramieniem, przyciąga do siebie i szybko idziemy w stronę Charliego Tango, stojącego pośrodku lądowiska. Śmigła obracają się powoli.

      Z kabiny wychodzi wysoki blondyn o kwadratowej szczęce i pochylając się, biegnie ku nam. Wymienia uścisk dłoni z Christianem i woła, przekrzykując łoskot śmigła:

      – Gotowy do lotu, proszę pana. Jest do pańskiej dyspozycji!

      – Wszystko sprawdzone?

      – Tak jest.

      – Odbierzesz go około ósmej trzydzieści?

      – Tak jest.

      – Taylor czeka na ciebie na dole.

      – Dziękuję, panie Grey. Bezpiecznego lotu do Portland. Do widzenia pani. – Żegna się ze mną ruchem głowy.

      Christian, nie puszczając mojej dłoni, pochyla się i prowadzi mnie do maszyny.

      Gdy jesteśmy już w kabinie, zapina mi pasy, mocno je zaciskając. Posyła mi znaczące spojrzenie i ten swój tajemniczy uśmiech.

      – Dzięki temu będziesz unieruchomiona – mruczy. – Muszę przyznać, że podobają mi się te pasy. Niczego nie dotykaj.

      Oblewam się szkarłatnym rumieńcem, a on przesuwa palcem wskazującym po moim policzku, po czym wręcza mi słuchawki. „Ja też chciałabym cię dotknąć, ale mi nie pozwolisz”. Robię nachmurzoną minę. Poza tym tak ciasno mnie zapiął, że ledwie mogę się ruszyć.

      Zajmuje swoje miejsce i także zapina pasy, po czym rozpoczyna kontrolę przedstartową. Jest taki kompetentny. Zakłada słuchawki, pstryka jakiś guzik i śmigła przyspieszają, ogłuszając mnie.

      Christian odwraca się do mnie.

      – Jesteś gotowa, mała? – Jego głos odbija się echem w słuchawkach.

      – Tak.

      Obdarza mnie chłopięcym uśmiechem. Wow, tak dawno go nie widziałam.

      – Wieża Sea-Tac, tu Charlie Tango Golf – Golf Echo Hotel, gotowy do lotu do Portland przez PDX. Proszę o potwierdzenie, odbiór.

      Odzywa się głos kontrolera ruchu, wydający instrukcje:

      – Roger, wieża, Charlie Tango może startować, bez odbioru.

      Christian wciska dwa przyciski, chwyta za drążek sterowniczy i śmigłowiec powoli się wznosi ku wieczornemu niebu.

      Seattle i mój żołądek pozostają w dole. Tyle jest do zobaczenia.

      – Goniliśmy już za świtem, Anastasio, teraz pora na zmierzch – słyszę w słuchawkach jego głos.

      Odwracam się i patrzę na niego zaskoczona.

      Co to ma znaczyć? Jak to jest, że Christian potrafi mówić tak romantycznie? Uśmiecha się, na co odpowiadam nieśmiałym uśmiechem.

      – Tym razem oprócz zachodzącego słońca jest znacznie więcej do zobaczenia – mówi.

      Podczas naszego ostatniego lotu do Seattle panowały ciemności, ale dzisiejszego wieczoru widok jest spektakularny, dosłownie nieziemski. Prześlizgujemy się między najwyższymi budynkami, ciągle się wznosząc.

      – Tam jest Escala – pokazuje mi. – Tam Boeing, no i widać Space Needle.

      Wyciągam szyję.

      – Nigdy tam nie byłam.

      – Zabiorę cię, możemy tam coś zjeść.

      – Christian, myśmy się rozstali.

      – Wiem. Ale przecież wolno mi cię tam zabrać i nakarmić. – Piorunuje mnie wzrokiem.

      Kręcę głową i postanawiam nie protestować.

      – Bardzo tu pięknie, dziękuję ci.

      – Robi wrażenie, co?

      – Robi wrażenie fakt, że umiesz robić coś takiego.

      – Pochlebstwo z pani ust, panno Steele? Ależ ja jestem człowiekiem o wielu talentach.

      – Mam tego pełną świadomość, panie Grey.

      Odwraca się, uśmiecha znacząco i po raz pierwszy od pięciu dni udaje mi się choć trochę zrelaksować. Może nie będzie aż tak źle.

      – Jak nowa praca?

      – Dobrze, dziękuję. Interesująca.

      – Jaki jest twój przełożony?

      – Och, w porządku. – Jak mogę powiedzieć Christianowi, że Jack mnie deprymuje?

      – Co ci się w nim nie podoba? – pyta, zerkając na mnie.

      – Nie licząc tego, co oczywiste, to nic.

      – Tego, co oczywiste?

      – Och, Christianie, czasem straszny z ciebie tępak.

      – Tępak? Ja? Nie jestem pewny, czy podoba mi się pani ton, panno Steele.

      – No to niech ci się nie podoba.

      Jego usta wyginają się w uśmiechu.

      – Brakowało mi twego ciętego języka, Anastasio.

      Wciągam głośno powietrze i mam ochotę zawołać: „A mnie brakowało całego ciebie, nie tylko języka!” Trzymam jednak buzię na kłódkę i wyglądam przez szybę Charliego Tango, która ma kształt kulistego akwarium. Lecimy na południe. Po prawej stronie słońce wisi nisko nad horyzontem – wielkie, płomiennie pomarańczowe – a ja znowu jestem Ikarem, podfruwającym stanowczo zbyt blisko.

      Zmierzch podąża za nami z Seattle, na niebie przeplatają się krem, róż i akwamaryna, tak perfekcyjnie, jak tylko Matka Natura potrafi. Niebo jest bezchmurne, a światła Portland migoczą wesoło, witając nas, gdy Christian sadza śmigłowiec na lądowisku. Znajdujemy się na dachu tego dziwnego budynku z brązowej cegły, z którego odlecieliśmy niecałe trzy tygodnie temu.

Скачать книгу