Korekty. Джонатан Франзен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Korekty - Джонатан Франзен страница 12

Korekty - Джонатан Франзен

Скачать книгу

cynicznemu posunięciu towarzyszy ryzyko finansowe, to owo posunięcie zamienia się w akt odwagi artystycznej?

      Na trawnik za oknami przypuściła atak eskadra przeraźliwie warczących kosiarek. Słońce świeciło coraz jaśniej. Mimo to Chip brnął dalej. Czy to prawdopodobne, żeby właścicielka niewielkiej firmy z własnej kieszeni płaciła za kosztowne leczenie pracownika? Ktoś z sali zauważył, że szef, u którego pracował w poprzednie wakacje, był bardzo hojny i w ogóle super.

      Jedna ręka Chada zmagała się z przebierającą palcami ręką Melissy, druga głaskała ją po odkrytym brzuchu.

      – A co ty powiesz, Chad? – zapytał go wprost Chip.

      O dziwo, nie musiał powtarzać pytania.

      – Może to był wyjątek. W innej firmie coś takiego byłoby niemożliwe, a akurat w tej się zdarzyło. Przecież nikt nie twierdzi, że to norma, prawda?

      Chip spróbował podnieść problem, czy sztuka powinna wiernie naśladować rzeczywistość, czy ją kształtować, lecz i tym razem jego wysiłki nie przyniosły żadnego rezultatu.

      – A więc podsumowując dyskusję, możemy stwierdzić, że ta kampania reklamowa bardzo nam się podobała oraz że podobne do niej przedsięwzięcia reklamowe dobrze służą krajowi i jego kulturze, czy tak?

      Część słuchaczy wzruszyła ramionami, część skinęła głowami, większość nie zareagowała.

      – Jeszcze nie poznaliśmy twojego zdania, Melisso.

      Melissa podniosła głowę, oderwała wzrok od Chada i spojrzała na Chipa zmrużonymi oczami.

      – Tak – powiedziała.

      – Co „tak”?

      – Tak, takie reklamy dobrze służą krajowi i jego kulturze.

      To go zabolało. Wciągnął głęboko powietrze.

      – Wspaniale. Ekstra. Dziękuję za opinię.

      – Tak jakby panu na niej zależało.

      – Proszę?

      – Tak jakby panu zależało na czyjejkolwiek opinii, chyba że jest taka sama jak pańska.

      – Tu nie chodzi o opinie, tylko o umiejętność stosowania krytycznych metod analizy – odparł Chip. – Właśnie tego staram się was nauczyć.

      – Nie wydaje mi się – stwierdziła Melissa wyniosłym tonem. – Moim zdaniem stara się pan nauczyć nas nienawidzić tych samych rzeczy, których pan nienawidzi. Panu nie podobała się ta reklamówka, prawda? Poznaję to po pańskim głosie.

      Przez salę przebiegł szmer, senna atmosfera natychmiast się ulotniła. Być może ani Chad, ani Melissa nie byli szczególnie lubiani, ale teraz dziewczyna zaatakowała Chipa nie jak studentka, lecz jak rozgniewany pełnoprawny partner, i wszystkim ogromnie to zaimponowało.

      – Rzeczywiście, nie podobała mi się – przyznał Chip. – Ale to jeszcze nie znaczy…

      – Owszem, znaczy.

      – Dlaczego się panu nie podobała? – zawołał Chad.

      – Właśnie! – pisnęła mała Hilton. – Proszę nam powiedzieć!

      Chip zerknął na zegar ścienny. Do końca semestru zostało jeszcze sześć minut. Przesunął ręką po włosach i potoczył wzrokiem po sali, jakby w nadziei, że znajdzie choć jednego sojusznika, ale w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że nie ma co na to liczyć.

      – Przeciwko korporacji W. toczą się obecnie trzy niezależne postępowania w sprawach o naruszenie ustaw antytrustowych – zaczął. – Jej ubiegłoroczne przychody przewyższyły produkt narodowy brutto Włoch. Teraz, w celu wyciśnięcia pieniędzy z jedynej niezagospodarowanej części populacji, cynicznie wykorzystuje lęk kobiet przed rakiem piersi oraz współczucie dla jego ofiar. Tak, Melisso?

      – To nie jest cynizm.

      – W takim razie co, jeśli wolno spytać?

      – To docenianie kobiet aktywnych zawodowo. To zdobywanie pieniędzy na walkę z rakiem. To zachęta do profilaktyki. To wskazówka dla kobiet, że one też mogą w pełni korzystać z najnowocześniejszych technologii, że to nie jest tylko zabawka dla facetów.

      – W porządku – odparł Chip. – Wydaje mi się jednak, że problem nie polega na tym, co myślimy o raku piersi, ale na tym, co rak piersi ma wspólnego ze sprzedawaniem oprogramowania.

      Chad postanowił pospieszyć w sukurs Melissie.

      – I właśnie o to chodzi w tej reklamówce: dostęp do najświeższych informacji może ocalić ci życie!

      – Więc jeśli Pizza Hut doda do swoich reklam krótkie zdanko zachęcające mężczyzn do przeprowadzania regularnych badań jąder, będzie mogła z dumą ogłosić, że aktywnie uczestniczy w ogólnonarodowej kampanii na rzecz walki z rakiem?

      – Oczywiście.

      – Czy naprawdę nikt z was nie dostrzega niczego nieetycznego w takim postępowaniu?

      Nikt nie dostrzegał. Melissa przyglądała mu się z krzywym uśmiechem, ale bez rozbawienia. Chip czuł się tak – i mało go obchodziło, czy ma rację czy nie – jakby w ciągu pięciu minut zniszczyła wszystko, co udało mu się osiągnąć w ciągu całego semestru.

      – W takim razie weźcie pod uwagę, że Naprzód, dziewczyno nigdy by nie powstała, gdyby korporacja W. nie zamierzała wprowadzić na rynek nowego produktu. Weźcie również pod uwagę, że życiowy cel ludzi pracujących w W. to wykorzystać opcje na zakup akcji i przejść na emeryturę w wieku trzydziestu dwóch lat oraz że życiowy cel ludzi posiadających już te akcje (należeli do nich Gary i Caroline, brat i bratowa Chipa) to budowanie większych domów, kupowanie większych terenówek i konsumowanie większej ilości ograniczonych zasobów naszej planety.

      – Co jest złego w zarabianiu na życie? – zapytała Melissa. – Dlaczego zarabianie pieniędzy ma być czymś z gruntu obrzydliwym?

      – Baudrillard powiedziałby zapewne, że zło takich kampanii reklamowych polega na nadaniu określonym sygnałom zupełnie nowych znaczeń. Sygnał w postaci kobiecego płaczu nie oznacza już tylko smutku, lecz także „Chcę mieć nowe oprogramowanie” albo „Nasi pracodawcy ogromnie się o nas troszczą”.

      Ścienny zegar pokazywał drugą trzydzieści. Chip umilkł, czekając na dzwonek i koniec semestru.

      – Bardzo przepraszam, ale to wszystko bzdury – powiedziała Melissa.

      – Co masz na myśli?

      – Te całe zajęcia. To jedna wielka bzdura. Uczymy się o różnych krytykach, którzy załamują ręce nad stanem krytyki, a nikt nie potrafi powiedzieć, co naprawdę jest nie w porządku. Wiedzą tylko tyle, że wszystko jest złe, że „korporacja” to paskudne słowo, a jeśli ktoś dobrze się bawi albo

Скачать книгу