Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 6

Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk

Скачать книгу

się słyszeć:

      – Złoty… ale niezły.

      – Nie jest zły…

      – Złoty i niezły.

      – Złotoniezły…

      – Złotoniezły.

      – Złotoniezły!

      A zaraz także:

      – Złoty Płonący Tyłek! – Wszak ten pojedynczy głos szybko zginął w powstającym tumulcie:

      – Srebrzysta Światłość!

      – Przywódca Złotoniezły!

      – Niech srebrzy się i złoci Srebrzysta Światłość!

      – Niech złoci się i srebrzy przywódca Złotoniezły!

      – Złotoniezły, Złotoniezły!

      Kiedy gromkie wiwaty nieco przycichły, do nowego wodza całkiem nowego klanu na północno-zachodniej ziemi, który swoją drogą nie miał jeszcze własnej ziemi, podeszła Mysia. Spojrzała spode łba na Złotego, łypiąc srebrzystymi oczyma. Przeniosła wzrok na dochodzącego do siebie Popiela i uśmiechnęła się z przekąsem.

      – Złotoniezły może rzeczywiście nie jest taki zły. – Napluła na swą dłoń szarą śliną i wyciągnęła rękę ku klanowemu przywódcy. Ten odwzajemnił gest, po czym przyciągnął do siebie zadziorną dziewczynę, mocno przytulił i przyjacielsko poklepał po plecach.

      III. BURSZTYN ORANŻ I OZŁON

*Kilkanaście tygodni księżycowych przed Bitwą Dnia i Nocy*

      – „Złota siostra wejdzie w mrok, by rozświetlić Srebrnej krok”. Naprawdę ładnie brzmi, nie uważasz? – zaszczebiotała słodko królewska córka i opromieniona uśmiechem popatrzyła na towarzyszącą jej przyjaciółkę, baronową Bursztyn. Ta poprawiła własne złociste loki, a potem jaśniejsze o barwie słońca na głowie Złotej. Następnie pogodnie do niej przemówiła:

      – Z premedytacją zabrałam cię na konną przejażdżkę właśnie na kanarkowe łąki. Chciałam pokazać ci ten kamień z jaskrawymi napisami w starym języku. W końcu jesteś złotą siostrą… siostrą księcia Złotego. Więc pomyślałam, że cię to może zainteresuje.

      – Tak jak ciebie mój przyrodni brat. – Księżniczka poszerzyła złocisty uśmiech i pogroziła przyjaciółce palcem ozdobionym złotymi obrączkami. A wobec zafrasowanej miny baronowej, spoważniała i z troską dodała: – Przepraszam, nie chciałam. Wiesz, że szanuję twoją miłość do mego brata. Jednakże jego serce wciąż jest otwarte na uczucie i zarazem wolne od niego do jakiejkolwiek kobiety, nic na to nie poradzę.

      – Owszem, mogłabyś… – westchnęła Bursztyn i nieco cierpko stwierdziła: – Wystarczyłoby z twoich złocistych ust jedno słówko twemu ojcu, a wyswatałby mnie z twoim bratem. Król niczego by ci przecież nie odmówi oraz uwierzył, że przemawia przez ciebie czysta światłość. I… w sumie miałby rację. Sama wiesz, że Złoty byłby przy mnie szczęśliwy.

      – Oczywiście, nie wątpię – zgodziła się Złota, pocałowała przyjaciółkę w policzek i wyszeptała jej słodko do ucha: – Zaniosę modlitwy światła oraz pomyślności w intencji rozkochania się Złotego właśnie w tobie, kochana. Ale nigdy nie będę nakłaniać nikogo, aby związał się z drugą osobą bez uczucia słonecznej miłości – powiedziawszy to, ucałowała Bursztyn w drugi przypudrowany na złoto policzek i z sympatią spojrzała jej w oczy.

      – Dziękuję, Wasza Świetlistość, za intencjonalne modlitwy, kolejne – burknęła niepocieszona baronowa, po czym wskazując na parę złocistych rumaków, zasugerowała: – Wracamy już do pałacu? Niedługo zacznie zachodzić słońce.

      – Otóż… nie tak prędko – uśmiechnęła się ujmująco Złota. Rozświetliła swe oczy i zwróciła do góry dłonie, które zajaśniały intensywnym światłem. Wówczas również tarcza słoneczna na niebie uległa rozjaśnieniu, jakby jeszcze zwiększając swą objętość.

      – Jak ty to robisz…? Ciągle mnie to zdumiewa – oznajmiła z nieskrywanym podziwem, ale i zazdrością Bursztyn. Zaraz jednak wzruszyła ramionami okrytymi szafranowymi koronkami cytrynowej sukni i rezolutnie rzuciła: – Teraz rzeczywiście nie musimy się spieszyć do domu, więc możemy tam podążać spokojnie kłusem.

      – Jak sobie życzysz. – Złota dała się podsadzić gwardziście, jednemu z siedmiu, którzy towarzyszyli kobiecej parze w przejażdżce.Niebawem królewska córka zrównała złocistego rumaka ze złotym wierzchowcem baronowej i z końskich grzbietów arystokratyczne damy kontynuowały beztroską pogawędkę:

      – Pogodowi wieszcze zapowiadają na nadchodzące dni ciepłe słońce oraz bezchmurne niebo. Może więc przyjedziemy w te okolice także jutro? – zapytała Bursztyn, rozglądając się po kanarkowych łąkach, gdzie niepodzielnie królowały złociste kwiaty, a pośród nich rozchodziły się trele miodnych kanarów.

      – Niestety nie będę mogła ci towarzyszyć. Może weź ze sobą lady Pomarańczę – zasugerowała Złota.

      – Tylko nie Pomarańczę. Nie mogę po prostu tego znieść, jak wszędzie chodzi za twoim bratem, naprzykrza mu się i w ogóle. A te jej niewybredne żarty rodem z pospólstwa? Daj spokój… – Zdegustowana baronowa wywróciła do góry bursztynowe oczy. A spoglądając z ukosa na księżniczkę i marszcząc brwi, jeszcze markotnie dopytała: – Na pewno nie znajdziesz dla mnie czasu?

      W odpowiedzi Złota posłała jej kolejny słodki uśmiech i rozkładając wymownie ręce, przymilnie oznajmiła:

      – Naprawdę jestem jutro zajęta. Od rana będę rozdawała złocisty chleb biedocie. Plony były nader obfite, spichlerze są pełne ziarna i żywności mamy w królestwie sporą nadwyżkę. Zaś po południu udzielam znaku słońca chętnym mieszkańcom stolicy. Z kolei wieczorem mam zaszczyt prowadzić chór światła i tańczyć w kaplicy Jedynego Słońca.

      – Ostatnio to twój standardowy rozkład zajęć prawie każdego dnia. Nie zbrzydło ci jeszcze… to świecenie? – zadrwiła nieco Bursztyn. A zanim doczekała się odpowiedzi, sama ciągnęła dalej: – W takich okolicznościach, skoro przedkładasz towarzystwo żółtego motłochu nad moje, spędzę ranek na przymierzaniu nowych strojów, które raczyłam ostatnio kupić, a jeszcze nie miałam ich na sobie. Później odwiedzę port. Podobno lada dzień mają przybić statki kupieckie z Oazy Sfinksa i w sprzedaży pojawią się egzotyczne świecidełka w kolorze błękitu rodem z samego przeklętego południa. Nie przepuszczę takiej okazji. Zaś na koniec dnia… – Baronowa zawiesiła głos i melancholijnie zakończyła: – powitam, również w porcie, wuja Tycjana. Właśnie wraca z republiki, gdzie zabawił wyjątkowo długo i należy go po powrocie stosownie ugościć. Jakby nie patrzeć to teraz moja najbliższa rodzina.

      – Wciąż łączę się z tobą w bólu z powodu twej wielkiej starty. – Złota położyła krzepiąco dłoń na ręku przyjaciółki.

      – W wypadku na morzu zginęła nie tylko moja, ale i twoja matka – zauważyła Bursztyn.

      – To prawda, ale w jakiś sposób ciągle odczuwam jej obecność w promieniach

Скачать книгу