.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 16
– Domyślam się, że na suchej planecie Pand litosy rozprzestrzeniły się i zlikwidowały makrosy. To samo na księżycu bez atmosfery. Za to na wilgotnej kolonii się nie przyjęły, tylko obumarły albo przeszły w uśpienie. Ale co z resztą floty maszyn?
– Okręty makrosów próbowały wspomóc siły naziemne, ale poniosły porażkę. W ciągu kilku tygodni ich bazy albo padły, albo były bezustannie atakowane. Pomimo obfitości minerałów nie mogły konstruować więcej jednostek. Zanim sterująca flotą inteligencja stwierdziła, że tej walki nie sposób wygrać, było już za późno. Spróbowały zaatakować nas na orbicie czwartej planety, ale do tego czasu rozbudowaliśmy flotę nanitów, więc żadna ze stron nie uzyskała przewagi. Makrosy wycofały się. Nie mając innej drogi odwrotu, popędziły w stronę pierścienia przy piątej planecie, gdzie stacjonowały Jastrzębie. Próbowały uciec z układu, póki jeszcze mogły.
Zamilkł na chwilę, jak gdyby budując napięcie. Czekałem. Chyba chciał, żebym zapytał, co było dalej, ale tym razem tylko uniosłem wyczekująco brwi.
– Wasze kochane Jastrzębie uciekły – dokończył wreszcie z odrazą. – To nie ptaki drapieżne, tylko tchórzliwe kurczaki.
– Skąd pan wie, że po prostu nie wciągnęły wroga w pułapkę i nie zniszczyły go po drugiej stronie pierścienia?
Sokołow splunął.
– Gdy tylko maszyny zniknęły z układu, flota nanitów porzuciła niedźwiedzie tak samo, jak porzuciła Ziemię. Z personelem dowódczym na pokładzie podążyła za makrosami.
Już otwierałem usta, żeby zapytać, co było dalej, gdy z głośników odezwał się naglący głos Hansena:
– Gotowość bojowa. Kapitan Riggs proszony na mostek. Powtarzam, kapitan proszony na mostek.
Rozdział 6
Wypadłem z kajuty Sokołowa, mijając stojącego na straży marine. Skinąłem na drzwi, a strażnik przytaknął na znak, że zrozumiał. Chciałem, żeby skupił się na swoim głównym zadaniu – pilnowaniu, żeby stary generał nigdzie się nie ruszył.
Wkroczyłem na mostek i od razu popatrzyłem na holowyświetlacz ukazujący sytuację taktyczną w przestrzeni wokół Orna-6. Jak na dłoni widziałem naszą pozycję w pobliżu Kwadratu oraz położenie pierścienia. Tkwił po drugiej stronie planety wraz z czterema ikonami oznaczającymi cztery zawieszone nad nim minifortece Jastrzębi. Dostrzegałem też mnóstwo dronów, kosmicznych śmieci i niewielkich satelitów szpiegowskich. Nic się tu nie zmieniło od paru miesięcy.
Nowością, która przykuwała wszystkie spojrzenia, był za to duży, migający, żółty symbol, który nie przypominał żadnego innego. Kontakt tkwił nieruchomo nad instalacjami Jastrzębi. Ikona takich rozmiarów musiała oznaczać coś…
Ogromnego.
Zacząłem regulować obraz, ignorując rozbrzmiewające wokoło komendy i meldunki. Hansen najwyraźniej szykował załogę na szybki start, dzięki czemu mogłem w spokoju ocenić sytuację. Wkrótce patrzyłem na coś jednocześnie znajomego i kompletnie dziwnego.
Obiekt w kolorze matowego złota był prostokątną bryłą o nierównej powierzchni. Miał szerokość siedmiuset metrów i długość tysiąca czterystu. Przywodził na myśl ogromne pudło po butach. Jego wymiary coś mi przypominały.
– Nieustraszony, porównaj długość krótszego boku tego przyjemniaczka z długością boku Kwadratu.
– Wymiary pokrywają się z dokładnością do stu trzydziestu pięciu dziesięciotysięcznych procent.
– Ale nie są identyczne?
– Nie. Wykrywam drobne odchylenie.
Z namysłem przygryzłem wargę. Skoro Kwadrat był artefaktem Pradawnych, statek również mógł nim być.
I wtedy coś do mnie dotarło.
– Wywołaj Marvina – rozkazałem.
Odpowiedź robota mnie rozczarowała.
– Jestem zajęty, kapitanie Riggs. Proszę nie przeszkadzać mi w obserwacjach.
– Do diabła z twoimi obserwacjami, Marvin. Z pierścienia właśnie wyleciał obiekt prawdopodobnie zbudowany przez Pradawnych. Jesteś mi potrzebny.
– Zgadzam się, że potrzebujecie mojej eksperckiej wiedzy. Wiem o pojawieniu się obiektu i właśnie analizuję go w najdrobniejszych szczegółach. Moje łańcuchy neuronalne pracują przy maksymalnym obciążeniu, dlatego ta rozmowa tylko przeszkadza.
– Mój mózg też ciężko pracuje – powiedziałem. – Czasem dwa umysły potrafią osiągnąć razem więcej niż jeden. Krótszy z boków statku ma wymiary prawie identyczne, co Kwadrat. Coś ci to mówi?
– Tak. To sugeruje, że Kwadrat jest po prostu jedną ścianą podobnego statku ukrytego pod ziemią.
Ze zdziwieniem uniosłem brwi. Chciałem powiedzieć to samo, ale robot mnie ubiegł. Ciekawe, czy olśniło go teraz, czy może wiedział od początku i tylko zachował to odkrycie dla siebie.
– Jeśli masz jeszcze jakieś przydatne spostrzeżenia na temat intruza, to będę wdzięczny. Przygotowujemy Nieustraszonego do odlotu, startujemy za… – urwałem, spoglądając na Hansena.
– Awaryjny start za siedemnaście minut, jeśli pan tego sobie życzy – odpowiedział Hansen.
– Proszę chwilę zaczekać i kontynuować przygotowania – poleciłem, świadomy faktu, że awaryjny start wiązałby się z zostawieniem sprzętu i uszkodzeniem części systemów. W obecnym stanie zerwalibyśmy połączenie z pomocniczymi urządzeniami na powierzchni. – Przekonajmy się, co zrobi. Marvin, ty też musisz wystartować.
– Jestem w stanie opuścić powierzchnię w ciągu trzech minut. Mój Chart nigdy nie stracił gotowości do lotu – napuszył się robot. – Do tego czasu zamierzam kontynuować analizę.
– A czemu nie zamierzasz jej kontynuować z pokładu? – rzuciłem. Marvin milczał, więc odpowiedziałem sobie sam: – Bo musiałbyś porzucić niezbędny sprzęt albo go wyłączyć i spakować, prawda? Jedziemy na tym samym wózku, więc się nie wywyższaj, kapitanie Marvinie. Poza tym ja mam do ogarnięcia ponad sześćdziesięcioosobową załogę, a ty jesteś sam.
Na wyświetlaczu pokazała się wiadomość tekstowa od Hansena: „Nie ma się co kłócić z robotem”.
W pierwszej chwili się rozzłościłem, ale miał rację. Marvin rozpraszał mnie swoim uporem.
– Marvin, wysyłaj nam na bieżąco wyniki swoich analiz. Poza tym musisz znaleźć złoty środek między ciekawością a instynktem samozachowawczym. Bez odbioru.
Ponownie skupiłem uwagę na rzekomym statku Pradawnych. Na wyświetlaczu nie poruszał się względem