Star Force. Tom 11. Zagubieni. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 11. Zagubieni - B.V. Larson страница 17
– Proszę mi oszczędzić szczegółów. Chcę sprawdzić ten statek, który właśnie się pojawił.
– Statek? Nic mi nie wiadomo o żadnym statku.
Rozmasowałem sobie czoło, nie mogąc nadziwić się niedomyślności naukowców. Przecież ogłoszono gotowość bojową.
– Nieustraszony, przekaż wszystkie odczyty z czujników do laboratorium i powtarzaj tę czynność w każdej sytuacji podwyższonego ryzyka. Doktorze, proszę rzucić okiem i niech pańscy ludzie spróbują rozgryźć, z czym mamy do czynienia. Chcę wiedzieć, jak to coś działa: jaki ma napęd, sensory, uzbrojenie, załogę i budulec, wszystko. Możemy w każdej chwili wystartować, więc zostańcie na stanowiskach.
– Tak jest, sir. I jeśli wolno mi dodać…
Zerwałem połączenie, zanim zdążył się rozgadać.
– Daj mi Hoona – rzuciłem.
– Tu Hoon. Mów krótko i do rzeczy.
– Profesorze, zakładam, że jesteś świadomy zaistniałej sytuacji? – Wiedziałem, że Skorupiak dysponuje w swojej wypełnionej wodą kajucie ciągłym dostępem do danych z okrętowych czujników i choć jego maniery pozostawiały wiele do życzenia, miałem spore zaufanie do jego intelektu. Większe, niestety, niż do zdolności ludzkich naukowców.
– Tak – odpowiedział przez translator.
– Jakieś pomysły?
– To nie czas na pomysły. Ja mam wnioski – odparł cierpko. – Dedukuję, że statek zjawił się w reakcji na jakieś zdarzenie, prawdopodobnie zainicjowane przez niedawne działania robota Marvina.
– Jakie działanie mogło go tu ściągnąć?
– Istnieje zbyt wiele zmiennych, by obliczyć prawdopodobieństwo, ale intuicja podparta wiedzą podpowiada mi, że chodzi o samoreplikujący się program, który Marvin uwolnił w Kwadracie.
Świetnie. Tego właśnie się obawiałem.
– Co jeszcze podpowiada ci intuicja podparta wiedzą?
Zamiast speszyć się moim sarkazmem, Hoon powiedział protekcjonalnie:
– Oprócz tego, że priorytetem numer jeden powinno być przetrwanie? Cóż, po raz pierwszy w historii widzimy coś, co może być statkiem Pradawnych, więc nie róbmy sobie z niego wroga, dobrze?
– Postaramy się.
– Biorąc pod uwagę fakt, że Kwadrat prawdopodobnie jest częściowo zakopaną jednostką o podobnej konstrukcji i funkcji, podejrzewam, że nowo przybyły statek ma zamiar w jakiś sposób na niego wpłynąć: aktywować go, dezaktywować, skopiować dane z jego pamięci, a może zrobić coś jeszcze innego.
– Dodatkowy powód, żeby stąd spieprzać. Dziękuję, profesorze.
– Proszę bardzo, młody Riggsie. Mój intelekt to najbardziej pomocna rzecz, jaką dysponujesz, więc cieszę się, że robisz z niego dobry użytek. – Po tych słowach zakończył połączenie.
Ciekawiło mnie, czy przypadkiem przekleństwem wszystkich kapitanów nie jest to, że wszyscy wokół uważają się za bystrzejszych od szefa. W swoich specjalnościach pewnie są, ale zadanie dowódcy polega na tym, by wszystkie te świetne porady połączyć w jedną słuszną decyzję.
A przynajmniej nie fatalną.
– Kapitanie – odezwał się jeden z wachtowych, przyciskając palcem tkwiącą w uchu słuchawkę – generał Sokołow chciałby z panem mówić.
Ze złością uniosłem ręce.
– Czemu nie? Przecież nie mam nic innego do roboty. Dajcie go.
– Kapitanie Riggs, musi mnie pan wypuścić z tej celi – z głośnika dobiegł głos Sokołowa.
– Nie celi, tylko kajuty, i nigdzie się pan stamtąd nie rusza. Jeszcze tego mi brakuje, żeby kręcił się pan po okręcie.
– Protestuję, kapitanie Riggs. To nie przystaje do mojego stopnia i statusu – obruszył się.
– Pański stopień i status nie zostały jeszcze potwierdzone, generale. Do tego czasu musi pan znieść pewne niedogodności.
Na chwilę zamilkł, ale się nie rozłączył.
– Kapitanie Riggs, dysponuję informacjami o statku Pradawnych. Informacjami, których pan rozpaczliwie szuka.
– A skąd pan w ogóle wie o statku?
– Ludzie gadają. Nie ma się co dziwić, że załoga nie rozmawia o niczym innym.
„Nie ma się co dziwić” – powtórzyłem w myślach. Nie istnieje bardziej niepowstrzymana rzecz niż plotka, zwłaszcza wśród marines, którzy czekają znudzeni, aż coś się wydarzy.
– Dobra, proszę mi dać swojego ochroniarza.
– Chciał pan powiedzieć „strażnika”?
– Wszystko jedno, niech mi pan da z nim porozmawiać.
Poinstruowałem marine, żeby zaprowadził generała na mostek. Uznałem to za mniejsze zło, bo nie chciałem opuszczać centrum dowodzenia, gdy w pobliżu znajdował się statek Pradawnych.
Od progu skinąłem na Sokołowa, żeby poszedł ze mną do bocznej salki.
– Dobra, słucham – powiedziałem, gdy tylko zamknąłem za nim drzwi.
– Kapitanie… – zaczął z cierpliwą pobłażliwością.
– Nie zniosę już traktowania z góry, generale. Okrętowi zagraża poważne niebezpieczeństwo. Jeśli ma pan jakiekolwiek pojęcie o wojskowości, to wie, że jestem tu pierwszym po Bogu. Nawet dla pana. Radzę szybko przejść do rzeczy, bo zostanie pan sam na powierzchni z hermetycznym namiotem i racjami na tydzień.
Sokołowowi zrzedła mina. A nawet więcej – najwyraźniej przekroczyłem jakąś granicę i zrozumiałem, że mi tego nie wybaczy. Może byłem za ostry, może niepotrzebnie uciekłem się do gróźb, ale moją cierpliwość nadwyrężyli nadęci jak primadonny specjaliści. Cóż, nie miałem czasu się tym przejmować.
– Próbuję wam pomóc, kapitanie Riggs – mimo wszystko odpowiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie zdążyłem skończyć swojej historii, a są jeszcze rzeczy, które musi pan wiedzieć.
Sprawdziłem godzinę i powiedziałem łagodniej:
– Mamy siedem minut, może trochę więcej. Proszę zacząć od najważniejszych informacji.
– W porządku. Kiedy podążyliśmy za flotą makrosów przez pierścień nad piątą