Blask Chwały . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Blask Chwały - Морган Райс страница 6

Blask Chwały  - Морган Райс Kręgu Czarnoksiężnika

Скачать книгу

mądre konie – powiedział. – Dobrze je wytresowałem. Wrócą do domu na moją komendę.

      O’Connor gwizdnął głośno.

      Jak jeden mąż konie odwróciły się i wystrzeliły przed siebie, mknąc przez piasek, i zniknęły w lesie, pędząc z powrotem w kierunku Kręgu.

      Thor odwrócił się, spojrzał na swych braci, na łódź, na morze kołyszące się przed nimi. Teraz byli pozostawieni sami sobie, bez koni i bez wyboru – mogli jedynie ruszać naprzód. Rzeczywistość zaczęła do niego docierać. Byli naprawdę sami, mieli tylko tę łódź i zamierzali opuścić brzegi Kręgu na dobre. Teraz nie było już odwrotu.

      – A niby jak mamy wypchnąć tę łódź na wodę? – spytał Conval i wszyscy spojrzeli piętnaście stóp w dół, na kadłub. Niewielką jego część omywały wody Tartuwianu, lecz większość tkwiła zdecydowanie w piasku.

      – Tutaj! – zawołał Conven.

      Pospieszyli na drugą stronę, gdzie przerzucony przez burtę zwisał gruby, żelazny łańcuch. Na jego końcu znajdowała się ogromna żelazna kula, osiadła na piasku.

      Conven chwycił łańcuch i szarpnął. Jęczał i napinał mięśnie, lecz mimo tego nie był w stanie jej unieść.

      – Jest zbyt ciężka – burknął.

      Conval i Thor pospieszyli mu na pomoc. Kiedy chwycili łańcuch we trzech i próbowali go wyciągnąć, Thora zdumiał jego ciężar: nawet we trzech byli w stanie unieść go jedynie na kilka stóp. W końcu dali za wygraną i kula ponownie zatopiła się w piasku.

      – Pomogę wam – zaofiarował się Elden, występując naprzód.

      Elden, który swoją ogromną posturą górował nad pozostałymi, chwycił łańcuch i szarpnął, i sam zdołał nieco unieść kulę. Thor był zdumiony. Pozostali przyłączyli się i ciągnęli jak jeden mąż, podciągając kotwicę o stopę za każdym szarpnięciem. W końcu udało im się przeciągnąć ją ponad burtą na pokład.

      Łódź zaczęła się poruszać, bujając się lekko na falach, ale nadal tkwiła w piasku.

      – Drągi! – powiedział Reece.

      Thor odwrócił się i zobaczył dwa drewniane drągi, długie niemal na dwadzieścia stóp, spoczywające po dwu stronach łodzi, i pojął, w jakim celu się tam znajdują. Podbiegł z Reece’em do jednego z nich, a Conval i Conven chwycili drugi.

      – Kiedy się odepchniemy – wykrzyknął Thor. – Postawcie żagle!

      Wychylili się za burtę, wbili drągi w piasek i odepchnęli z całej siły; Thor aż jęknął z wysiłku. Łódź zaczęła się odrobinę poruszać. W tej chwili Elden i O’Connor podbiegli na środek łodzi i pociągnęli za liny, by postawić płócienne żagle, wciągając je z wysiłkiem, o stopę za jednym szarpnięciem. Na szczęście wiała mocna bryza i kiedy Thor i inni odpychali od brzegu, próbując wydostać tę niespodziewanie ciężką łódź z piasku, żagle zaczęły wznosić się wyżej i łapać wiatr.

      W końcu łódź zakołysała się pod nimi, ześlizgnąwszy się na wodę, i unosiła się to w górę, to w dół, lekka jak piórko. Ramiona Thora trzęsły się z wysiłku. Elden i O’Connor rozwinęli całkowicie żagle i wkrótce wypłynęli na pełne morze.

      Z ust wszystkich wydobył się krzyk radości. Odłożyli drągi na ich miejsce i podbiegli do Eldena i O’Connora, by pomóc im umocować liny. Krohn, podekscytowany zamieszaniem, skomlał.

      Łódź dryfowała bez celu. Thor podbiegł do steru, O’Connor tuż za nim.

      – Chcesz objąć ster? – Thor spytał O’Connora.

      O’Connor uśmiechnął się szeroko.

      – Z przyjemnością.

      Zaczynali nabierać prędkości, wypływając głębiej na żółte wody Tartuwianu. Wiatr im sprzyjał, popychając ich dalej. W końcu się poruszali. Thor wziął głęboki oddech. Płynęli.

      Thor przeszedł na dziób łodzi, a Reece podążył za nim. Krohn stanął między nimi i łasił się o nogę Thora, który schylił się i przeczesywał jego miękką, białą sierść. Krohn odwrócił się i polizał Thora. Ten sięgnął do małej sakiewki i wyciągnął stamtąd kawałek mięsa dla Krohna, który złapał je w locie.

      Thor spojrzał na morze rozciągające się przed nimi. Odległy horyzont był poznaczony kropkami czarnych statków Imperium, z całą pewnością zmierzających do części Kręgu należącej do McClouda. Na szczęście obrały inny cel i nie widziały pojedynczej łodzi, która zmierzała w kierunku ich ziem. Niebo było bezchmurne, w plecy wiał im silny wiatr i cały czas nabierali prędkości.

      Thor patrzył w dal i myślał o tym, co ich czeka. Zastanawiał się, ile czasu minie, nim dotrą na ziemie Imperium, i jakie powitanie zgotują im obce krainy. Dumał nad tym, jak znajdą miecz, jak to wszystko się skończy. Wiedział, że ich szanse są nikłe, lecz i tak był uradowany wyprawą, zachwycony, że udało im się wytrwać tak długo. Palił się, by odzyskać Miecz.

      – A jeśli go tam nie ma? – spytał Reece.

      Thor odwrócił się i spojrzał na niego.

      – Miecz – dodał Reece. – Co, jeśli go tam nie ma? Albo jeśli zaginął? Albo został zniszczony? Albo jeśli nigdy go nie znajdziemy? Imperium jest przecież ogromne.

      – Albo jeśli Imperium dowiedziało się, jak nim władać? – głębokim głosem zapytał Elden, podszedłszy od tyłu.

      – Co jeśli go znajdziemy, ale nie będziemy mogli zabrać go z powrotem? – spytał Conven.

      Stali tak, udręczeni tym, co znajdowało się przed nimi: morzem pytań bez odpowiedzi. Ta wyprawa to szaleństwo, Thor wiedział o tym.

      Szaleństwo.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Gareth chodził tam i z powrotem po kamiennej posadzce gabinetu swego ojca – niewielkich rozmiarów komnaty na najwyższym piętrze zamku, którą jego ojciec ubóstwiał – i, krok po kroku, roznosił ją na strzępy.

      Gareth krążył od regału do regału, rozszarpując cenne tomiszcza, oprawione w skórę starożytne księgi, które należały do jego rodziny od wieków, rozdzierając oprawy i targając kartki na małe kawałeczki. Obsypywały go jak płatki śniegu, kiedy rozrzucał je w powietrzu, i przywierały do jego ciała i do śliny, która strużkami ściekała mu po brodzie. Był zdecydowany zniszczyć każdy przedmiot w tym miejscu, który jego ojciec kochał, księga po księdze.

      Gareth podszedł do narożnego stolika, drżącymi dłońmi chwycił swoją fajkę do opium i zaciągnął się mocno. Nigdy nie potrzebował tego bardziej niż w tej chwili. Był uzależniony i palił opium w każdej możliwej chwili, zdecydowany za wszelką cenę powstrzymać wizje swojego ojca, które prześladowały go w snach, a ostatnio również na jawie.

      Odkładając fajkę, Gareth ujrzał swego ojca. Stały przed nim jego rozkładające

Скачать книгу