Zaręczona . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaręczona - Морган Райс страница 3

Zaręczona  - Морган Райс Wampirzych Dzienników

Скачать книгу

Wiedział, że z podróżami w czasie wiązało się pewne niebezpieczeństwo, oraz że nie wszystkim wampirom udawało się je przetrwać. Jednakże, nigdy nie brał pod uwagę, że taka podróż rzeczywiście mogła skończyć się śmiercią. Czy popełnił błąd, zachęcając ją do kontynuowania poszukiwań, wypełnienia zadania? Czy nie powinien raczej odpuścić, zadomowić się z nią gdzieś w poprzednim miejscu i stuleciu?

      A jeśli wszystko stracił?

      Ruth wskoczyła do środka sarkofagu i stanęła na ciele Caitlin. Zaczęła lizać jej twarz. Mijały minuty, a ona wciąż lizała, cicho skowycząc.

      Kiedy Caleb nachylił się, by ją zdjąć z Caitlin, zatrzymał się w pół ruchu. Zaszokowany zauważył, że Caitlin zaczęła otwierać jedno oko.

      Uszczęśliwiona Ruth zawyła, zeskoczyła z Caitlin i zaczęła biegać dokoła. Caleb nachylił się. Był również zachwycony. Caitlin otworzyła w końcu oczy i zaczęła rozglądać się wokół siebie.

      Caleb chwycił pospiesznie jej lodowato zimną dłoń i ogrzał w swoich.

      – Caitlin? Słyszysz mnie? To ja, Caleb.

      Zaczęła powoli się podnosić. Pomógł jej, nachylając się i podpierając delikatnie jej kark dłonią. Był szczęśliwy, widząc, jak ruszała powiekami, mrużąc oczy. Wiedział, że była zdezorientowana, jakby przebudziła się z bardzo głębokiego snu.

      – Caitlin? – spytał ponownie cichym głosem.

      Spojrzała na niego z obojętnością. Jej brązowe oczy były piękne, dokładnie takie, jak je zapamiętał. Ale coś było nie w porządku. Zauważył to natychmiast. Nie uśmiechała się, a spod jej mrugających powiek wyzierało spojrzenie kogoś obcego.

      – Caitlin? – spytał znowu. Tym razem był już zmartwiony.

      Spojrzała wprost na niego, szeroko otwartymi oczyma. On zaś pojął z szokiem, że go nie poznaje.

      – Kim jesteś? – zapytała.

      Spochmurniał. Czy to możliwe? Czy podróż zatarła jej pamięć? Czy naprawdę o nim zapomniała?

      – Caitlin – powiedział zachęcająco – to ja, Caleb.

      Uśmiechnął się, mając nadzieję, że dzięki temu Caitlin łatwiej go sobie przypomni.

      Ale nie odwzajemniła uśmiechu. Tylko wpatrzyła się w niego pustym wzrokiem, mrugając kilkakrotnie powiekami.

      – Przykro mi – powiedziała w końcu. – Ale nie mam pojęcia, kim jesteś.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Sama obudził ptasi wrzask. Otworzył oczy i zobaczył wysoko nad swoją głową kilkanaście dużych, czarnych ptaków kołujących w powietrzu. Musiało ich być z tuzin. Krążyły coraz niżej i niżej, na pozór wprost nad nim, jakby go obserwowały. Jakby czekały.

      Zdał sobie nagle sprawę, że sądziły, iż był martwy i tylko czekały na okazję, by runąć na niego i go zadziobać.

      Skoczył na równe nogi, a ptaki odleciały nagle, jakby przerażone, że zmarły zdołał wrócić do życia.

      Rozejrzał się, próbując zorientować w swoim położeniu. Był na polu, pośród rozległych wzgórz. Jak daleko okiem sięgnął, widział same wzgórza pokryte trawą i osobliwymi krzewami. Panowała idealna temperatura, a na niebie nie było ani jednej chmury. Krajobraz był malowniczy, pozbawiony jakichkolwiek zabudowań. Wyglądało na to, że trafił w środek kompletnego odludzia.

      Starał się zorientować, gdzie był, który to rok i jak trafił w to miejsce. Rozpaczliwie starał się cokolwiek sobie przypomnieć. Co się stało, zanim cofnął się w czasie?

      Powoli wszystko do niego wróciło. Był w Notre Dame, w Paryżu, w roku tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym. Odpierał atak Kyle’a, Kendry, Sergeia i ich ludzi, starając się ich powstrzymać, by Caitlin i Caleb zdołali uciec. Tyle przynajmniej mógł zrobić i tyle był winny Caitlin po tym, jak naraził ją na niebezpieczeństwo swoim lekkomyślnym romansem z Kendrą.

      Mając przeciw sobie przeważającego go liczebnie przeciwnika, Sam użył swej umiejętności zmiany kształtu i zdołał wprowadzić wystarczający zamęt, by wyrządzić znaczne szkody, unicestwiając wielu żołnierzy Kyle’a i unieszkodliwiając innych oraz uciec razem z Polly.

      Polly.

      Była z nim przez cały ten czas, dzielnie walczyła i razem z nim, jak to właśnie sobie przypomniał, stanowiła niezgorszą siłę bojową. Umknęli przez strop Notre Dame i zaczęli szukać Caitlin i Caleba. Tak, wszystko powoli sobie przypominał…

      Dowiedział się, że jego siostra cofnęła się w czasie. Natychmiast zrozumiał, że również musiał odbyć tę podróż, aby naprawić wyrządzone zło, ponownie odnaleźć Caitlin, przeprosić ją i ochronić przed niebezpieczeństwem. Wiedział, że nie było już jej to potrzebne: była lepszym wojownikiem od niego, no i miała Caleba. Ale była przecież jego siostrą. Chęć otoczenia jej opieką była czymś, czego nie potrafił zignorować.

      Polly nalegała, by cofnąć się w czasie razem z nim. Również była zdecydowana, by spotkać się z Caitlin i wytłumaczyć ze wszystkiego. Sam nie protestował, tak więc cofnęli się w czasie razem.

      Powtórnie rozejrzał się wokół, wypatrując czegokolwiek na wzgórzach i zastanawiając się.

      – Polly? – zawołał niepewnie.

      Nic, żadnej odpowiedzi.

      Podszedł ku krawędzi wzgórza, mając nadzieję ujrzeć krajobraz w całej okazałości.

      – Polly? – zawołał ponownie, tym razem głośniej.

      – Wreszcie! – odezwał się czyjś głos.

      Sam obejrzał się. Polly pojawiła się, wchodząc po zboczu, na tle linii horyzontu, okrążając wzniesienie. W dłoni niosła truskawki. Właśnie jedną jadła, kiedy odezwała się do niego z pełnymi ustami. – Czekam na ciebie cały ranek! Rety! Naprawdę uwielbiasz spać, prawda!?

      Jej widok uszczęśliwił Sama. Widząc ją, uświadomił sobie, jak samotny poczuł się, cofnąwszy się w czasie, i jak szczęśliwy był, mając jakieś towarzystwo. Zdał też sobie sprawę, że coraz bardziej mu się podobała, wbrew niemu samemu. Zwłaszcza po fiasku, jakie spotkało jego związek z Kendrą. Doceniał towarzystwo normalnej dziewczyny, cenił sobie Polly bardziej, niż była tego świadoma. A kiedy zbliżyła się do niego, kiedy słońce rozpromieniło jej jasne, brązowe włosy i niebieskie oczy, jej półprzezroczystą, białą skórę, ponownie zdumiała go jej naturalna uroda.

      Miał zamiar odpowiedzieć, ale jak zwykle nie dała mu wtrącić choćby jednego słowa.

      – Obudziłam się niecałe dziesięć stóp od ciebie – ciągnęła, podchodząc bliżej i zjadając kolejną truskawkę – i trzęsłam tobą i trzęsłam, ale nie dałeś się obudzić! Więc poszłam sobie i pozbierałam trochę. Z ochotą opuszczę to miejsce, ale pomyślałam, że nie zostawię cię tym ptakom. Musimy odszukać Caitlin. Kto

Скачать книгу