Zaręczona . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaręczona - Морган Райс страница 5

Zaręczona  - Морган Райс Wampirzych Dzienników

Скачать книгу

Klan. To również brzmiało znajomo. Nagle zobaczyła siebie w mieście, które natychmiast poznała. Była w Nowym Jorku, w klasztorze na północnym krańcu wyspy. Widziała siebie stojącą na wielkim tarasie, spoglądającą w dal. Zobaczyła siebie pochłoniętą kłótnią z kobietą o imieniu Sera.

      – Caitlin – ponownie odezwał się ten głos, jednak bardziej stanowczo. – Nie pamiętasz?

      Caitlin. O tak. Tak miała na imię. Była już teraz pewna.

      I Caleb. Tak. Był dla niej ważny. Był jej… chłopakiem? Czuła, że kimś znacznie ważniejszym. Narzeczonym? Mężem?

      Otworzyła oczy i spojrzała na niego, i wszystko wróciło niczym fala. Poczuła przypływ nadziei, kiedy powoli, kawałek po kawałeczku, zaczynała sobie wszystko przypominać.

      – Caleb – powiedziała cicho.

      Jego oczy wypełniły się nagle łzami nadziei. Wilk zawył i polizał ją po policzku, jakby na zachętę. Obejrzała się na niego i nagle przypomniała sobie jego imię.

      – Róża – powiedziała, po czym zorientowała się, że popełniła błąd. – Nie. Ruth. Masz na imię Ruth.

      Ruth nachyliła się bliżej, wciąż liżąc ją po twarzy. Caitlin nie mogła powstrzymać się od uśmiechu i pogłaskała ją po głowie. Caleb uśmiechnął się z poczuciem ulgi.

      – Tak. Ruth. A ja jestem Caleb. A ty Caitlin. Pamiętasz już?

      Skinęła głową. – Wraca do mnie – powiedziała. – Jesteś moim… mężem?

      Zauważyła, jak jego twarz nagle poczerwieniała, jakby poczuł się zażenowany, czy też było mu wstyd. I w tej chwili nagle przypomniała sobie. Nie. Nie byli małżeństwem.

      – Nie jesteśmy małżeństwem − powiedział skruszony – ale jesteśmy razem.

      Poczuła zakłopotanie, kiedy pamięć wróciła, kiedy wszystko zaczęło napływać falami.

      Nagle przypomniała sobie klucze. Klucze ojca. Sięgnęła do kieszeni i uspokoiła się. Nadal tam były. Sięgnęła do drugiej i wyczuła swój dziennik. Poczuła ulgę.

      Caleb wyciągnął dłoń.

      Chwyciła ją i pozwoliła, by podniósł ją z sarkofagu.

      Jak miło było znów stanąć na własnych nogach, rozciągnąć bolące mięśnie.

      Caleb podniósł dłoń i odsunął jej włosy z twarzy. Jego miękkie palce były takie miłe w dotyku, kiedy musnęły jej skroń.

      – Tak się cieszę, że żyjesz – powiedział.

      Objął ją ramionami i mocno przytulił. Odwzajemniła mu się tym samym i natychmiast powróciło do niej więcej wspomnień. Tak, to był mężczyzna, którego kochała. Mężczyzna, którego miała nadzieję pewnego dnia poślubić. Wyczuwała miłość, jaką ją darzył i przypomniała sobie, że oboje cofnęli się w czasie. Ostatnim razem byli we Francji, w Paryżu, odnalazła drugi klucz i odesłano ich razem w przeszłość. Modliła się o to, by tym razem cofnęli się razem. I kiedy uścisnęła go mocniej, zdała sobie sprawę, że jej modlitwy się spełniły.

      Nareszcie byli razem.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      – Widzę, że się już odnaleźliście – odezwał się czyjś głos.

      Zaskoczeni Caitlin i Caleb, trwający nadal w objęciach, odwrócili się na dźwięk głosu. Caitlin była zaskoczona, że ktokolwiek zdołał podkraść się tak blisko, zważywszy na ich wyostrzone, wampirze zmysły.

      Kiedy jednak spojrzała na stojącą przed nimi kobietę, zrozumiała powód: ona również była wampirem. Ubrana na biało, z zarzuconym na głowę kapturem, kobieta podniosła głowę i spojrzała na nią przeszywającymi, niebieskimi oczyma. Caitlin wyczuła emanujący z niej spokój i harmonię i rozluźniła się. Poczuła, że i Caleb zmniejszył czujność.

      Wampirzyca uśmiechnęła się do nich szeroko.

      – Od jakiegoś czasu czekaliśmy na ciebie – powiedziała delikatnym głosem.

      – Gdzie jesteśmy? – spytała Caitlin. – Który to rok?

      Wampirzyca tylko uśmiechnęła się do niej.

      – Chodźcie tędy – powiedziała, odwróciła się i podążyła przez niskie, zwieńczone łukiem wyjście.

      Caitlin wymieniła spojrzenia z Calebem, po czym oboje, z Ruth u boku, poszli za kobietą.

      Przeszli kamienny, wijący się i pełen zakrętów korytarz, który doprowadził ich do wąskich, oświetlonych pochodnią schodów. Byli tuż za kobietą, która po prostu szła, jakby z góry założyła, że za nią pójdą.

      Caitlin pragnęła zapytać ją o różne rzeczy, zmusić, by powiedziała, gdzie są; kiedy jednak dotarli na szczyt schodów, ich oczom ukazał się wspaniały widok, zapierający dech w piersi i Caitlin zdała sobie sprawę, że byli w ogromnym kościele. Przynajmniej jedno pytanie nie pozostało bez odpowiedzi.

      Ponownie pożałowała, że nie uważała zbytnio na zajęciach historii i architektury, żałowała, że nie była teraz w stanie rozpoznać tego miejsca na pierwszy rzut oka. Cofnęła się myślami do wszystkich wspaniałych kościołów, które zwiedziła – Notre Dame w Paryżu, Duomo we Florencji – i pomyślała, że to miejsce trochę przypominało tamte świątynie.

      Nawa ciągnęła się na dziesiątki stóp, jej podłogę pokrywały marmurowe płyty, a ściany zdobiły dziesiątki wyrzeźbionych, kamiennych posągów. Strzeliście sklepiony strop piął się dziesiątki stóp w górę. Wysoko nad głowami widniały liczne rzędy zwieńczonych łukiem witraży, przez które wpadało słońce i rozlewało się po całym kościele mieszaniną delikatnych barw. Na odległym końcu znajdował się wielki, półkolisty witraż, przez który sączyło się światło na ogromny, pozłacany ołtarz. Przed ołtarzem stały setki małych, drewnianych krzeseł przeznaczonych dla wiernych.

      Teraz jednak kościół był pusty. Wydawało się, że cały budynek mieli wyłącznie dla siebie.

      Przeszli dalej, idąc w ślad za kobietą, a odgłosy ich kroków rozbrzmiewały echem w olbrzymim, pustym wnętrzu.

      – Co to za kościół? – spytała w końcu Caitlin.

      – Opactwo Westminsterskie – odezwała się wampirzyca, wciąż idąc przed siebie. – Od setek lat miejsce koronacji wszystkich władców.

      Opactwo Westminsterskie, pomyślała Caitlin. Wiedziała, że to w Anglii. W zasadzie w Londynie.

      Londyn.

      Świadomość, że znalazła się akurat tutaj uderzyła w nią niczym obuchem. Kościół robił ogromne wrażenie, budził podziw. Nigdy wcześniej tu nie była, a zawsze chciała przyjechać. Miała przyjaciół, którzy odwiedzili to miejsce i widziała ilustracje w internecie. Ich pojawienie się tu miało sens,

Скачать книгу