Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 7

Fjällbacka - Camilla Lackberg

Скачать книгу

wszystko w porządku. – Erika celowo pominęła scenę, jaką zrobił jej Adrian. Anna nie miała teraz cierpliwości do dzieci. Większość obowiązków domowych spadała na Erikę, a gdy dzieci zaczynały się kłócić, Anna po prostu wychodziła, zostawiając załatwienie sprawy Erice. Kręciła się po domu, bez powodzenia próbując odzyskać energię, która wcześniej utrzymywała ją w pionie. Erika obserwowała ją z głębokim niepokojem. –Anno, tylko się nie denerwuj, ale może byś z kimś porozmawiała? Przecież dostałyśmy namiar na znakomitego psychologa. Sądzę, że…

      Anna przerwała jej szorstko:

      – Nie. Już mówiłam. Sama muszę sobie z tym poradzić. To moja wina, zamordowałam człowieka. Nie mogę się żalić przed zupełnie obcą osobą, sama muszę sobie z tym dać radę. – Palce zbielały jej od ściskania filiżanki.

      – Anno, wiem, rozmawiałyśmy o tym tysiące razy, ale powtórzę: nie zamordowałaś Lucasa. Zabiłaś go we własnej obronie, a broniłaś nie tylko siebie, także dzieci. Nikt w to nie wątpi. Przecież zostałaś całkowicie uniewinniona. Anno, on by cię zabił, nie miałaś wyboru.

      Po twarzy Anny przeszedł skurcz. Maja zaczęła popiskiwać, wyczuwała napięcie.

      – Nie – mam – już – siły – o – tym – rozmawiać – powiedziała Anna przez zęby. – Idę na górę, położę się. Odbierzesz dzieci? – Wstała, zostawiając Erikę w kuchni.

      – Odbiorę – odpowiedziała. Łzy paliły ją pod powiekami. Dłużej tego nie wytrzyma. Trzeba wreszcie coś z tym zrobić.

      Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Podniosła słuchawkę i wybrała numer. Przynajmniej spróbuje.

      Hanna poszła zainstalować się w swoim pokoju, Patrik do Martina Molina. Delikatnie zapukał do drzwi jego niewielkiego pokoju.

      – Proszę.

      Wszedł i jak zwykle usiadł na krześle przed biurkiem. Często ze sobą pracowali.

      – Słyszałem, że pojechaliście do wypadku samochodowego. Jakieś ofiary?

      – Tak, zginęła kobieta, która prowadziła. Tylko jeden samochód. Rozpoznałem ją. To Marit, właścicielka sklepiku przy Affärsvägen.

      – Kurczę. Jaka niepotrzebna śmierć. Co się stało? Chciała wyminąć sarnę, czy co?

      Patrik zawahał się.

      – Na miejscu była ekipa kryminalistyczna. Ostateczną odpowiedź przyniesie raport plus protokół z sekcji zwłok. Ale w samochodzie cuchnęło wódką.

      – Kurczę – powtórzył Martin. – Innymi słowy, prowadziła po pijanemu. Nie przypominam sobie, żebyśmy ją kiedykolwiek zatrzymali za jazdę w stanie nietrzeźwym. Może to był pierwszy raz, a może nigdy nie wpadła.

      – Mogło tak być – powiedział z wahaniem Patrik.

      – Ale? – Martin splótł ręce na karku. Rude włosy odcinały się ostro od białych dłoni. – Słyszę, że coś cię trapi. Znam cię na tyle, że wiem, kiedy coś jest nie tak.

      – Sam nie wiem – odparł Patrik. – Nic konkretnego. Miałem wrażenie, że coś się… nie zgadza, chociaż nie potrafię powiedzieć co.

      – Twoje wrażenia zazwyczaj się sprawdzają. – Martin w zamyśleniu bujał się na krześle. – Musimy poczekać na ekspertyzę. Będziemy wiedzieli więcej po sekcji zwłok i po raporcie techników. Może się wyjaśni, co cię niepokoi.

      – Masz rację. – Patrik podrapał się w głowę. – Tylko… nie, masz rację, nie ma co się wdawać w domysły. Trzeba się skupić na tym, co można zrobić teraz. Niestety oznacza to, że trzeba jechać i zawiadomić najbliższych. Nie wiesz, czy Marit miała jakąś rodzinę?

      Martin zmarszczył czoło.

      – Wiem, że ma nastoletnią córkę i mieszka z przyjaciółką. Coś tam ludzie o tym gadali, ale sam nie wiem…

      Patrik westchnął.

      – Trzeba tam pojechać i się rozejrzeć.

      Już po kilku minutach zapukali do drzwi mieszkania Marit. Sprawdzili w książce telefonicznej i okazało się, że mieszkała w bloku stojącym kilkaset metrów od komisariatu. Obaj ciężko oddychali. Takich zadań nienawidzili najbardziej. Usłyszeli kroki i wtedy dotarło do nich, że o tej porze zastanie kogoś w domu wcale nie jest takie oczywiste.

      Otworzyła im kobieta. Od razu się domyśliła, o co chodzi. Dało się to wyczytać z bladości jej twarzy i postawy: biła od niej rezygnacja.

      – Mamy niestety niedobre wiadomości. Marit Kaspersen miała wypadek… zginęła – powiedział cicho Patrik.

      Kobieta nie poruszyła się, jakby skamieniała w jednej pozycji, jakby mózg nie przekazywał żadnych sygnałów do mięśni. Musiała przetrawić tę informację.

      – Napijecie się kawy? – powiedziała w końcu i nie czekając na odpowiedź, sztywnym krokiem poszła do kuchni.

      – Może chciałaby pani, żeby przyjechał ktoś z rodziny? – spytał Martin.

      Sprawiała wrażenie, jakby była w szoku. Cały czas odgarniała za uszy ciemne, ostrzyżone na pazia włosy. Była bardzo szczupła, miała na sobie dżinsy i charakterystyczny norweski sweter w piękny skomplikowany wzór, z ozdobnymi srebrnymi zapinkami.

      Potrząsnęła głową.

      – Nie mam nikogo. Nikogo poza… Marit. I Sofie. Ale ona jest u ojca.

      – Sofie to córka Marit, tak? – spytał Patrik. Potrząsnął głową w odpowiedzi na pytający gest Kerstin: podniosła do góry karton mleka, wcześniej nalawszy kawy do filiżanek.

      – Tak, ma piętnaście lat. W tym tygodniu jest u ojca. Jeden tydzień spędza u nas, jeden u niego, we Fjällbace.

      – Byłyście bliskimi przyjaciółkami, prawda? – Patrik czuł się niezręcznie, formułując pytanie w ten sposób, ale nie wiedział, jak podejść do tego tematu. Czekając na odpowiedź, wypił łyk kawy. Dobra. Mocna, taka, jaką lubi.

      Krzywy uśmieszek Kerstin wskazywał na to, że rozumie, o co mu chodzi. Oczy zaszły jej łzami.

      – Byłyśmy przyjaciółkami, gdy Sofie mieszkała u nas, a kochankami, gdy mieszkała u ojca. O to właśnie… – Głos jej się załamał, łzy spłynęły po policzkach. Przez chwilę płakała. Wreszcie zapanowała nad głosem i mówiła dalej: – O to właśnie pokłóciłyśmy się wczoraj wieczorem. Marit chciała nadal tkwić w tej szafie, a ja się dusiłam i chciałam wyjść. Zasłaniała się dobrem Sofie, ale to była zwykła wymówka. Bała się, że będą nas obgadywać, wytykać palcami. Tłumaczyłam jej, że i tak to robią, a gdybyśmy się ujawniły, z czasem gadanie by się skończyło. Marit nie chciała słuchać. Tyle lat wiodła żywot przeciętnej

Скачать книгу