Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 8

Fjällbacka - Camilla Lackberg

Скачать книгу

się musiało stać, bo nie wyszłaby na całą noc. Ale człowiek wzdraga się przed dzwonieniem na policję. Łudziłam się, że może do kogoś pojechała albo po prostu spaceruje. Sama nie wiem, co myślałam. Zanim przyszliście, chciałam dzwonić po szpitalach, a gdyby jej tam nie było, zadzwoniłabym do was.

      Znów wytarła nos. Widać było, że targa nią żal i ból i że robi sobie wyrzuty. Patrik chciał powiedzieć coś, co mogłoby je złagodzić, a tymczasem musiał jeszcze pogorszyć sytuację.

      Odchrząknął. Chwilę się wahał, a potem powiedział:

      – Podejrzewamy, że w chwili wypadku była pod wpływem alkoholu. Czy miała z tym jakiś problem?

      Wypił łyk kawy. Wolałby być gdzie indziej, daleko od tej kuchni, od tych pytań i tego żalu. Kerstin spojrzała na niego zdziwiona.

      – Marit w ogóle nie brała do ust alkoholu. W każdym razie od kiedy ją znam, czyli od przeszło czterech lat. Mówiła, że nie lubi smaku wódki. Nawet cydru nie piła.

      Patrik znacząco spojrzał na Martina. Kolejny dziwny szczegół, kolejny po nieuchwytnym uczuciu, jakie miał od chwili, kiedy obejrzał miejsce wypadku.

      – Jest pani pewna?

      Głupie pytanie, przecież już odpowiedziała, ale nie może być żadnych niejasności.

      – Absolutnie! Nigdy nie widziałam, żeby piła wódkę, wino czy piwo albo coś w tym rodzaju. A żeby miała się upić i potem siąść za kierownicę? To niemożliwe. Nie rozumiem… – Była wyraźnie speszona, wodziła wzrokiem od Patrika do Martina. To się nie trzyma kupy, Marit nie piła, i tyle.

      – Gdzie możemy znaleźć jej córkę? Ma pani adres jej byłego męża? – Martin wyjął notes i długopis.

      – Mieszka we Fjällbace, gdzieś w Kullen. Tu jest dokładny adres. – Sięgnęła po karteczkę przyczepioną do wiszącej na ścianie tablicy i podała Martinowi. Była tak zbita z tropu, że na chwilę przestała płakać.

      – Na pewno pani nie chce, żebyśmy kogoś do pani ściągnęli? – spytał Patrik, wstając.

      – Nie. Wolę zostać sama.

      – Dobrze, ale w razie czego proszę dzwonić. – Patrik zostawił jej wizytówkę. Za drzwiami, zanim się zatrzasnęły, obejrzał się za siebie. Kerstin nadal siedziała nieruchomo przy kuchennym stole.

      – Annika! Przyjechała już ta nowa? – Mellberg wrzeszczał na cały korytarz.

      – Tak! – zawołała Annika, nie wychodząc z recepcji.

      – A gdzie jest? – wrzeszczał dalej Mellberg.

      – Tu jestem – usłyszał kobiecy głos. Hanna wyszła na korytarz.

      – Aha. Jeśli nie jest pani zbyt zajęta, może pani przyjdzie się przedstawić – powiedział kwaśno. – Jest taki zwyczaj, że w nowym miejscu pracy najpierw idzie się przywitać z szefem.

      – Bardzo przepraszam – odpowiedziała Hanna, podchodząc do Mellberga z wyciągniętą dłonią. – Rano, zaraz jak przyszłam, Patrik Hedström zabrał mnie na wezwanie do wypadku. Dopiero co wróciłam. Właśnie miałam do pana iść. Przede wszystkim chcę powiedzieć, że słyszałam wiele dobrego o tym komisariacie. Należy wam się wielkie uznanie za dochodzenia w sprawie morderstw. Mówią, że skoro niewielki komisariat poradził sobie tak znakomicie, musi mieć fantastyczne kierownictwo.

      Uścisnęła mu dłoń. Mellberg spojrzał na nią podejrzliwie. Może się zgrywa. Patrzyła na niego z powagą, więc postanowił łyknąć pochwałę. Może nie będzie źle i dziewczyna w mundurze też się nada. Poza tym jest na co popatrzeć. Jak dla niego trochę za chuda, ale całkiem niezła. Chociaż po porannej rozmowie telefonicznej, bardzo miłej, musiał przyznać, że widok ładnej kobiety już tak na niego nie działa. Sam się zdziwił. Myślami pomknął do Rose-Marie i jej miłego głosu, gdy z radością przyjęła jego zaproszenie na obiad.

      – Nie będziemy sterczeć na korytarzu – powiedział, niechętnie porzucając myśl o Rose-Marie. – Chodźmy porozmawiać do mojego gabinetu.

      Hanna poszła za nim.

      – Widzę, że już pani zdążyła zabrać się do roboty.

      – Tak. Jak już powiedziałam, pojechałam z komisarzem Hedströmem do wypadku samochodowego. Jeden samochód, niestety ofiara śmiertelna.

      – Cóż, zdarza się.

      – Wstępnie oceniamy, że piła alkohol. Aż biła od niej woń wódki.

      – Czy Patrik wspominał, że już zatrzymywał tę osobę po spożyciu alkoholu?

      – Nie. Nawiasem mówiąc, znał tę kobietę. To właścicielka sklepiku przy Affärsvägen. Marit, zdaje się.

      – A to dopiero… – powiedział Mellberg i w zamyśleniu podrapał się w „pożyczkę” na czubku głowy. – Marit? Nigdy bym nie pomyślał. – Odchrząknął. – Mam nadzieję, że nie musiała pani zacząć pracy w nowym miejscu od zawiadamiania jej najbliższych.

      – Nie. – Hanna wbiła wzrok we własne buty. – Patrik pojechał z trochę młodszym, rudym facetem.

      – Z Martinem Molinem – wyjaśnił Mellberg. – Czy Patrik was sobie nie przedstawił?

      – Nie, pewnie zapomniał. Podejrzewam, że myślał tylko o tym, co go czeka.

      – Hmm… – mruknął Mellberg. Milczeli dłuższą chwilę. Znów odchrząknął. – No cóż, w takim razie witamy w komisariacie policji w Tanumshede. Mam nadzieję, że dobrze się pani będzie u nas czuła. Ma pani gdzie mieszkać?

      – Wynajęliśmy z Larsem, moim mężem, dom na wprost kościoła. Wprowadziliśmy się tydzień temu. Jest umeblowany, ale chcielibyśmy go urządzić po swojemu, żeby było przytulnie.

      – A mąż? Czym się zajmuje? Też znalazł tu pracę?

      – Jeszcze nie – Hanna odwróciła wzrok, niespokojnie przebierając złożonymi na kolanach rękami.

      Mellberg prychnął w myślach. Takie buty. Fajny mąż. Bezrobotny palant, pozwala się utrzymywać żonie.

      – Lars jest psychologiem – powiedziała Hanna, jakby odgadując jego myśli. – Szuka pracy, ale okazuje się, że na tutejszym rynku nie ma zbyt wielkiego zapotrzebowania na psychologów. Na razie, dopóki czegoś nie znajdzie, pisze pracę naukową. Kilka godzin tygodniowo ma też być do dyspozycji uczestników programu Fucking Tanum.

      – Ach tak? – powiedział Mellberg tonem wskazującym na to, że zajęcie jej męża już go nie interesuje. – A więc jeszcze raz serdecznie witamy. – Wstał na znak, że wymiana uprzejmości skończona, może już iść.

      – Dziękuję – odpowiedziała.

      – Proszę

Скачать книгу