Bałkany-terror kultury. Ivan Colovic
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bałkany-terror kultury - Ivan Colovic страница 4
O serbskich monasterach jako świętościach więcej mówi się dzisiaj w sensie narodowo-politycznym niż religijnym. Są one nie tyle świętościami chrześcijańsko-prawosławnymi, ile narodowo-serbskimi. Pewien współczesny teolog prawosławny gorąco opowiedział się za tym, by serbskie monastery traktować nie jako pomniki kultury, to jest nie jako relikt przeszłości, lecz jako „żywe duchowe świętości” – jednak nie w wąskim sensie religijnym, lecz szerszym, narodowym, ponieważ są to „kamienie graniczne serbskiej przestrzeni duchowej”. Zakończenie owego tekstu utrzymane jest w stylu bardziej odpowiadającym wojowniczemu nacjonalizmowi niż dziełom teologicznym: „Czy w ogóle zrozumieliśmy historyczną rolę i znaczenie serbskich monasterów? Czy w stosunku do naszych monasterów utożsamiliśmy się z tymi, co czynią nam zło? Czy zidentyfikowaliśmy wszystkich nieprzyjaciół naszej spuścizny duchowej i historycznej? Czy przyczyną tego, co nas spotyka, jest fakt, że nie osądziliśmy i nie ukaraliśmy złoczyńców za ich zbrodnie? Czy wiemy, że nasze monastery to kamienie graniczne naszej przestrzeni duchowej, serbskie świętości i stacje modlitewne, ośrodki kultury i miejsca zgromadzeń narodowych?”13.
Podobnie pisze o monasterze Hilandar i swoim pielgrzymowaniu do niego człowiek świecki, profesor uniwersytetu. Dla niego Hilandar także nie jest spotkaniem z przeszłością, tylko z wiecznością. „To wcale nie jest grobowiec – powiada – to czas, który trwa, i czy tego chcemy, czy nie, musimy w nim odnaleźć także siebie”. Dla niego ramy tego imperatywnego odnajdowania również nie pokrywają się z Cerkwią i wiarą, lecz obejmują świadomość narodową, szerszą jego zdaniem i ważniejszą od religii. „W ciszy monasteru każdy pielgrzym słyszy wieki i wszystkie wydarzenia, jakie towarzyszyły formowaniu się świadomości narodowej […]. Nie są to jedynie płytkie uczucia religijne, ale głęboka świadomość i duchowość, o wiele szersza, bo obejmuje dusze wszystkich tych, którzy żyją i którzy przyjdą po nas […]. Hilandar jest wieczny, nieśmiertelny, Hilandar to etyka i myśl o naszym istnieniu narodowym i jednostkowym” (P. Volk, „Politika”, 23.05.1988).
To samo można powiedzieć o Kosowie, nazywanym serbską świętością narodową, najczęściej serbską Jerozolimą. Tu także ma się na myśli swego rodzaju transcendentalną wartość symboliczną, którą Kosowo ma dla narodu serbskiego jako jego „kolebka”, jego „korzenie” i która nie ogranicza się do sakralności w wąskim znaczeniu religijnym. Tamtejsze serbskie monastery są równie święte dla narodu, jak unarodowiony korpus poezji ludowej o bitwie na Kosowym Polu, o kosowskich bohaterach i jak narodowy mit pomszczenia Kosowa czy kult dnia świętego Wita14.
To, co odnosi się do świętej dla narodu tajemnicy języka, dotyczy też serbskich monasterów, postaci i relikwii świętych oraz Kosowa, a mianowicie: ich głęboki sens jest niedostępny, i to z dwóch powodów. Dlatego że świętości, a więc również rozumiane sakralnie święte sprawy narodu, są czymś niepojętym dla człowieka, ale także dlatego że dostęp do nich jest zakazany, a co najmniej surowo kontrolowany.
Polityczna moc oparta na monopolu władzy nad świętościami narodowymi, których na jej użytek strzegą i które utrzymują w stanie gotowości bojowej nasi narodowi mandaryni, narodowi duchowni, jest – tak jak i moc religijna – rządzeniem w imię świętości i w imię owych uświęconych spraw narodu. Podstawą polityki jest tutaj utrzymanie systemu nakazów i zakazów, konsekracji i ekskomunik, walka z heretykami oraz innowiercami w kraju i za granicą. Ta polityka nie zna tolerancji – dla tolerancji jako zasady demokratycznego modelu polityki opartej na dyskusji i kompromisie nie ma miejsca w narodzie-świętości. Narodowi mandaryni, strażnicy pieczęci świętego narodu, mogliby o tolerancji powiedzieć to, co powiedział o niej Paul Claudel: La tolérance, il y a des maisons pour cela, czyli: „Tolerancja – jej miejsce jest w domach publicznych”.
CUD NA FRANCUSKIEJ 7
Niektórzy serbscy poeci myślą, że tylko cud może ich zbawić. Jeden z nich, Matija Bećković, zwrócił się o pomoc do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, instytucji kompetentnej w sprawach cudownych zbawień. Cerkiew spełniła prośbę i zadecydowała, że tego, który się do niej zwrócił, ale też wszystkich innych serbskich poetów odda w opiekę hilandarskiej ikonie Matki Bożej, znanej pod imieniem Trójrękiej, której przypisuje się wielką cudotwórczą moc. Jak poinformowała „Politika”, Trójręka została wybrana na „obrończynię i patronkę serbskich poetów” na podstawie opinii Bećkovicia, że jej trzecia ręka to w istocie „ręka serbskich poetów, którą napisana została cała serbska poezja”. Oprócz poetów, cudowna ikona miała chronić również pozostałych pisarzy, ponieważ uznaje się, że wszyscy oni biorą początek z poetów.
Obrzędu zainstalowania cudownej ikony dokonano w siedzibie Stowarzyszenia Pisarzy Serbskich na Francuskiej 7, która na tę okazję w artykułach prasowych otrzymała nazwę „dom serbskich pisarzy”. Najpierw jego „komnaty” zostały przepisowo okadzone i poświęcone, rozkrojono też świąteczny kołacz, a na ścianie jednej z sal zawieszono opiekuńczą ikonę. Przy okazji tej zbiorowej pieczy nad poetami wszystkim im zalecono, żeby także pojedynczo oddali się w opiekę cudownej ikony. Całego Stowarzyszenia strzeże wielka ścienna ikona, a jego członków pilnują małe ikony stołowe. „Politika” przekazała również zalecenie, jakiego kolegom poetom udzielił w tej sprawie Bećković, ten, który uzgodnił rzecz z osobami odpowiedzialnymi w Cerkwi: „Każdy serbski poeta – przekonany jest Matija Bećković – będzie trzymał ikonę Cudotwórczyni z Hilandaru na swoim biurku” (24.06.1991). Czegoż to boją się serbscy poeci z Francuskiej 7? Z czyjej strony grozi im niebezpieczeństwo? Jakaż to groźba zawisła nad głowami naszych poetów i innych zrzeszonych w Stowarzyszeniu artystów słowa, że Cerkiew musiała przyjść im z pomocą i przedsięwziąć, rzec można, radykalne środki, aby strzec ich i chronić, a Bećković nazwał ową akcję „wielką datą naszej Cerkwi, kultury i poezji”?
Niełatwo jest odpowiedzieć na te pytania. To, co wiemy o sytuacji poetów i pisarzy w dzisiejszej Serbii, zwłaszcza tych skupionych wokół Bećkovicia i Rakiticia, niegdysiejszego i obecnego przewodniczącego Stowarzyszenia, nie pomaga nam odkryć, co mogło ich skłonić do poproszenia Cerkwi o tak spektakularną formę ochrony. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że przez ostatnich kilkanaście lat poeci i inni pisarze w Serbii byli nie tylko bezpieczni i otoczeni opieką, ale też wyjątkowo cenieni i poszukiwani. Tak bardzo, że trudno by dziś było znaleźć kraj, w którym mają równie dobrą pozycję jak tutaj. Stoją na czele niektórych ważnych instytucji narodowych, trzymają w ręku niektóre ważne filary władzy, kierują niektórymi z najbardziej się liczących partii politycznych. Wiersze Bećkovicia tak samo chwalą i szefowie Socjalistycznej Partii Serbii, i władycy Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, śpiewa się je przy gęślach na imprezach folklorystycznych i recytuje na akademiach wojskowych. Kierowane przez niego i przez Slobodana Rakiticia Stowarzyszenie Pisarzy kilka tygodni przed Trójręką otrzymało od władz dowód wielkiego uznania: Milošević udekorował je orderem Vuka Karadžicia za bohaterską postawę w epizodzie wojennym. A temu odznaczeniu także nie można odmówić opiekuńczej mocy.
Nie ma wątpliwości, że pisarzom z Francuskiej 7 poczucie pewności i bezpieczeństwa zapewnia uwaga, z jaką
12
Mowa o Milanie Milutinoviciu, prezydencie Serbii od grudnia 1997 do grudnia 2002 roku.
13
Slobodan Mileusnić,
14
W bitwie z Turkami na Kosowym Polu (15 czerwca, w dniu świętego Wita, 1389) wojska serbskie i bośniackie pod wodzą księcia Lazara poniosły klęskę, która zapoczątkowała trwającą ponad cztery wieki niewolę, ale powstrzymała dalszy najazd Turków; bitwa ta i jej bohaterowie stali się tematem poezji ludowej (przyp. MP).