Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 2

Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski Kryminał

Скачать книгу

dłoni przesunął po gładko wygolonej twarzy.

      – I jeszcze jedno… Czy uprawiasz jakieś sporty?

      – Oczywiście. Pływam, wiosłuję, gram w tenisa, jeżdżę na nartach.

      – To dobrze, to bardzo dobrze. A konna jazda?

      – Raz siedziałam na koniu, spadłam i na tym się skończyło.

      – Dobrze by było, żebyś wzięła kilka lekcji konnej jazdy. W karierze filmowej to ci się bardzo może przydać.

      Zasępiła się.

      – Do tego potrzebny jest specjalny strój.

      – O to się nie martw. Już ja się tym zajmę. Obstalujemy ci wspaniałe bryczesy u najlepszego krawca.

      – A buty?

      – Buty oczywiście także u najlepszego szewca.

      Roześmieli się.

      Po chwili spojrzał na zegarek.

      – Spieszysz się? – spytała.

      – Trochę. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. A ty jak najprędzej złóż podanie o paszport. Te formalności zazwyczaj dość długo trwają. Potrzebna będzie oczywiście jeszcze wiza amerykańska. To wszys-tko zajmie trochę czasu. A ja muszę już wracać do Chicago. Czekają na mnie.

      – Zaraz, jutro z samego rana idę do biura paszportowego – powiedziała z ożywieniem.

      Nowe życie zaczynało nabierać realnych kształtów. To już nie były marzenia. To rzeczywistość, wspaniała rzeczywistość.

      Skinął na kelnerkę i zapłacił, zostawiając suty napiwek. Był snobem. Przy każdej okazji starał się zademonstrować swój gest.

      – No… To teraz się pożegnamy.

      – Mieliśmy razem pójść na obiad – powiedziała cicho.

      – Niestety to niemożliwe. Mam coś pilnego do załatwienia. – Wyjął z portfela banknot dziesięciodolarowy i podał go dziewczynie. – Idź tu na róg, do baru, coś zjeść. Zadzwonię do ciebie wieczorem. Może się spotkamy.

      – Bardzo bym chciała.

      Była głodna. Nie miało jednak sensu zmieniać dolary po oficjalnym kursie, a nie czuła się na siłach, żeby teraz szukać cinkciarzy. Zresztą to nie było pot-rzebne. Miała jeszcze trochę złotówek w torebce. Tak jak jej poradził Harold, poszła do baru, usiadła przy małym stoliku i z roztargnieniem zamówiła coś z karty. Nie zwracała najmniejszej uwagi na zaczepne spojrzenia mężczyzn. Tak ją opanowała wizja kariery filmowej, że nie czuła nawet smaku tego, co jadła. Ciągle jeszcze nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Wszystko to, co się z nią działo, wydawało jej się tak bardzo nierealne, przypominające jakiś piękny sen. A jednak Harold był czymś najzupełniej realnym i jego dolary także.

      Poprosiła o rachunek, który sprawdziła bardzo dokładnie.

      – Masę pieniędzy – mruknęła do siebie, już bardzo dawno nie regulowała rachunku w lokalu. Zawsze robił to za nią ktoś inny. Nie interesowały ją ceny.

      Zapłaciła, nie zostawiając żadnego napiwku, i wyszła. Dziwnym zbiegiem okoliczności na postoju taksówek nie było nikogo. Zaczekała chwilę, a następnie wsiadła do czerwonego fiata i kazała się zawieźć na Kruczą.

      Jakiś kuzyn Iwony wyjechał służbowo za granicę i wynajął dziewczynom swoje dwupokojowe mieszkanie. Uzgodnili, że będą płacić w dolarach, we frankach szwajcarskich albo w zachodnioniemieckich markach. Wszystkie trzy zaliczały się do kategorii walutowych panienek do towarzystwa, a więc nie było problemu. W większym pokoju mieszkały Iza z Mają, mniejszy zajmowała Iwona. Zapobiegliwy kuzyn załatwił wszystkie formalności z administrac-ją oraz z dozorcą, z którym się zaprzyjaźnił, przy pomocy bonów dolarowych.

      Obydwie były w domu. Maja, długonoga brunetka o twarzy rafaelowskiej Madonny, leżała na tapczanie i pochłaniała jakiś kryminał, a Iwona smażyła w kuchni naleśniki, które miała zamiar przełożyć duszonymi jabłkami. Zamiłowanie do sztuki kulinarnej było zapewne przyczyną nieznacznego zaokrąglania się jej kształtów, ale ciągle jeszcze była bardzo zgrabna i atrakcyjna, a jej minimalna nadwaga przyciągała mężczyzn z bliższego i dalszego Wschodu.

      Iza weszła promienna i pełna radości życia.

      – Zjesz parę naleśników z jabłkami? – spytała Iwona.

      Iza uśmiechnęła się.

      – Zjadłam przed chwilą wspaniały stek w Barze Europejskim, ale jednego naleśnika mogę zjeść, jak mnie ładnie poprosisz.

      – Pewnie byłaś na obiedzie z tym twoim „królewiczem z bajki”.

      – Wyobraź sobie, że byłam zupełnie sama.

      – Ale on ci dał forsę na ten stek. Przyznaj się.

      – Jesteś niedyskretna.

      Iwona roześmiała się, pokazując przesadnie białe i bardzo równe zęby.

      – Na własny rachunek tobyś poszła do baru mlecznego, a nie do Europejskiego. Już ja dobrze znam ten twój „szeroki” gest.

      Maja oderwała oczy od książki i spojrzała na przyjaciółkę.

      – Czy w dalszym ciągu uważasz, że ten facet jest taki fantastyczny?

      – Wspaniały mężczyzna. Możesz mi wierzyć. A jaki we mnie zakochany. Przy jego pomocy rozpocznę nowe życie. Obrzydło mi już motanie tych dolarowych klientów. Pojadę z nim w szeroki świat. Może występować będę w filmie.

      Maja roześmiała się.

      – O! To on zaczyna cię rwać na gwiazdę filmową. Stary numer. Uważaj, Izuniu, żeby ten „królewicz z bajki” nie sprzedał cię w szerokim świecie do jakiegoś brazylijskiego albo argentyńskiego burdelu.

      – Co ty pleciesz? – oburzyła się Iza. – To człowiek dużej klasy.

      – Handlarze żywym towarem są przeważnie ludźmi „dużej klasy”.

      – Ja mu ufam. Dobrze mu z oczu patrzy.

      – Niejednemu bandziorowi dobrze z oczu patrzy.

      – Dlaczego usiłujesz mnie do niego zrazić? Jesteś zazdrosna?

      Maja wzruszyła ramionami.

      – Zazdrosna? Oszalałaś? Mówię to wszystko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką. Pragnę cię ostrzec. Pragnę, żebyś trzeźwo spojrzała na te wspaniałe plany. Zastanów się. Poznaj bliżej tego człowieka.

      – Już się zastanowiłam. On jest moją ogromną szansą. Nie mogę przecież z tego nie skorzystać. Zresztą, tak czy owak, z dotychczasowym życiem skończyłam raz na zawsze.

      – To

Скачать книгу