Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 3
Promienna twarz Izy zgasła nagle i poszarzała.
– Już? Przecież dostał…
– Tak. Dostał trzy lata, ale wypuścili go wcześniej za dobre sprawowanie. Mówi, że w kiciu taki tłok, że jak tylko mogą, to zwalniają. Był tu dzisiaj rano. Pytał o ciebie.
– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego – powiedziała z udaną pewnością siebie Iza.
– Bądź ostrożna – wtrąciła się do rozmowy Iwona, rozkładając na talerzach naleśniki. – To niebezpieczny facet.
W Izę nagle wstąpiła odwaga.
– Nie bójcie się o mnie. Dam sobie radę. Harold mi pomoże, jak będzie trzeba.
Zadźwięczał dzwonek.
Spojrzały po sobie niespokojnie.
– Kto to może być?
– Idź otwórz – powiedziała Maja, wstając z tapczanu.
Wszedł. Wysoki, muskularny, szeroki w ramionach. Twarz kwadratowa, o wystających kościach policzkowych. Oczy wąskie, lekko skośne, osadzone blisko szerokiego nosa. Nad niskim czołem czerniły się krótko przystrzyżone włosy.
– Cześć – głos o basowym brzmieniu, nieco schrypnięty.
Milczały, sterroryzowane już samą jego obecnością.
Podszedł do Izy i klepnął ją w plecy z taką siłą, że aż się zgięła.
– To tak się wita ukochanego po długiej rozłące?
Iza wyprostowała się i energicznie potrząsnęła głową.
– Daj mi spokój. Rozumiesz? Odczep się ode mnie. Nie jesteś żadnym moim ukochanym i nigdy nie byłeś. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Zaśmiał się cichym, złym śmiechem.
– Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, co? Uważaj, ptaszyno, dobrze uważaj. Wiesz, że ze mną żartów nie ma. Ja się nie znam na żartach. Nie mam poczucia humoru. A ty mi tutaj nie podskakuj, bo popłyniesz Wisłą do samego Gdańska. A teraz woda zimna.
– Do niczego nie możesz mnie zmusić. Ja z tamtym skończyłam ostatecznie. Mam narzeczonego.
Teraz roześmiał się na cały głos.
– Ha, ha, ha! Masz narzeczonego? Co? Dobry kawał, bardzo dobry kawał. To już ja nie jestem twoim narzeczonym?
– Dobrze wiesz, że między nami wszystko skończone – powiedziała stanowczo.
Podszedł bliżej i uderzył ją w twarz.
– Jeszcze nie wszystko między nami skończone. A może byś mi przedstawiła tego twojego „narzeczonego”. Chętnie bym z nim pogadał. A ty, kotku, wybij sobie te wszystkie bzdury z głowy, bo to się może dla ciebie bardzo smutno skończyć. Nie ścierpię takich grymasów.
– Nie jestem twoją niewolnicą.
– A właśnie, że jesteś!
Znowu uderzył ją w twarz i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Przez chwilę panowało milczenie. Pierwsza odezwała się Maja.
– Zdaje się, że życie zaczyna ci się komplikować. To nie będzie takie proste. Zenon to twardy facet.
Iza gniewnie potrząsnęła głową.
– Nie złamie mnie. Nie może mnie zmusić. Nigdy do niego nie wrócę. Zresztą Harold mi pomoże.
– Jeżeli będzie chciał i jeżeli da sobie radę z Zenonem.
– Jestem pewna, że sobie poradzi. Jest świetnie zbu-dowany, wysportowany. Tam, w Chicago, miał na pewno do czynienia z lepszymi niż Zenon.
Maja westchnęła.
– Tak bym chciała, żeby ci się wszystko dobrze ułożyło. Byłoby najlepiej, żebyś jak najprędzej wyjechała z tym twoim Haroldem.
– Jak tylko dostanę paszport.
Zenon nie pokazał się więcej. Nad wieczorem zadzwonił Harold. Poszli na kolację do Grand Hotelu.
Kiedy kelner przyjął zamówienie, Harold dotknął jej dłoni.
– Jesteś jakaś zdenerwowana. Dlaczego? Co się stało?
Uśmiechnęła się blado.
– Nic ważnego. Takie tam babskie kłopoty.
– Może mogę ci w czymś pomóc?
Zastanawiała się nad tym, czy mu powiedzieć o Zenonie. Zdecydowała się.
– Widzisz… To są jeszcze pozostałości mojego dawnego życia. Czepia się mnie jeden facet, który uważa, że jestem jego własnością.
– Nie przejmuj się. Jakoś sobie z nim poradzimy.
– To niebezpieczny typ. Łatwo nie zrezygnuje.
– Miałem już do czynienia z niebezpiecznymi typami – uśmiechnął się Harold. – Jedz, bo ci wystygnie.
Kiedy kelner postawił przed nimi kawę i tort, Iza nagle zbladła gwałtownie.
– Co się stało?
– To on – wyszeptała.
Zenon szedł wolno kołyszącym się krokiem w ich kierunku. W pewnym momencie zatrzymał się, usiadł przy sąsiednim stoliku i patrzył.
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedział półgłosem Harold. – Pij kawę.
– Chodźmy – poprosiła.
– Jak sobie życzysz. – Skinął na kelnera, który nadbiegł skwapliwie, nie mając wątpliwości, że ma do czynienia z dolarowym gościem.
– Może masz ochotę przejechać się gdzieś za miasto? – spytał Harold. – Warto czasem odetchnąć świeżym powietrzem. Mam wóz tutaj za hotelem.
Na parkingu podszedł do nich Zenon. Przymrużył oczy i mocno zacisnął zęby.
– Odczep się od mojej dziewczyny, pętaku – powiedział chrypliwie.
– Czy pan do mnie mówi? – spytał Harold, zdejmując z ramienia ciężką rękę napastnika.
Zenonowi krew napłynęła do twarzy.
– Do ciebie mówię, baranie. Odczep się od mojej dziewczyny, słyszałeś?
– Zdaje mi się, że pan jest nieuprzejmy – głos Harolda był w dalszym ciągu spokojny, a nawet łagodny.
Zenon