Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 8

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

się, czy nie ujawnić szemranych interesów Bishop’s Arms.

      – Sądzisz, że Szwecja jest gotowa na takie rewelacje?

      – Przypuszczam, że nie.

      W zasadzie ich lubił. Chociaż właściwie nigdy z nimi nie rozmawiał, jeśli oczywiście pominąć takie przerzucanie się ripostami i wesołe pokrzykiwania. Byli częścią lokalnego kolorytu, dzięki któremu tak dobrze się czuł w tej dzielnicy. W ogóle się nie przejął, kiedy jeden z nich wypalił:

      – Słyszałem, że już się skończyłeś.

      Wprost przeciwnie – miał wrażenie, że te słowa sprowadziły całą nagonkę na niego do niskiego, niemal komicznego poziomu. Tam w gruncie rzeczy było jej miejsce.

      – Już od piętnastu lat skończony dla mnie świat. Hej, ukojmy smutki u siostry wódki. To, co piękne, przemija1 – powiedział, cytując Frödinga, i rozejrzał się po sali w poszukiwaniu kogoś, kto byłby na tyle zarozumiały, żeby posłać zmęczonego dziennikarza do diabła. Nie było jednak nikogo poza Arnem i jego kompanami. Podszedł do stojącego za barem Amira.

      Amir był duży, gruby i jowialny. Był ciężko pracującym ojcem czwórki dzieci. Prowadził pub od kilku lat i zdążyli się zaprzyjaźnić. Mikael nie był wprawdzie jego stałym klientem, ale od czasu do czasu wyświadczali sobie różne przysługi. Amir kilka razy poratował go butelką czerwonego wina, kiedy spodziewał się damskiego towarzystwa, a nie zdążył zrobić zakupów. Z kolei Mikael pomógł jego przyjacielowi, który przebywał w Szwecji nielegalnie, napisać odpowiednie pisma do władz.

      – Czym sobie zasłużyliśmy na taki zaszczyt? – zapytał Amir.

      – Mam się tu z kimś spotkać.

      – Z kimś ciekawym?

      – Nie sądzę. Jak się miewa Sara?

      Sara, żona Amira, niedawno przeszła operację biodra.

      – Zrzędzi i łyka tabletki przeciwbólowe.

      – Ciężka sprawa. Pozdrów ją ode mnie.

      – Dziękuję, pozdrowię – odparł Amir i przez chwilę gawędzili o różnych sprawach.

      Linus Brandell nie przychodził. Mikael uznał, że ktoś się zabawił jego kosztem. Pomyślał jednak, że są gorsze kawały niż zwabianie kogoś do pubu. Wymienili się z Amirem ekonomicznymi i zdrowotnymi troskami i po kwadransie ruszył do drzwi. W progu wpadł na Linusa Brandella.

      NIE CHODZIŁO O TO, że August uzupełnił brakujące liczby. Tym raczej by nie zaimponował komuś takiemu jak Frans Balder. Fransa zaskoczyło to, co leżało obok kartek z liczbami. Coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak zdjęcie albo obraz, a w rzeczywistości było rysunkiem. Chłopiec doskonale odwzorował przejście dla pieszych przy Hornsgatan. Wszystko uchwycił ze swego rodzaju matematyczną dokładnością, fenomenalnie oddając najdrobniejsze szczegóły.

      Jakby tego było mało, z rysunku biło światło. Nikt nie uczył Augusta rysowania w trójwymiarze ani tego, jak artysta posługuje się światłocieniem, a wydawało się, że chłopiec opanował to perfekcyjnie. Czerwone oko sygnalizatora mrugało, a jesienna szarówka spowijająca Hornsgatan zdawała się błyszczeć. Na ulicy stał mężczyzna, który wtedy wydał się Fransowi znajomy. Na rysunku jego twarz była ucięta tuż nad brwiami. Wyglądał na przestraszonego albo nieprzyjemnie zaskoczonego, jak gdyby to, że zobaczył Augusta, wytrąciło go z równowagi. Szedł niepewnym krokiem. Jak, u licha, udało mu się to oddać?

      – Boże! – wykrzyknął Frans. – Ty to narysowałeś?

      August ani nie kiwnął, ani nie potrząsnął głową. Patrzył z ukosa w okno. Fransa Baldera ogarnęło dziwne uczucie: pomyślał, że od tej chwili jego życie nie będzie już takie samo.

      MIKAEL NIE WIEDZIAŁ, kogo się spodziewał, ale chyba sądził, że spotka się z młodym, wymuskanym elegancikiem. Tymczasem w progu stał niechlujnie wyglądający niski chłopak w podartych dżinsach, z długimi przetłuszczonymi włosami. Jego spojrzenie było senne i mętne. Miał najwyżej dwadzieścia pięć lat, brzydką cerę, grzywkę zasłaniającą oczy i paskudne zajady. Nie wyglądał jak ktoś, kto ma w zanadrzu gorący temat.

      – Linus Brandell, jak sądzę – powiedział Mikael.

      – Zgadza się. Przepraszam za spóźnienie. Wpadłem na znajomą. Chodziliśmy razem do podstawówki i ona…

      – Może załatwmy, co mamy do załatwienia – przerwał mu Mikael i ruszył do stolika w głębi.

      Podszedł do nich Amir. Uśmiechał się dyskretnie. Zamówili dwa guinnessy i przez chwilę siedzieli w milczeniu. Mikael nie wiedział, dlaczego jest zdenerwowany. To nie było do niego podobne. Może to jednak przez tę historię z Sernerem. Uśmiechnął się do Arnego i jego kompanów. Uważnie im się przyglądali.

      – Od razu przejdę do rzeczy – oznajmił Linus.

      – Świetnie.

      – Zna pan Supercrafta?

      Mikael niewiele wiedział o grach komputerowych. Ale nawet on słyszał o Supercrafcie.

      – Tylko tytuł.

      – Tylko?

      – Tak.

      – W takim razie nie wie pan, że tym, co wyróżnia tę grę, jest specjalna funkcja AI, dzięki której można rozmawiać z towarzyszem broni o strategii, ale przynajmniej na początku nie ma się pewności, czy rozmawia się z człowiekiem, czy z bytem cyfrowym.

      – No proszę – mruknął Mikael. Nic nie było dla niego mniej ciekawe niż niuanse jakiejś cholernej gry.

      – To prawdziwa rewolucja w branży i prawdę mówiąc, brałem udział w jej tworzeniu – dodał Brandell.

      – Gratuluję. Musiał pan na tym nieźle zarobić.

      – Właśnie w tym rzecz.

      – Co pan ma na myśli?

      – Ktoś nam wykradł tę technologię i teraz Truegames zarabia na niej miliardy, a my nie dostajemy złamanego grosza.

      Mikael dobrze znał tę śpiewkę. Kiedyś rozmawiał nawet ze staruszką, która utrzymywała, że tak naprawdę to ona jest autorką książek o Harrym Potterze, a J.K. Rowling telepatycznie wykradła jej dzieło.

      – Jak to się stało? – zapytał.

      – Atak hakerski.

      – Skąd to wiecie?

      – Tak powiedzieli eksperci z Instytutu Obrony Radiołączności. Jeśli pan chce, mogę podać nazwisko jednego z nich, a poza tym… – Urwał.

      – Tak?

      – Nie,

Скачать книгу


<p>1</p>

Fragment wiersza Skalden Wennerbom Gustava Frödinga w przekładzie Ireny Muszalskiej.