Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 18

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Która mogła być godzina? – spytał Patrik.

      – Koło dziewiątej. Niestety nie potrafię określić dokładniej.

      Patrik zawahał się.

      – Wiem, że nie bardzo się z sąsiadką przyjaźnicie.

      Kaj prychnął.

      – Rzeczywiście, można to tak określić. Mało kto się z tą jędzą przyjaźni.

      – Jest jakiś szczególny powód tej… – Patrik szukał właściwego określenia – nieprzyjaźni?

      – Nie trzeba szczególnego powodu, żeby poróżnić się z Lilian Florin, ale ja mam taki powód. Wszystko zaczęło się, gdy kupiliśmy tu plac pod budowę domu. Najpierw miała zastrzeżenia do projektu, potem robiła wszystko, żeby wstrzymać budowę. Można powiedzieć, że zorganizowała nawet akcję protestacyjną. – Zachichotał. – Proszę sobie wyobrazić! Akcję protestacyjną we Fjällbace. Człowiekowi nogi trzęsą się ze strachu. – Kaj wytrzeszczył oczy, udając strach, i roześmiał się. Potem mówił dalej: – Rzecz jasna udało nam się pokonać te przeszkody, choć kosztowało to sporo czasu i pieniędzy. Ale nie koniec na tym. Wiecie już, że stać ją na wiele. Urządziła nam istne piekło. – Odchylił się na fotelu i założył nogę na nogę.

      – Nie lepiej było sprzedać to wszystko i przeprowadzić się gdzie indziej? – ostrożnie spytał Patrik.

      W oczach Kaja zapłonął ogień.

      – Przeprowadzić się?! W życiu! Nie dam jej tej satysfakcji. Dopiero by się czuła… Niech ona się przeprowadza. Czekam tylko na wyrok sądu administracyjnego.

      – Sądu administracyjnego? – zdziwił się Patrik.

      – Dobudowali sobie balkon, ale nie sprawdzili, co mówią na ten temat przepisy. Otóż ten balkon wystaje dwa centymetry na moją posesję, co oznacza, że złamali prawo. Będą musieli go rozebrać. Orzeczenia sądu spodziewam się lada dzień. Ale będzie miała minę. – Kaj uśmiechnął się z zadowoleniem.

      – Nie sądzi pan, że mają teraz większe zmartwienia? – Patrik nie mógł się powstrzymać.

      Twarz Kaja pociemniała.

      – Nie jestem obojętny wobec ich tragedii, ale sprawiedliwość musi być. Prawo nie zważa na takie rzeczy – dodał, szukając wzrokiem wsparcia u Ernsta. Ten z uznaniem kiwnął głową i Patrik znów zaczął wątpić, czy Ernst powinien uczestniczyć w śledztwie. Przysparzał mu dość powodów do zmartwień, a jeszcze okazało się, że ma kumpla wśród osób wytypowanych do przesłuchania.

      Kiedy wyszli od Kaja, podzielili się zadaniami, żeby sprawdzanie kolejnych sąsiadów poszło szybciej. Ernst, klnąc pod nosem, zmagał się z podmuchami ostrego, przeszywającego wiatru. Był głęboko rozgoryczony. Tak głęboko, że aż czuł niesmak w ustach. Kolejny raz musiał ustąpić szczeniakowi prawie o połowę młodszemu. Nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że nie cenią jego doświadczenia i profesjonalizmu. Układ – tylko taka odpowiedź przychodziła mu do głowy. Trudniej już byłoby mu wskazać, kto ten układ tworzy i jaki ma w tym interes, ale tym nie zaprzątał sobie głowy. Pomyślał, że widzą zagrożenie w jego licznych zaletach.

      Chodzenie od domu do domu było zajęciem śmiertelnie nudnym. Ernst marzył, żeby wreszcie znaleźć się w cieple. W dodatku nikt nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Tamtego ranka nikt nie widział Sary. Nikt nie miał do powiedzenia nic ponadto, że to straszna historia. Z tym akurat się zgadzał. Dobrze, że nie zrobił głupstwa i nie ma dzieci. Udało mu się również nie zadawać się z babami. Całkowicie wyparł ze świadomości, że kobiety po prostu zupełnie się nim nie interesowały.

      Zerknął w stronę Hedströma, który chodził po domach stojących na prawo od Florinów. Czasem aż go ręka świerzbiła, żeby mu dać w mordę. Widział jego minę, kiedy się dowiedział, że musi go zabrać ze sobą. Odczuł wtedy coś w rodzaju satysfakcji. Hedström i Molin byli nierozłączną parą i nigdy nie słuchali rad starszych kolegów, to znaczy Ernsta i Gösty. Ernst zgadzał się, że Gösta nie jest może wzorowym policjantem, ale uważał, że choćby ze względu na staż zasługuje na szacunek. Nic dziwnego, że człowiek się zniechęca, gdy musi pracować w takich warunkach. Jak się dobrze zastanowić, to młodzi funkcjonariusze ponoszą winę za to, że stracił chęć do pracy i raz po raz robi sobie przerwę. Ulżyło mu. Pewnie, że to nie jego wina. Bynajmniej nie dręczyły go wyrzuty sumienia, ale uważał, że dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu. Wszystko przez tych gówniarzy. Tu jest pies pogrzebany. Życie od razu wydało mu się przyjemniejsze, gdy o tym pomyślał. Zapukał do kolejnych drzwi.

      Frida ładnie uczesała lalkę. Idzie na przyjęcie, więc powinna wyglądać elegancko. Stojący przed nią stolik był już nakryty. Postawiła na nim maleńkie plastikowe filiżaneczki na pięknych czerwonych spodkach, a także ciasteczka i kawę. Ciasteczka też z plastiku, ale prawdziwych lalki i tak nie jedzą, więc nie szkodzi.

      Sara mówiła, że bawienie się lalkami jest głupie i że są już za duże, że lalki są dla małych dzieci. Ale Frida lubiła się bawić lalkami. Sara bywała męcząca. Zawsze chciała rządzić, wszystko musiało być tak, jak ona chciała. Inaczej się obrażała albo niszczyła, co jej wpadło w rękę. Mama Fridy bardzo się o to na Sarę gniewała. Odsyłała ją wtedy do domu i jeszcze dzwoniła do jej mamy i mówiła takim złym głosem. Ale jak Sara była grzeczna, Frida bardzo ją lubiła i chciała się z nią bawić. Jeśli nadal była grzeczna.

      Nie rozumiała, co się stało z Sarą. Mama powiedziała jej, że Sara nie żyje, że utopiła się w morzu, ale gdzie jest teraz? Mama mówi, że w niebie, ale Frida bardzo długo patrzyła w niebo i nie zobaczyła jej. Była pewna, że gdyby Sara rzeczywiście była w niebie, toby jej pomachała. A skoro tego nie zrobiła, to jej tam nie ma. Pytanie tylko, gdzie jest. Przecież nie można tak po prostu zniknąć. A gdyby mama nagle zniknęła? Przeszył ją dreszcz przerażenia. Jeśli Sara mogła zniknąć, to i mamy mogą znikać, prawda? Mocno przytuliła lalkę, starając się odpędzić złe myśli.

      Zastanawiało ją jeszcze jedno. Mama powiedziała, że panowie, którzy zadzwonili do drzwi i powiedzieli o Sarze, to policjanci. Frida wiedziała, że policji trzeba mówić całą prawdę. Nie wolno kłamać. Ale przecież obiecała Sarze, że nikomu nie opowie o tym złym panu. Czy trzeba dotrzymać obietnicy danej komuś, kogo już nie ma? Jeśli Sary nie ma, to się nie dowie, że opowiedziała o tym panu. Ale gdyby wróciła i dowiedziała się, że naskarżyła? Pewnie rozzłościłaby się jak jeszcze nigdy i może jeszcze porozbijałaby wszystkie zabawki w jej pokoju, nawet lalkę. Dlatego postanowiła, że nic o złym panu nie powie.

      – Gösta, masz chwilkę? – Patrik zapukał cicho i wszedł do pokoju kolegi. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak siedzący przed komputerem Gösta szybko zamyka internetowego golfa.

      – Może i mam – mruknął Gösta. Zdawał sobie sprawę, że Patrik widział, jakiemu niezbyt chwalebnemu zajęciu oddaje się w godzinach pracy. – Chodzi o tę dziewczynkę? – spytał bardziej uprzejmym tonem. – Słyszałem od Anniki, że to nie wypadek. Paskudna sprawa – dodał i potrząsnął głową.

      – Poszliśmy z Ernstem

Скачать книгу