Chłopcy z Placu Broni. Ferenc Molnar
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chłopcy z Placu Broni - Ferenc Molnar страница 6
– Kiedy wszedłem między sągi – zaczął Nemeczek – usłyszałem głośne szczekanie psa. Poszedłem za Hektorem i nagle usłyszałem jakiś szelest w środkowej cytadeli. Wdrapałem się na górę i wtedy zobaczyłem, że jest tam Feri Acz w czerwonej koszuli.
– Stał na szczycie? W cytadeli?
– Na samym szczycie! – powiedział Nemeczek i żeby potwierdzić swą prawdomówność, podnosił już rękę do serca na znak przysięgi, ale surowe spojrzenie Boki przywołało go do porządku. Więc tylko dodał:
– I zabrał chorągiewkę!
Czele aż syknął:
– Chorągiewkę?
– Właśnie!
Wszyscy czterej ruszyli w stronę fortecy. Nemeczek skromnie biegł na końcu, po części dlatego, że jako szeregowcowi nie wypadało mu wysuwać się przed oficerów, po części z obawy, że gdzieś w pobliżu błąka się jeszcze Feri Acz. Chorągiewki rzeczywiście nie było. Nawet drzewca brakowało. Wszyscy byli niesłychanie wzburzeni, jedynie Boka zachował zimną krew.
– Powiedz siostrze – zwrócił się do Czelego – żeby na jutro uszyła nową chorągiewkę.
– Dobrze – odpowiedział Czele – ale ona nie ma już zielonego płótna. Czerwone jeszcze jest, a zielonego zabrakło.
Boka spokojnie zapytał:
– A białe ma?
– Ma.
– To niech uszyje czerwono-białą chorągiewkę. Od tej chwili nasze barwy będą czerwono-białe.
Wszyscy się z tym zgodzili. Gereb zwrócił się do Nemeczka:
– Szeregowy!
– Na rozkaz!
– Do jutra proszę wprowadzić poprawkę do regulaminu: odtąd nasze barwy będą nie czerwono-zielone, lecz czerwono-białe.
– Tak jest, panie poruczniku.
Wtedy Gereb łaskawie rzucił wyprężonemu na baczność jasnowłosemu chłopcu:
– Spocznij!
Nemeczek stanął swobodnie. Chłopcy wdrapali się na górę i stwierdzili, że Feri Acz odłamał drzewce chorągiewki. Przybity gwoździami kawałek odłamanego drzewca smętnie tkwił na swoim miejscu.
Od strony Placu rozległy się okrzyki:
– Hola ho! Hola ho!
To było ich hasło. Widocznie nadeszli już chłopcy i rozglądali się po Placu. Słychać było donośne okrzyki:
– Hola ho!
Czele skinął na Nemeczka.
– Szeregowy!
– Na rozkaz!
– Odpowiedzcie kolegom.
– Tak jest, panie poruczniku.
Nemeczek przyłożył zwiniętą w trąbkę dłoń do ust i swoim cienkim, dziecinnym głosem zawołał:
– Hola ho!
Potem zeszli z fortecy i ruszyli w stronę Placu. Na środku Placu, skupieni w małej grupce, czekali na nich Czonakosz, Weiss, Kende, Kolnay i jeszcze kilku chłopców. Na widok Boki wszyscy stanęli na baczność, Boka bowiem był ich dowódcą, kapitanem.
– Cześć – powiedział Boka.
Kolnay wystąpił krok naprzód.
– Melduję posłusznie – powiedział – kiedy przyszliśmy, furtka nie była zamknięta. A zgodnie z regulaminem powinna być zamknięta od środka.
Boka surowo spojrzał na stojącą za nim asystę. A wszyscy spojrzeli na Nemeczka. Ten już przykładał rękę do serca, żeby przysiąc, iż to nie on zostawił furtkę otwartą, kiedy kapitan odezwał się:
– Kto wchodził ostatni?
Zapadła cisza. Nikt bowiem nie wszedł ostatni. Jeszcze przez chwilę panowało milczenie. Nagle Nemeczkowi rozjaśniła się twarz i powiedział:
– Melduję posłusznie, to pan kapitan wszedł ostatni.
– Ja? – zdziwił się Boka.
– Tak jest.
Boka zastanawiał się przez chwilę.
– Masz rację – stwierdził z powagą. – Zapomniałem zasunąć zasuwę. Panie poruczniku, proszę wpisać za karę moje nazwisko do czarnej księgi – zwrócił się do Gereba.
Gereb wyjął z kieszeni mały, czarny notes i wielkimi literami wpisał „Janosz Boka”. A obok, żeby było wiadomo, o jakie przewinienie chodzi, dopisał „furtka”.
Taka postawa dowódcy podobała się chłopcom. Boka wymierzał sprawiedliwość nawet samemu sobie. Był to przykład prawdziwego męstwa, o jakim nawet na lekcjach łaciny nie słyszeli, choć przecież wiele im mówiono o dzielnych Rzymianach. Lecz Boka był tylko zwykłym człowiekiem i miał też swoje słabości. Wprawdzie ukarał siebie, ale zaraz zwrócił się do Kolnaya, który zameldował o tym, że furtka nie została zamknięta.
– A ty nie powinieneś tak paplać i skarżyć. Panie poruczniku, proszę wpisać Kolnaya za donosicielstwo.
Pan porucznik sięgnął więc znów po złowieszczy notes i wpisał Kolnaya. Stojący z tyłu Nemeczek z radości, że to nie jego nazwisko wpisują do notesu, zaczął tańczyć czardasza. Trzeba bowiem wiedzieć, że w notesie figurowało wyłącznie nazwisko Nemeczka, bo wszyscy, zawsze i za wszystko, kazali wpisywać Nemeczka. I zbierający się co sobota trybunał osądzał jedynie Nemeczka. Co tu dużo mówić, tak to już było. Bo Nemeczek był jedynym szeregowcem.
Zakończono sprawy porządkowe i rozpoczęła się wielka narada. Po chwili wszyscy znali już sensacyjną wiadomość, że oto wódz czerwonych koszul, Feri Acz, odważył się wtargnąć w samo serce Placu Broni, że wdrapał się na środkową cytadelę i zabrał chorągiew. Oburzenie chłopców nie miało granic. Wszyscy otoczyli Nemeczka, który do swojej relacji dorzucał coraz to nowe szczegóły.
– A czy mówił coś do ciebie?
– No pewnie! – chwalił się Nemeczek.
– Co mówił?
– Krzyknął do mnie.
– Co krzyknął?
– Zawołał: „Nie boisz się, Nemeczku?” – tu jasnowłosy chłopiec przełknął ślinę, bo wiedział przecież, że to nieprawda. Że było