Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 4

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

w sobie. Alvar nie chciał znów się ośmieszyć i podejmować jeszcze jednej nieudanej próby nawiązania kontaktu, kontynuował więc swoje obliczenia. Wymazywał, gryzmolił i z całą pewnością ją denerwował. Podeszła i wbiła w niego wzrok, a wtedy się zawstydził. Często się wstydził, kiedy na niego patrzyła. Już miał wstać i wrócić na oddział, gdy nagle zgarnęła długopis i nabazgrała kilka cyfr w jego książce.

      – Model Blacka–Scholesa to przereklamowane gówno, kiedy rynek jest taki niestabilny – powiedziała i poszła, ignorując to, że za nią krzyczał.

      Po prostu sobie poszła, jakby nie istniał, on zaś dopiero po czasie zrozumiał, co zaszło. Późnym wieczorem, kiedy usiadł przy komputerze, dotarło do niego, że nie tylko w sekundę odpowiedziała poprawnie na pytania, ale również autorytarnie i pewnie skrytykowała wyróżniony Nagrodą Nobla model wyceny instrumentów pochodnych. Dla niego – człowieka, który na oddziale doświadczał tylko niepowodzeń i poniżenia – było to coś wielkiego. Zaczął marzyć, że to będzie początek ich wzajemnych kontaktów, a może nawet punkt zwrotny w jej życiu, w którym wreszcie zda sobie sprawę z potęgi własnych zdolności.

      Długo się zastanawiał, jaki powinien być jego następny krok. Jak mógłby ją bardziej zmotywować? W końcu wpadł na pomysł. Da jej test na inteligencję. W gabinecie miał pełno starych testów i formularzy po wszystkich psychiatrach sądowych, którzy tu pracowali i próbowali oszacować stopień psychopatii, aleksytymii i wszystkiego tego, na co według nich cierpiała Benito.

      Sam zrobił kilka takich testów i uznał, że dziewczyna, która bez problemu rozwiązywała zadania matematyczne, powinna sobie z nimi poradzić. Kto wie, może to będzie coś dla niej znaczyło. Dlatego niedawno czekał na nią w korytarzu w chwili, która wydawała mu się odpowiednia. Miał nawet wrażenie, że po raz pierwszy jej twarz jest naga, prawdziwa, i zaczął od komplementu. Wmawiał sobie, że nawiązał kontakt.

      Wzięła test. Ale potem coś się wydarzyło. Nadjechał huczący pociąg, Salander napięła mięśnie, a jej oczy nagle spowił mrok. On zaczął się jąkać i pozwolił jej odejść. Potem kazał kolegom przystąpić do zamykania drzwi cel. Sam poszedł do swojego gabinetu mieszczącego się tuż obok korytarza z celami, za masywnymi drzwiami ze szkła, w tak zwanej części administracyjnej. Był jedynym pracownikiem, który miał własny gabinet. Okna wychodziły na spacerniak, stalową siatkę i szary betonowy mur, a samo pomieszczenie nie było wiele większe niż cele ani też od nich weselsze. Jednak w odróżnieniu od cel był tam komputer z dostępem do internetu i kilka monitorów, które wyświetlały obraz z kamer zamontowanych na oddziale. Do tego parę ozdób, które mimo wszystko czyniły wnętrze nieco przytulniejszym.

      Była siódma czterdzieści pięć. Drzwi do cel zostały zamknięte. Pociąg ucichł i zniknął w drodze do Sztokholmu, a koledzy siedzieli w pokoju dla personelu i gadali o pierdołach. On sam napisał linijkę lub dwie w pamiętniku, w którym opisywał życie w tym miejscu. Nie poprawiło mu to humoru, bo i nie pisał całej prawdy. Zamiast kontynuować, zaczął patrzeć na tablicę, na której wisiały zdjęcia Vildy i nieżyjącej już od czterech lat matki.

      Na zewnątrz mieli ogród, oazę pośród jałowego więziennego krajobrazu. Niebo było bezchmurne. Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Czas zadzwonić do domu, życzyć Vildze dobrych snów i zakończyć słowami: „Pa, pa, mój skarbie”. Podniósł słuchawkę, ale nie zdążył zrobić nic więcej. Włączył się wewnętrzny alarm. Alvar spojrzał na wyświetlacz i zobaczył, że wzywa cela numer siedem – Lisbeth Salander. Był jednocześnie zaciekawiony i niespokojny. Wszyscy osadzeni wiedzieli, że nie należy niepokoić personelu bez potrzeby. Lisbeth nigdy wcześniej nie korzystała z alarmu i nie wyglądała na kogoś, kto marudzi z byle powodu. Czyżby coś się stało?

      – O co chodzi? – zapytał.

      – Chcę, żebyś tu przyszedł. To ważne.

      – Co jest ważne?

      – Dałeś mi test na inteligencję, prawda?

      – Tak. Pomyślałem sobie, że jesteś dziewczyną, która dobrze sobie z nim poradzi.

      – Może masz rację. Nie chciałbyś od razu sprawdzić moich odpowiedzi?

      Alvar znów spojrzał na zegarek. Ni cholery nie mogła tak szybko rozwiązać testu.

      – Lepiej zajmijmy się tym jutro – powiedział. – Będziesz miała czas dokładniej przejrzeć odpowiedzi.

      – To by było oszustwo. Miałabym całą noc na zastanowienie.

      – Okej, idę.

      Nie bardzo rozumiał, dlaczego to powiedział, i od razu zaczął zadawać sobie pytanie, czy trochę się nie pośpieszył. Z drugiej strony na pewno by żałował, gdyby tam nie poszedł. Przecież w głębi duszy miał nadzieję, że test ją zainteresuje i że może to być początek czegoś nowego.

      Nachylił się i wziął arkusz z poprawnymi odpowiedziami, który leżał na prawej krawędzi biurka. Doprowadził się do porządku, wyszedł i kartą z czipem i osobistym kodem otworzył śluzę prowadzącą na oddział bezpieczeństwa. Ruszył korytarzem i podniósł wzrok na czarne kamery i żółte lampy na suficie. Jego palce błądziły wokół paska – miał tam OC, czyli gaz pieprzowy, oprócz tego pałkę, pęk kluczy, telefon i szare pudełeczko z przyciskiem alarmowym.

      Może i był niepoprawnym idealistą, ale nie naiwniakiem. Nie dało się nim być w zakładzie karnym. Więźniowie mogli sprawiać wrażenie proszących i pokornych, choć tak naprawdę potrafili się wznieść na wyżyny manipulacji. Alvar zawsze miał się na baczności. Im mniej dzieliło go od drzwi celi, tym silniejszy był jego niepokój. Może powinien mieć ze sobą kolegę, tak jak nakazywał regulamin.

      Jakkolwiek inteligentna była Lisbeth Salander, nie mogła tak szybko rozwalić całego testu. Musiała mieć jakąś ukrytą sprawę. Był o tym coraz mocniej przekonany. Otworzył wizjer w drzwiach jej celi i podejrzliwie zajrzał do środka. Lisbeth stała spokojnie przy biurku i uśmiechała się do niego, a przynajmniej niewiele jej brakowało do uśmiechu. Znów poczuł przypływ ostrożnego optymizmu.

      – Okej, wchodzę. Odsuń się na odpowiednią odległość.

      – Jasne.

      – Dobrze.

      Otworzył kluczem drzwi celi, wciąż gotowy na wszystko, ale nic się nie wydarzyło. Lisbeth nie ruszyła się z miejsca.

      – Jak tam? – zapytał.

      – Dobrze – odparła. – Interesujący test. Sprawdzisz go sam?

      – Mam tu prawidłowe odpowiedzi – oznajmił i pomachał kartką. Nie odpowiedziała, więc dodał: – Ze względu na to, jak szybko go rozwiązałaś, nie powinnaś czuć rozczarowania, jeśli wyniki nie będą zbyt dobre.

      Posłał jej wymuszony szeroki uśmiech. Znów wykrzywiła usta. Teraz jednak nie zrobiło mu się tak miło jak przedtem. Czuł się obserwowany i nie podobał mu się mroczny błysk w jej oczach. Czyżby coś szykowała? Nie zdziwiłoby go ani trochę, gdyby za tym ciemnym spojrzeniem rodził się jakiś szatański plan. Z drugiej strony była drobna, chuda. On był większy, uzbrojony i przygotowany

Скачать книгу