Ogród bestii. Jeffery Deaver
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogród bestii - Jeffery Deaver страница 3
– Paul, sytuacja przedstawia się tak – ciągnął Gordon. – Wiemy, że pracowałeś dla Luciana, wiemy, że pracowałeś dla Lansky’ego i kilku innych. Wiemy też, co dla nich robiłeś.
– Tak? Co mianowicie?
– Jesteś żołnierzem, Paul – oświadczył pogodnie Manielli, jak gdyby czekał na odpowiedni moment, aby to powiedzieć. – Żołnierzem mafii.
– W marcu Jimmy Coughlin widział, jak… – Gordon zmarszczył brwi. – Jak wy to nazywacie? Nie mówicie „zabić”.
Paul pomyślał: Niektórzy z nas mówią „rozwalić”. Sam wolał określenie „zdjąć”. Było to wyrażenie, którego podczas wojny używał sierżant Alvin York, gdy mówił o zabijaniu żołnierzy wroga. Używając powiedzenia bohatera wojennego, Paul czuł się mniej jak śmieć. Ale oczywiście to, co robił teraz Paul Schumann, nie miało nic wspólnego z bohaterstwem.
– Jimmy widział – ciągnął Gordon – jak trzynastego marca zabiłeś Archa Dimiciego w magazynie nad Hudsonem.
Zanim zjawił się Dimici, Paul przez cztery godziny obserwował magazyn i był pewien, że nie było tam nikogo poza nimi. Widocznie Jimmy spał zalany za jakimiś skrzyniami, kiedy Paul przyjechał na miejsce.
– Z tego, co słyszałem, Jimmy nie jest szczególnie wiarygodnym świadkiem. Mamy jednak niezbity dowód. Kiedy Jimmy’ego zgarnęli chłopcy ze skarbówki za sprzedaż bimbru, poszedł na współpracę i cię sypnął. Chyba zabrał łuskę pocisku i na wszelki wypadek ją zatrzymał. Nie ma na niej odcisków – jesteś na to za sprytny. Ale ludzie Hoovera obejrzeli twojego colta. Zadrapania pasują jak ulał.
Hoover? FBI też macza w tym palce? I już zdążyli zbadać broń. Wyrzucił ją przez okno mieszkania Malone’a niespełna godzinę temu.
Paul zacisnął szczęki, zgrzytając zębami. Był na siebie wściekły. Przez pół godziny szukał wtedy łuski, aż w końcu doszedł do wniosku, że musiała wpaść do Hudsonu przez szpary w podłodze.
– Przeprowadziliśmy więc małe dochodzenie i dowiedzieliśmy się, że zapłacono ci pięćset dolarów, żebyś… – Gordon urwał z wahaniem.
Zdjął.
– …zlikwidował dziś Malone’a.
– Akurat – odrzekł Paul ze śmiechem. – To jakaś lipna wiadomość. Poszedłem go tylko odwiedzić. Nawiasem mówiąc, gdzie on się podział?
Gordon odpowiedział po chwili milczenia.
– Malone nie będzie już stanowił zagrożenia dla policji i obywateli Nowego Jorku.
– Wygląda na to, że ktoś jest wam winien pięć stów.
„Byk” Gordon nawet się nie uśmiechnął.
– Wpadłeś po uszy, Paul, i nie uda ci się z tego wywinąć. Dlatego składamy ci pewną propozycję. Tak jak piszą w ogłoszeniach o sprzedaży używanych studebakerów: to niepowtarzalna oferta. Decydujesz się albo nie. Negocjacje nie wchodzą w grę.
– Tom Dewey ma ochotę cię dopaść, nie mniejszą niż resztę szumowin ze swojej listy – odezwał się wreszcie senator.
Prokurator specjalny podjął się świętej misji oczyszczenia Nowego Jorku z przestępczości zorganizowanej. Wziął na cel przede wszystkim Lucky’ego Luciana, pięć włoskich rodzin i żydowską grupę Lansky’ego. Zawzięty i sprytny Dewey wygrywał jedną sprawę za drugą.
– Ale zgodził się wcześniej odstąpić cię nam.
– Nie ma mowy. Nie jestem kapusiem.
– Nie chcemy, żebyś donosił – powiedział Gordon. – Chodzi o coś zupełnie innego.
– Czego więc ode mnie chcecie?
Na chwilę zapadła cisza. Senator skinął głową Gordonowi, który rzekł:
– Jesteś żołnierzem mafii, Paul. Jak sądzisz, o co nam może chodzić? Chcemy, żebyś kogoś zabił.
2
Przez moment patrzył w oczy Gordona, a potem przeniósł wzrok na obrazy z okrętami na ścianach. „Pokój” miał w sobie coś wojskowego. Jak klub oficerski. Paul dobrze wspominał swoją służbę w wojsku. Czuł się jak u siebie, miał przyjaciół, jakiś cel. Wszystko było dobre i proste, dopóki nie wrócił do domu, wtedy życie się skomplikowało. Kiedy życie się komplikuje, może się zdarzyć wiele złego.
– Mówi pan serio?
– Oczywiście.
Starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów pod czujnym spojrzeniem Maniellego, Paul sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę chesterfieldów. Zapalił papierosa.
– Słucham.
– Jesteś właścicielem tej sali gimnastycznej przy Dziewiątej Alei – rzekł Gordon. – Mało ciekawe miejsce, prawda? – zapytał Avery’ego.
– Był pan tam? – spytał Paul.
– Niezbyt eleganckie – odparł Avery.
Manielli parsknął śmiechem.
– Powiedziałbym, że to parszywa nora.
– Ale zanim zająłeś się tą robotą, byłeś drukarzem – ciągnął komandor. – Podobało ci się drukarstwo, Paul?
– Tak – odrzekł ostrożnie Paul.
– Dobrze sobie radziłeś?
– Tak, nieźle. Ale co ma piernik do wiatraka?
– Pomyśl, czy miałbyś ochotę zerwać z przeszłością. Zacząć wszystko od nowa. Znów zostać drukarzem. Możemy to tak załatwić, że nikt nie będzie cię ścigał za nic, co kiedyś zrobiłeś.
– Dorzucimy też parę groszy – dodał senator. – Pięć tysięcy. Zaczniesz nowe życie.
Pięć tysięcy? – pomyślał zdumiony Paul. Zwykły człowiek musiałby pracować na taką forsę ze dwa lata.
– Jakim cudem możecie mi wyczyścić kartotekę? – spytał.
Senator się zaśmiał.
– Znasz tę nową grę? Monopol? Grałeś w to kiedyś?
– Mają ją moi siostrzeńcy. Sam w to nie grałem.
– Zdarza się – ciągnął senator – że po rzucie kostką trafiasz