Trzeci klucz. Ю Несбё

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzeci klucz - Ю Несбё страница 15

Trzeci klucz - Ю Несбё Harry Hole

Скачать книгу

Tak czy owak, będzie to jedynie szkic, ale Beate twierdzi, że potrafi go wykorzystać do porównania ze zdjęciami podejrzanych.

      – Przy użyciu tego programu FBI do identyfikacji? – Halvorsen obrócił się do Harry’ego i z pewną fascynacją stwierdził, że plama potu, która zaczęła się przy logo Jokke&Valentinerne na piersi, rozprzestrzeniła się już dokładnie na cały T-shirt.

      – Nie, ona ma znacznie lepszy program – odparł Harry. – Gdzie jesteś?

      – Na dwadzieścia dwa. Jaki?

      – Gyrus fusiformus.

      – Microsoft czy Apple?

      Harry postukał się palcem w czerwone jako ogień czoło.

      – Shareware. Zakręt wrzecionowaty. Znajduje się w płacie skroniowym mózgu i jego jedyną funkcją jest rozpoznawanie twarzy. Nic innego nie robi. To obszar mózgu, dzięki któremu jesteśmy w stanie rozróżnić setki tysięcy ludzkich twarzy, a niespełna tuzin nosorożców.

      – Nosorożców?

      Harry przymknął oczy, próbując lekkim mruganiem pozbyć się szczypiącego potu.

      – To był tylko taki przykład, Halvorsen. A Beate Lønn wydaje się wyjątkowym przypadkiem. Jej gyrus ma parę dodatkowych zakrętów, dzięki którym Beate zapamiętuje dosłownie wszystkie twarze, jakie widziała w całym swoim życiu. Nie mam tu na myśli tylko ludzi, których zna lub z którymi rozmawiała, tylko twarze w ciemnych okularach, które piętnaście lat temu mijały ją w tłumie na ulicy.

      – Żartujesz sobie.

      – Nie. – Harry pochylił głowę, żeby odzyskać oddech, na tyle, by mógł mówić dalej. – Znanych jest podobno zaledwie około dwustu podobnych przypadków. Didrik Gudmundson powiedział, że w Szkole Policyjnej poddano ją testowi, w którym pokonała wszystkie znane programy identyfikacyjne. To chodząca kartoteka twarzy. Gdy cię spyta, „gdzie ja cię już kiedyś widziałam”, to możesz być pewien, że wcale nie próbuje cię poderwać.

      – O rany! Co ona z takim talentem robi w policji?

      Harry wzruszył ramionami.

      – Przypominasz sobie może oficera śledczego, który został zastrzelony podczas napadu na bank na Ryen w latach osiemdziesiątych?

      – To nie za moich czasów.

      – Przypadkiem znajdował się w pobliżu, kiedy ogłoszono alarm. Przybył na miejsce jako pierwszy i wszedł do środka bez broni, żeby negocjować. Dostał serię z karabinu automatycznego, a bandytów nigdy nie złapano. Później w Szkole Policyjnej podawano to wydarzenie za przykład tego, czego nie powinno się robić, gdy przybywa się do miejsca, w którym trwa napad.

      – Należy czekać na posiłki, nie doprowadzać do konfrontacji z bandytami i nie narażać siebie, pracowników banku i samych przestępców na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

      – No właśnie, tak mówi podręcznik. Najdziwniejsze w tym wszystkim, że to był jeden z najlepszych i najbardziej doświadczonych śledczych. Jørgen Lønn. Ojciec Beate.

      – Aha. I uważasz, że dlatego została policjantką? Przez ojca?

      – Być może.

      – Ładna jest?

      – Zdolna. Gdzie jesteś?

      – Właśnie minąłem dwadzieścia cztery. Zostało jeszcze sześć. A ty?

      – Dwadzieścia dwa. Dogonię cię, zobaczysz.

      – Nie tym razem. – Halvorsen zaczął pedałować szybciej.

      – Właśnie, że tak, bo teraz zaczyna się pod górkę. Ja będę jechał, a ty się wyładujesz i odpadniesz. Jak zwykle.

      – Nie tym razem. – Halvorsen naciskał jeszcze mocniej. Na linii gęstych włosów pojawiły się krople potu. Harry uśmiechnął się i pochylił nad kierownicą.

      Bjarne Møller patrzył na przemian to na listę zakupów, którą wręczyła mu żona, to na półkę, gdzie jego zdaniem powinna leżeć kolendra. Po wakacjach na Phuket zimą ubiegłego roku Margrete zakochała się w tajlandzkiej kuchni, lecz naczelnik Wydziału Zabójstw wciąż jeszcze nie najlepiej sobie radził z odróżnieniem rozmaitych warzyw, które codziennie przysyłano samolotem z Bangkoku do pakistańskiego sklepu z żywnością na Grønlandsleiret.

      – To jest zielone chili, szefie – rozległ się jakiś głos tuż przy jego uchu. Bjarne Møller drgnął przestraszony, obrócił się i spojrzał wprost w mokrą, czerwoną jak burak twarz Harry’ego. – Wystarczy ich parę i kilka plasterków imbiru i już możesz zrobić zupę tom-yam. Będzie ci się po niej dymić z uszu, ale wypocisz sporo ohydy.

      – Wyglądasz tak, jakbyś właśnie miał okazję tego posmakować, Harry.

      – To tylko mały pojedynek rowerowy z Halvorsenem.

      – Tak? A co masz w ręce?

      – Japone. Małe czerwone japońskie chili.

      – Nie wiedziałem, że gotujesz.

      Harry lekko zdziwiony spojrzał na torebkę z chili, jak gdyby i dla niego była nowością.

      – Cieszę się, że cię spotkałem, szefie. Mamy pewien problem.

      Møller poczuł, że zaczyna go swędzieć skóra na głowie.

      – Nie wiem, kto zdecydował, że Ivarsson pokieruje śledztwem w sprawie zabójstwa na Bogstadveien, ale to nie działa.

      Møller włożył listę z zakupami do koszyka.

      – Jak długo pracujecie razem? Całe dwa dni?

      – Nie w tym rzecz, szefie.

      – Czy nie mógłbyś wyjątkowo zająć się wyłącznie pracą śledczego, Harry? Niech inni decydują o tym, w jaki sposób należy ją zorganizować. Nie jest powiedziane, że wychodząc z opozycji, nabawisz się trwałych obrażeń.

      – Chciałbym tylko, żeby ta sprawa prędko się wyjaśniła, szefie, i żebym mógł zająć się tą drugą.

      – Wiem. Ale tą drugą zajmujesz się już dłużej niż tych sześć miesięcy, które ci obiecałem, i nie mogę bronić tego, że tracimy czas i środki, kierując się osobistymi motywami i uczuciami, Harry.

      – Ona była policjantką, szefie.

      – Wiem – warknął Møller. Urwał, rozejrzał się i ciągnął już spokojniejszym tonem: – W czym problem, Harry?

      – Oni przywykli do rozpracowywania napadów i Ivarssona ani trochę nie interesuje konstruktywne współdziałanie.

      Bjarne

Скачать книгу