Zamęt. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamęt - Vincent V. Severski страница 16

Zamęt - Vincent V. Severski Zamęt

Скачать книгу

rozkładając ręce.

      – Rozumiem, że porywacze jeszcze o tym nie wiedzą, bo w mediach nie było ani słowa. Czy tak? – zapytał i wypuścił głośno powietrze. – Jak się dowiedzą… uff… – westchnął. – Cena za uwolnienie będzie bardzo wysoka, pewnie nie do przyjęcia, a więc los naszego kolegi… – Popatrzył na Leskiego, który delikatnie przytaknął.

      – Musimy coś zrobić – wtrąciła się Monika. – Jaki masz plan, Roman? Rozumiem, że coś masz w głowie, skoro tu siedzimy.

      – Źle to widzę – rzucił Dima. – Małe szanse… Roman?

      – Nie jestem optymistą…

      – To co tu, kurwa, robimy? – Monika poderwała się z sofy.

      – Jest jednak coś, co daje nadzieję – powiedział całkiem spokojnie Leski. – Po głębszej analizie to porwanie i cała ta sytuacja wzbudzają sporo wątpliwości, o ile nie podejrzeń. Prawdopodobnie jest jakieś drugie dno i jeżeli uda nam się do niego dotrzeć, to jakaś szansa może się pojawić…

      – Bierzmy się do roboty – odezwała się Monika, wciąż trzymając w dłoniach zamkniętą zieloną butelkę z napojem aloesowym.

      – Bierzemy się, i to natychmiast, bo wyścig z czasem już się zaczął. Jeśli media wykryją, kim jest Olewski, i podadzą to do wiadomości, nic już nie będziemy mogli zrobić, tym bardziej że to MSZ ma kierować zespołem ratunkowym, a nie Agencja, która ma wykonywać polecenia Grobelnego. Sprawą już się zajęła prokuratura, więc wyciek jest tylko kwestią czasu. Taka jest decyzja premiera, on boi się opozycji. Dla nich los majora Olewskiego jest tylko sprawą do rozegrania… albo tematem na pierwszą stronę. My natomiast ratujemy człowieka… naszego kolegę.

      – Czy mamy działać w ramach tej komisji? – odezwała się pierwszy raz Ela.

      – Olewamy komisję, ministra Grobelnego, pana premiera i wszystkich świętych, którzy staną nam na drodze – oznajmił Leski. – Działamy sami, poza prawem, za zgodą szefa Koryckiego i na jego odpowiedzialność.

      – Czyli co? My przeciwko wszystkim? – zapytał Witek.

      – Nie – odparł Dima. – My pomimo wszystkich.

      – To rozumiem! – Monika z satysfakcją potrząsnęła głową i spojrzała na Dimę, który uśmiechnął się blado, ale ona go znała na tyle dobrze, że wiedziała, co teraz myśli. Zobaczyła iskierkę nadziei.

      – To posłuchajcie – zaczął spokojnie Leski.

      Obrócił się na krzesełku i sięgnął po plik wyrwanych z kołonotatnika postrzępionych żółtych kartek formatu A4, zapełnionych drobnym pismem i gdzieniegdzie wielkimi drukowanymi literami. Cały tekst przeplatany był strzałkami, figurami geometrycznymi, małymi schematami. I chociaż doskonale wiedzieli, że Roman Leski nigdy osobiście nie realizował żadnych operacji wywiadowczych za granicą, może nawet nigdy nie wyjeżdżał z Warszawy, to jego plany operacyjne i pomysły spisane na żółtych kartkach były jak doskonała kabała, perfekcyjnie proste i zaskakujące inteligencją.

      18

      Dima został zwerbowany do wywiadu, kiedy jeszcze był na studiach. Miał wszystko co niezbędne, by zostać nielegałem idealnym – znajomość świata, języków, dobry wizerunek i zwyczajny, spokojny patriotyzm.

      Długo się zastanawiał, czy dobrze robi, czy tego chce. W końcu podjął decyzję całkowicie świadomy i przekonany, że na zawsze oddaje swój los ojczyźnie. Czuł się Polakiem grecko-żydowskiego pochodzenia i choć po upadku junty mógł, jak inni Grecy, wyjechać z kraju, nigdy nawet o tym nie pomyślał.

      Wkrótce uzyskał dyplom magistra socjologii na Uniwersytecie Warszawskim i niedługo potem ukończył szkolenie oficerskie. W 1991 roku został awansowany na podporucznika polskiego wywiadu.

      Kupił nowy garnitur, krawat i buty. Skromna uroczystość odbyła się w jakimś ponurym mieszkaniu przy ulicy Puławskiej. Ówczesny szef wywiadu wygłosił kilka wyuczonych formułek i na koniec położył mu protekcjonalnie rękę na ramieniu. Był przy tym Adam, czyli major Bednarski, który prowadził go od pierwszego dnia, uczył i wychowywał, aż zostali kolegami.

      Dima otrzymał kryptonim „Odyn”, całkowicie sprzeczny z jego urodą.

      Złożył i podpisał przysięgę, potem była butelka taniego szampana, kwiaty, dyplom, który zabrał Adam, uściski dłoni, miła pogawędka o ciekawym życiu, i już po godzinie Dima szedł ulicą Polną do domu.

      Mieszkał z matką w małym mieszkaniu komunalnym na Litewskiej. Oddał jej kwiaty.

      Miała za sobą podwójną mastektomię, co jednak nie zatrzymało licznych przerzutów, więc jeszcze tego samego dnia złamał oficerskie słowo i powiedział jej o wyborze, jakiego dokonał. Od chwili, w której zgodził się zostać nielegałem, nie wątpił, że będzie musiał jej to powiedzieć. I Adam był pewny, że tak zrobi.

      – Jestem z ciebie dumna, synu. – Objęła go wpół i pocałowała w policzek. – Trzeba coś robić, żeby świat był lepszy… Może to jest jakiś sposób i może ci się uda. Spróbuj, w końcu mało kogo świat skrzywdził tak jak nas – dodała. – Chodź, zrobiłam gołąbki.

      Tak ten dzień zapamiętał, a może tylko chciał, żeby tak było. Słowa matki. Wciąż je poprawiał, udoskonalał, idealizował. Dobrze wiedział, że to świadomość śmierci jest fundamentem postrzegania czasu.

      Rosa odeszła pół roku później. Pochował ją obok Jordanisa we Wrocławiu. Tak jak on, nie prosiła, by przenieść ją do Salonik. Chciała zostać w Polsce.

      Osiem miesięcy później podporucznik Dimitrios Calderón wyjechał do Kolumbii. Jako obywatel Peru zaczął swoje nowe życie od odświeżenia kontaktów z kolegami z elitarnego jezuickiego Colegio de la Inmaculada. Szybko się okazało, że kilku z nich zrobiło karierę wartą nie tylko wywiadowczego zainteresowania, ale i solidnej inwestycji.

      Celem Dimy była jednak Rosja, a jako Grek z pochodzenia miał do tego szczególne predyspozycje. Szukał zatem osób, które pomogłyby mu znaleźć drogę do ciekawych spraw w Moskwie.

      Gdzieś w São Paulo czy Johannesburgu raz na kwartał spotykał się z Adamem, któremu przekazywał raporty i od którego odbierał instrukcje. Długo dyskutowali o wszystkim, co miało lub mogło mieć jakiekolwiek znaczenie dla jego misji, ale te kontakty były też jedyną nicią wiążącą go wówczas z ojczyzną.

      Oficjalnie utrzymywał, że po śmierci ojczyma wrócił z matką do Grecji. Miał polecenie omijania miejsc, gdzie mógłby spotkać Polaków. Nie mógł ryzykować, że przypadkowo spotka jakiegoś znajomego ze studiów.

      Po trzech latach się udało. Dima nawiązał kontakty z kartelami narkotykowymi w Kolumbii i – co ważniejsze – z partyzantką FARC. Jednocześnie w niemal naturalny sposób został współpracownikiem kubańskiego wywiadu, co otworzyło mu drzwi do Rosji. Wkrótce jako współpracownik rekomendowany przez FARC wyjechał do Moskwy i nawiązał kontakty z wywiadem rosyjskim, który od lat wspierał ruch oporu w Kolumbii.

Скачать книгу