Złota klatka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Złota klatka - Camilla Lackberg страница 14
Nie musiała sprawdzać, co to za płyty.
Potarła twarz dłońmi. Jak mogła być taka głupia? Że też się nie domyśliła, że mogła zaszkodzić Jackowi. A powinna wiedzieć. Przecież zna go najlepiej ze wszystkich.
Zwinęła matę i zgasiła światło. Umywszy twarz i zęby, zobaczyła, że Jack już śpi. Leżał odwrócony do niej tyłem, twarzą do okna. Ostrożnie wsunęła się do łóżka, jak najbliżej niego, ale tak, by go nie obudzić. Wciągnęła jego zapach w nozdrza.
Bardzo długo nie mogła usnąć.
Następnego dnia atmosfera między nimi była wciąż lodowata. Jack siedział w kuchni, pracując, podczas gdy Faye, leżąc na kanapie, oglądała jakąś telenowelę dokumentalną.
W przedpokoju głośno zadzwonił telefon, ale Faye, choć raz, postanowiła go zignorować. Usłyszała westchnienie w kuchni, potem kroki świadczące o irytacji, wreszcie dzwonienie ucichło.
Po chwili stanął przed nią z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
– Do ciebie.
Wyciągnęła rękę po telefon, ale Jack odłożył go na stoliku i wrócił do kuchni. Z jakiegoś powodu zatrzymali telefon stacjonarny. Przyłożyła słuchawkę do ucha i poczuła się jak piętnastolatka.
– Nie odezwałaś się w sprawie naszego wyjazdu – powiedziała Chris. – Rozmawiałaś z Jackiem?
– A, cześć. Zaczekaj chwilę.
Faye wstała z kanapy i poszła do toalety, drzwi zamknęła za sobą na klucz.
– Halo?
Usiadła na opuszczonej klapie sedesu.
– Nie mogę teraz – powiedziała. – Mam mnóstwo spraw w domu, między innymi muszę zorganizować Jackowi urodziny. Może pojedziemy latem?
Chris westchnęła.
– Faye, słyszałam od znajomej z agencji PR-owej, że dostali zlecenie na zorganizowanie urodzin Jacka.
Faye wysunęła stopą wagę spod umywalki. Stanęła na niej. Żadnej zmiany. Widać jest skazana na otyłość.
– Tak, czułam, że się nie wyrobię. Przepraszam cię, ale nie mogę dłużej rozmawiać, mam strasznie dużo roboty.
– Słuchaj… – odezwała się swoim ciepłym głosem Chris.
Faye przypomniała sobie, jak się zaśmiewała tamtego wieczoru, kiedy poszły w miasto z Jackiem i Henrikiem i przyjaciółce nagle przyszło do głowy, żeby zatańczyli na stolikach. Jack trzymał wtedy Faye za rękę i ściskał ją mocno.
– Co takiego?
– Może jednak pojedziemy, będziesz mogła z dystansu spojrzeć na różne sprawy? Wypnij się na imprezę Jacka. Wiem, że żadna agencja na świecie nie potrafi zorganizować tego lepiej od ciebie.
Faye wsunęła wagę na miejsce i przyrzekła sobie, że nie będzie się ważyć przez najbliższy tydzień. Aż będzie widoczny rezultat.
– Przyszło mi coś do głowy – ciągnęła Chris. – Potrzebowałabym w mojej firmie kogoś takiego jak ty. Osoby bystrej, która zna się na biznesie i jednocześnie rozumie, czego chcą kobiety. Nie miałabyś ochoty wyjść z domu i wrócić do pracy? Przecież Julienne i tak jest w żłobku.
– W przedszkolu.
– Co?
– Nie w żłobku, tylko w przedszkolu. A pracy u ciebie nie chcę i nie potrzebuję. Gdybym chciała, sama bym sobie załatwiła, prawda?
– Ale…
– Wiesz, na czym polega twój problem, Chris? Że wierzysz, że jesteś lepsza ode mnie. Wydaje ci się, że wszyscy chcieliby żyć tak jak ty, całkiem bez sensu, ale ja wcale nie uważam, żeby było fajnie spędzać wieczory na pieprzeniu się z dwudziestoczteroletnim trenerem osobistym albo tak się nawalić, że następnego dnia nic się nie pamięta. To wulgarne i żenujące. Nie praw mi kazań, tylko dorośnij. Kocham męża i córkę, mam r o d z i n ę! Chcę z nią być. Uważam, że w gruncie rzeczy zazdrościsz mi mojego życia. I o to chodzi tak naprawdę. I nie dziwię się, że żaden facet nie może z tobą wytrzymać. I…
W tym momencie Chris się rozłączyła. Faye spojrzała na własną twarz w lustrze. Już nie wiedziała, kim jest ta patrząca na nią kobieta.
Sztokholm, sierpień 2001
Domek, w którym odbywał się ostatni etap imprezy, znajdował się w odludnej dzielnicy przemysłowej. W rogu pomieszczenia zbudowano bar. W ogrodzie dudniła muzyka, leciały same przeboje. Wkrótce ludzie zaczęli się ściskać i migdalić po kątach albo wymykali się parami do pokoików na piętrze.
Wytrzeźwiałam już i przewróciłam oczami do Chris, która wydawała się znudzona. Wysłałam esemesa do Viktora z pytaniem, co robi. Pisząc, uśmiechałam się. Parę dni temu rozmawialiśmy o tym, żebym wprowadziła się na stałe do jego nowego mieszkania na Gärdet, skoro i tak prawie nie bywam w maleńkiej kawalerce przy Villagatan, którą od niedawna wynajmowałam z drugiej ręki.
– Nie chce mi się upijać tutaj bez sensu. Jadę zabawić się do miasta – powiedziała Chris.
Rozejrzałam się po tutejszej studenckiej wersji Sodomy i Gomory.
– Mogę z tobą?
– No pewnie, tylko zadzwonię po taksówkę. Podjedziemy do mnie i doprowadzimy się do porządku. Śmierdzimy.
Chris podnajmowała kawalerkę przy Sankt Eriksplan. Ubrania były rozrzucone po całej trzydziestopięciometrowej powierzchni mieszkania, łóżko nieposłane, ściany nagie, z wyjątkiem jednej z półką, z której patrzyły na pokój podręczniki. Gdybym miała wątpliwości, w jaki sposób udało jej się dostać do Handelshögskolan, to odpowiedź znajdowała się na biurku. Między walającymi się rachunkami i ulotkami reklamowymi leżał niedbale rzucony wynik pisemnego testu kwalifikacyjnego na wyższe uczelnie. Dostała 2,0. Maksimum. Nie zdziwiłam się.
Wzięłyśmy szybki prysznic.
– Masz ładne piersi – powiedziała z podziwem, kiedy wyszłam z łazienki w czarnych majtkach, które mi pożyczyła. – I cholernie ładne ciało. Fajnie, jak ktoś nie ulega anorektycznym ideałom.
– Dzięki – odparłam niepewnie.
Pierwszy raz zostałam przez dziewczynę skomplementowana za moje piersi, w ogóle za ciało.
– Mogłabyś mi pożyczyć jakiś stanik? Bo mój cuchnie kiszonym śledziem…
Podniosłam mój obrzydliwie powalany biustonosz.
– A po co ci