Złota klatka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Złota klatka - Camilla Lackberg страница 15

Złota klatka - Camilla Lackberg Thriller psychologiczny

Скачать книгу

się samej sobie znacznie bardziej niż dotąd.

      – To dokąd idziemy?

      – Do któregoś z tanich barów w okolicy naszej szkoły. Tam są te prawdziwe łupy. Oczywiście nie dziedzice fortun i synowie bankierów, bo u nich panuje chów wsobny, ale ci naprawdę interesujący. Masz, przymierz to!

      Rzuciła mi kawałeczek szarego materiału.

      – A to co? Łapka do garnków? – Z niedowierzaniem przyłożyłam do siebie sukienkę, która ledwie zakrywała mi pośladki.

      – Less is more, baby – powiedziała Chris, pracując nad rzęsami, na które nakładała ogromne ilości tuszu.

      Włożyłam sukienkę, która nie pozostawiała wiele miejsca wyobraźni. Duży dekolt to mało powiedziane. Zrobiłam obrót. Na plecach też było wycięcie.

      – Ale sexy! – zawołała Chris. – Jeśli w tej kiecce nie uda ci się kogoś przelecieć, to nigdy ci się nie uda.

      – Mam chłopaka – zaznaczyłam.

      – To są szczegóły – zbyła to. – Chodź tu, siadaj, zrobię ci włosy, bo wyglądasz, jakbyś dopiero co wysiadła z autobusu z jakiejś pipidówy.

      Stała, wymachując nożyczkami i lokówką.

      Mimo wątpliwości zrobiłam, jak kazała. Nie można było jej się sprzeciwić.

      Godzinę później weszłyśmy do N’See Bar. Tak jak mówiła Chris, w środku było pełno studentów z wyższych roczników. Rozpoznałam kilka twarzy.

      – Zajmij nam miejsca, to ja pójdę po piwo – powiedziała Chris, przeciskając się w stronę baru.

      Głupio mi było, bo już zapłaciła zarówno za taksówkę, jak i piwo, ale w tym momencie nie było mnie stać na rewanż. Kredyt studencki wystarczał na jedzenie, czynsz i niewiele więcej, gorączkowo szukałam jakiejś dodatkowej pracy.

      Znalazłam stolik w głębi lokalu. Don’t Look Back In Anger zespołu Oasis leciało z głośnika, który stał trochę za blisko, co było niekomfortowe.

      Drzwi na ulicę były otwarte. Uliczny ogródek już nie przyjmował gości, kręciło się tam kilka osób, jakby się zastanawiały, czy wejść, czy nie. Zerknęłam na telefon. Żadnej wiadomości od Viktora.

      Chris postawiła na stoliku dwa spienione piwa w oszronionych szklankach. W dłoniach wydawały się śliskie. W głowie lekko pulsował mi początkujący kac od wódki wypitej w ciągu dnia, ale piwo go stłumiło. Chris narysowała coś palcem na mojej oszronionej szklance. Odwróciłam ją, żeby zobaczyć, co to jest. Serduszko.

      – Po co tak robisz?

      – Na szczęście – odparła, wzruszając ramionami.

      Zamazałam je. W moim dotychczasowym życiu nie było czegoś takiego jak szczęście.

      Chwyciłam szklankę i wypiłam większą część. Żeby zapomnieć. Matyldy nie ma, teraz jestem Faye i tylko Faye. Może ona będzie miała więcej szczęścia? Narysowałam na swojej szklance nowe serduszko.

      Chris właśnie była w trakcie wywodu na temat szczeniackich zagrań facetów na fuksówce, kiedy do środka weszły dwie nowe osoby.

      – Słuchasz mnie czy nie? – Dźgnęła mnie w ramię.

      Przytaknęłam z nieobecnym wyrazem twarzy. Serduszko na szklance było jeszcze widoczne, ale słabiej. Chris przewróciła oczami, a potem odwróciła się, żeby sprawdzić, co tak zaprzątnęło moją uwagę.

      – Ojej! – mruknęła.

      – Co takiego?

      – Co ty, nie wiesz, kto to? – spytała, wskazując kciukiem.

      – Nie wiem. A powinnam?

      Zachciało mi się jeszcze piwa, ale musiałam czekać, aż znów mi postawi.

      – Jack Adelheim – szepnęła Chris.

      Nic mi nie mówiło to nazwisko. Starłam serduszko ze szklanki.

      W środowy wieczór o wpół do siódmej rozległ się dzwonek do drzwi. Przyszła Johanna, ulubiona niania Julienne. Podczas gdy Jack był zajęty pracą, Faye włożyła swoją najpiękniejszą bieliznę od La Perla, ulubioną przez niego czarną suknię Dolce & Gabbana i zrobiła staranny makijaż.

      – Ale pani ładnie wygląda – powiedziała Johanna, pochylając się, by zdjąć buty.

      – Dziękuję! – Faye zrobiła obrót, na co siedząca na kanapie w salonie Julienne zachichotała z zachwytu.

      – Fajna rzecz taka randka – zauważyła Johanna. – Dokąd się wybieracie?

      – Do Teatergrillen.

      Zarezerwowała stolik poprzedniego wieczoru. I z przyjemnością odnotowała zmianę tonu w głosie kierownika sali, kiedy się przedstawiła, mówiąc, że wraz z mężem Jackiem Adelheimem chce odwiedzić ich restaurację.

      Julienne oglądała Lottę z ulicy Awanturników. Faye usiadła obok, uściskała córkę i wyjaśniła, że Johanna położy ją spać, a mama i tata prawdopodobnie wrócą późno.

      Johanna usiadła z drugiej strony, objęła ramieniem dziewczynkę i spytała, jak jej minął dzień. Julienne przysunęła się do niej i zaczęła z ożywieniem opowiadać.

      Faye uśmiechnęła się z wdzięcznością. Potrzebowała tego wyjścia z Jackiem.

      Postanowiła pokazać mu się w całej okazałości, licząc, że rozpromieni się na ten widok, jak na początku ich związku. Weszła do garderoby i włożyła czółenka od Yves’a Saint Laurenta, przeszła koło barku i nalała porcję whisky, a potem ze szklanką w ręce zapukała do gabinetu. Przed otwarciem drzwi wciągnęła w nozdrza zapach whisky. Podobał jej się dużo bardziej od smaku, który był obrzydliwy.

      Jack siedział przy biurku, wpatrzony w komputer. W wieży było cicho i spokojnie jak zawsze. Za oknem zwarta ciemność.

      – Tak? – mruknął, nie podnosząc oczu.

      Miał potargane włosy. Zawsze podczas pracy jeździł rękoma po głowie. Faye przesunęła dwoma palcami whisky po blacie. Zdziwiony podniósł wzrok.

      – Co takiego?

      Zrobiła krok w tył, potem obrót. Po raz pierwszy od dawna czuła się naprawdę elegancko.

      – Włożyłam sukienkę, która tak ci się podoba. Tę, którą mi kupiłeś w Mediolanie.

      – Faye…

      – Czekaj, nie pokazałam ci najlepszego – powiedziała i podciągnęła sukienkę, odsłaniając czarne koronkowe majtki.

      Kosztowały

Скачать книгу