Złota klatka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Złota klatka - Camilla Lackberg страница 6
– A, tutaj jesteś – odezwał się zaspany. – Masz papierosa?
Podałam mu. Opadł na krzesło, na którym przedtem siedziałam, i zamrugał od słońca. Usiadłam obok.
– Właśnie się zbierałam, żeby iść – powiedziałam.
Spodziewałam się, że na jego twarzy zobaczę ulgę. Wdzięczność, że nie jestem namolną panienką, do której nie dociera, że pora się wynosić.
A jednak mnie zaskoczył.
– Iść? – wykrzyknął. – Dlaczego?
– Bo tu nie mieszkam.
– I co z tego?
– Na pewno nie chcecie, żebym wam się tu plątała, prawda? Rozumiem, że to jednorazowa historia, masz swoje sprawy. Nie chcę ci zawadzać ani się narzucać.
Odwrócił głowę i spojrzał na park. Powstrzymałam odruch, żeby go pogłaskać po szczecince na głowie. W sypialni było zdjęcie, na którym miał gęste, wijące się blond włosy. Nadal milczał i już myślałam, że go przejrzałam, że jest równie łatwy do rozszyfrowania jak inni faceci.
Wreszcie powiedział:
– Nie wiem, jak cię traktują ani jakie panują zwyczaje tam, skąd pochodzisz, ale według mnie jesteś fajna. Inna, prawdziwa. Oczywiście możesz iść, jeśli masz ochotę, ale byłoby mi miło, gdybyś została. Zamierzałem zejść do Seven Eleven, kupić nam sok i croissanty, potem byśmy się poopalali i później zamówili sobie pizzę.
– Okej – odpowiedziałam bez namysłu.
Koło twarzy latała mi osa. Odpędziłam ją, nigdy nie bałam się os. Są gorsze rzeczy.
– Okej? A tak poważnie, co to za pętaki, z którymi się zwykle zadajesz?
– U nas faceci… Czy ja wiem. Chcą iść do łóżka, a potem, żeby sobie pójść. Coś w tym rodzaju. Następnego dnia mają co innego do roboty.
Nie wspomniałam o spojrzeniach. O słowach. O tym, że nie wiedziałam, gdzie podziać oczy ze wstydu, chociaż to nie ja powinnam się wstydzić. Że pójście do łóżka z tym, kto mnie zechce, to było nic w porównaniu z tamtym.
Viktor zasłonił ręką oczy przed słońcem.
– Od jak dawna mieszkasz w Sztokholmie?
– Od miesiąca.
– To witaj.
– Dziękuję.
Wieczorem około siódmej do mieszkania zaczął wlewać się strumień ludzi. W większości starszych ode mnie o kilka lat, więc z początku czułam się trochę niewyraźnie. Viktor przepadł w tłumie, wylądowałam przy stoliku w ogrodzie razem z Axelem. Popijałam drinka, paliłam i pękałam ze śmiechu, kiedy opowiadał, jak zeszłego lata razem z Viktorem jeździli pociągiem po Europie. Przyszły przywitać się dwie dziewczyny, Julia i Sara. Julia miała długie brązowe włosy, zielone oczy i śliczną ciemnoniebieską sukienkę. Sara była w dżinsowej spódnicy i białej koszulce, jasne włosy związała w niedbały węzeł.
– Cholernie się denerwuję na myśl o semestrze jesiennym – odezwała się Julia, nachylając się. – Chciałabym zrezygnować, a w najgorszym razie wziąć urlop dziekański, ale ojciec się nie zgadza. Wścieka się, kiedy tylko próbuję z nim rozmawiać. Kurde, jak ja nienawidzę Lund.
– No to biedna jesteś – zauważyła Sara, wydmuchując kółka z dymu.
– Świadectwo nie pozwala mi niestety dostać się na Handelshögskolan. A zresztą… dziś się bawimy.
Usiadła prosto i spojrzała na mnie, jakby dopiero mnie zauważyła.
– A ty czym się zajmujesz?
Chrząknęłam. Wypuściłam smużkę dymu z ust. Nie miałam ochoty opowiadać o swoich planach dopiero co poznanej osobie.
– Teraz właściwie niczym.
– Fajnie. Ale będziesz studiować?
Złożyłam papiery w kilku miejscach w Sztokholmie, więc przytaknęłam. Pomyślałam o moim koncie w banku, które topniało w alarmującym tempie.
– Mam taki zamiar. Ale trochę potrwa, zanim dostanę odpowiedź – odparłam.
– Skąd znasz Axela? – spytała ta druga, Sara, i kiwnęła głową w jego stronę.
– Przez Viktora, może go znacie, poznałam go wczoraj w Buddha Bar.
– Spałaś tutaj?
Przytaknęłam.
W milczeniu wypaliły papierosy i poszły.
– Julia i Viktor byli kiedyś parą – wyjaśnił Axel.
– Co znaczy „kiedyś”?
– Jakieś trzy miesiące temu. Dziś widzą się po raz pierwszy, odkąd wróciła z Lund.
Julia i Sara poszły z nami do Buddha Bar. Trzymały się blisko Viktora i cały czas patrzyły na mnie z niechęcią. Im więcej piłam, tym bardziej mnie to złościło.
Viktor zrobił sobie małą przerwę w puszczaniu płyt i podszedł do mnie i Axela. Objęłam go, patrząc w zwężone oczy Julii. Pocałował mnie, ugryzłam go lekko w dolną wargę. Kiedy przyszła pora wrócić do kabiny didżeja, spytał, czy mogłabym mu potowarzyszyć. Obejmował mnie ramieniem w pasie, kiedy przedzieraliśmy się przez tłum. Powoli nam szło, bo ciągle ktoś go zatrzymywał. W końcu dotarliśmy. Viktor nałożył słuchawki, poruszył kilkoma suwakami i zaczął się kiwać w takt muzyki.
Ja też. Potem chwyciłam jego rękę i włożyłam sobie pod sukienkę, między nogi. Byłam bez majtek.
– Pójdziesz ze mną do domu? – spytał.
– Owszem, a chcesz?
Jego spojrzenie wystarczyło za odpowiedź.
– I co będziemy robić? – spytałam, drażniąc się z nim.
Zaśmiał się i zmienił melodię.
Ogarnęło mnie wspaniałe uczucie. Jestem wolna. Mogę robić, co chcę, i być, kim chcę. Bez przeszłości, która paskudziła wszystko wokół mnie i we mnie. Bez tych wszystkich ludzi, którzy mnie ściągali w dół. Powoli, kawałek po kawałku, zamieniałam się w kogoś innego.
Spojrzałam z góry na tańczących, zamknęłam oczy i przypomniałam sobie