Złota klatka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Złota klatka - Camilla Lackberg страница 7

Złota klatka - Camilla Lackberg Thriller psychologiczny

Скачать книгу

mój i tylko mój. Z dala dochodziła muzyka z sali tanecznej, lustro na ścianie wibrowało do taktu.

      Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy mi jeszcze zjaśniały, byłam opalona i czułam się świeżo. Miałam wrażenie, że wyglądam poważniej niż zaledwie tydzień temu. Dziewczyna stojąca przy umywalce skierowała różowy pojemnik ze sprejem na swoją fryzurę i nacisnęła. Zakłuło mnie w nosie, bo zapach był słodki, ale stanowił przyjemny kontrast z wonią potu, wódki i ubrań przesiąkniętych dymem.

      Drzwi za mną otworzyły się, na sekundę zrobiło się głośniej.

      Poczułam puknięcie w ramię i odwróciłam się. Mignęła mi Julia, a potem poleciał na mnie drink. Kawałek lodu trafił mnie w czoło, spadł na podłogę i poleciał dalej. Zaszczypały mnie oczy, zamrugałam ze zdumienia i z bólu.

      – Co ty robisz, do cholery? – krzyknęłam, cofając się.

      – Prowincjonalna kurewka – powiedziała Julia, odwróciła się na pięcie i wyszła.

      Kilka innych dziewczyn zaśmiało się. Wytarłam się papierowym ręcznikiem. Odbierałam upokorzenie całym ciałem, jakby opadł mnie rój insektów. Poczułam się jak dawna ja. Ta, która się kuliła, chowała w cieniu, uginając się pod ciężarem nazbyt wielu tajemnic.

      A potem się wyprostowałam i spojrzałam w lustro. Nigdy więcej.

      Tydzień później dostałam pocztą zawiadomienie, że zostałam przyjęta do Handelshögskolan. Skserowałam je, odszukałam adres Julii, kupiłam kopertę i włożyłam odbitkę razem ze zdjęciem, które Viktor i ja zrobiliśmy sobie przy użyciu samowyzwalacza; ja na czworakach, Viktor za mną, na twarzy miał grymas rozkoszy. Wrzucając kopertę do skrzynki na listy w domu Julii, miałam w głowie tylko jedną myśl. Nigdy więcej nie dam się nikomu upokorzyć.

      Miesiąc później, przy rejestrowaniu się na uczelni, podałam, że mam na imię Faye, było to moje drugie imię, po autorce ulubionej książki mojej mamy. Matylda przestała istnieć.

      Z tyłu za Faye przemknął pospiesznie kelner, pewnie do któregoś z brzuchatych gości siedzących kilka stolików dalej. Do tego rodzaju mężczyzn zawsze kelnerom jest spieszno. Właściwie nic dziwnego, zważywszy na to, że wszyscy wyglądali, jakby od zawału dzieliła ich zaledwie jedna porcja Biff Rydberg8.

      Spojrzała na Alice, która właśnie usiadła naprzeciw niej. Poznała ją przy tej samej okazji co inne kobiety z tego samego towarzystwa, które określała jako gęsi, bo ich głównym zadaniem było znoszenie jaj dla swoich mężów. Miały rodzić spadkobierców, a potem trząść się nad nimi, osłaniając skrzydłami udrapowanymi w ciuchy od Gucciego. Kiedy w końcu dzieci szły do starannie wybranych przedszkoli, należało rozwinąć jakieś zainteresowania, chodzić na jogę, na manikiur, wydawać kolacje, pilnować sprzątaczek i długiego szeregu niań. Dbać o wagę, a najlepiej, żeby w ogóle nie było tego tematu. I jeszcze żeby zawsze być w seksualnej gotowości. A najważniejsze: nauczyć się zamykać oczy, ilekroć mąż wraca z późnej „służbowej kolacji” z koszulą niestarannie wsuniętą do spodni.

      Początkowo szydziła z nich. Z luk w wykształceniu i kompletnego braku zainteresowania tym, co naprawdę ważne w życiu, z tego, że ich ambicje nie sięgały dalej niż do ostatniego modelu torebki Rockstud od Valentino i decyzji, czy na ferie zimowe wyjechać do Sankt Moritz czy na Malediwy. Jednak Jack chciał, żeby „utrzymywała z nimi dobre stosunki”. Zwłaszcza z Alice, która była żoną Henrika. Dlatego spotykała się z nimi regularnie.

      Faye i Alice nie żywiły do siebie szczególnej sympatii, ale chcąc nie chcąc, były ze sobą związane poprzez firmę swoich mężów. Poprzez „ich niezwykłą przyjaźń”, jak się kiedyś wyraziła pewna gazeta biznesowa.

      Alice Bergendahl miała dwadzieścia dziewięć lat, czyli była trzy lata młodsza od Faye. Miała wydatne kości policzkowe, talię jak u dziesięciolatki, a nogi jak jakaś pieprzona Heidi Klum na szczudłach. W dodatku urodziła dwoje pięknych, udanych dzieci. Pewnie z uśmiechem na ustach podczas całego porodu. A między bólami przypuszczalnie robiła na drutach czapeczkę dla tego cudu, który rozerwał jej pachnącą mufkę na dwie idealne części. Alice Bergendahl była bowiem nie tylko piękna, dziewczęca, szczupła i pachnąca, ale jeszcze kreatywna i towarzyska, organizowała zachwycające imprezki, na które wszystkie gęsi przyprowadzały swoich mężów. W przeciwnym razie trafiłyby na czarną listę Alice, co dla sztokholmskich lepszych sfer było czymś w rodzaju Guantanamo.

      Alice przyprowadziła do Riche jeszcze jedną długonogą kobietę, o imieniu Iris, żonę finansisty Jespera, który zajmował się tradingiem. Na razie był golcem, ale podobno dobrze rokował, a Iris została przyjęta do towarzystwa Alice na coś w rodzaju okresu próbnego do momentu, gdy sukces Jespera stanie się faktem. Jej los miał się zapewne rozstrzygnąć w ciągu paru miesięcy.

      Zamówiły sałatki – oczywiście po pół, nie po całej – i po kieliszku cavy. Jadły drobnymi kęskami i uśmiechały się do siebie, opowiadając o swoich dzieciach. Był to jedyny temat ich rozmów. Oczywiście oprócz mężów.

      – Jesper wziął urlop na ferie wielkanocne – powiedziała Iris. – Wyobrażacie sobie? Jesteśmy cztery lata po ślubie i nigdy w ciągu roku nie miał dłuższego urlopu jak tydzień. A parę dni temu przychodzi i robi mi niespodziankę, że jedziemy na Seszele.

      Faye poczuła ukłucie zazdrości. Pomógł łyk cavy.

      – To wspaniale – zauważyła.

      A w duchu zastanawiała się, jaki Jesper ma powód, aby w ten sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia.

      Restauracja była pełna. Turystów sadzano przy oknach, cieszyli się, że w ogóle znalazło się dla nich jakieś miejsce. Pod wieloma stołami stały torby pełne zakupów. Przybierali obojętne miny, ale rozglądali się między jednym kęsem a drugim, otwierając szeroko oczy, kiedy dostrzegli jakąś ważną osobę, i szeptali porozumiewawczo; byli pod wielkim wrażeniem obecnych w restauracji prezenterów telewizyjnych, artystów i polityków. Jednak ludzi prawdziwej władzy nie rozpoznawali. Tych, którzy za kulisami pociągają za sznurki. Chociaż akurat Faye wiedziała dokładnie, kim są.

      – Seszele są naprawdę cudowne – odezwała się Alice. – Takie egzotyczne. Pytanie, jak sobie tam radzą z bezpieczeństwem. Było tam trochę… problemów.

      – Czy Seszele są na Bliskim Wschodzie? – spytała niepewnie Iris, wodząc po talerzu kawałkiem awokado.

      Faye wypiła łyk cavy, żeby powstrzymać śmiech.

      – No gdzieś w tamtej okolicy? Pewnie jest tam ISIS i cała reszta.

      Alice skrzywiła się lekko, bo Faye, słysząc to, aż zabulgotała.

      – Nie, no na pewno jest tam spokój – ciągnęła Iris, teraz wodząc po talerzu połówką jajka. – Jesper nie narażałby na żadne ryzyko mnie i małego Orvara.

      Małego Orvara? Jak można dać dziecku imię odpowiednie raczej dla osiemnastowiecznego pirata chorego na syfilis? Z drugiej strony musiała przyznać, że Julienne też jest pretensjonalne. Ale tak chciał Jack. Mówił, że ładnie brzmi i sprawdzi się

Скачать книгу


<p>8</p>

Biff Rydberg − drobno krojona polędwica podsmażana z cebulą i ziemniakami, podawana z żółtkiem.