Po piśmie. Jacek Dukaj
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Po piśmie - Jacek Dukaj страница 12
Cóż począć z japońską przyszłością? Walczyć z nią? Dostosowywać się do niej? Próbuje się rozmaitych rozwiązań. Robotyzacja pozwala zastępować ludzkich pracowników maszynami. Na razie Japonia zamiast sprowadzać obcych kulturowo robotników, eksportuje do ich krajów całe fabryki; to działa, dopóki japoński model stanowi wyjątek, a nie normę. Roboty mają rozwiązać także problem opieki nad starcami.
Japończycy jako pierwsi budują społeczeństwo i gospodarkę na normalizacji dyskomfortu kontaktu człowieka z człowiekiem. Ojczyzna hikikomori, pokoleń nie opuszczających pokoju i całe życie prowadzących przez Sieć, zna subtelności egzystencjalnych pułapek technologii, które my dopiero na zimno rachujemy. Blisko połowa trzydziestolatków oraz młodszych Japończyków i Japonek nie uprawia i nigdy nie uprawiała seksu z drugim człowiekiem, w kontakcie fizycznym. Od dekad panująca w Kraju Kwitnącej Wiśni gospodarcza stagnacja wydaje się jedynie odbiciem stagnacji znacznie głębszej. A problem setek tysięcy stulatków, których ktoś przecież musi utrzymywać – demograficzną metaforą długu duchowego.
Wszyscy będziemy stuletnimi Japończykami, ledwo przekroczywszy próg przedszkola.
Jak długo człowiek musi pracować? Tak długo, jak długo nie wymyśli sposobów, by pracowano za niego – potem Homo sapiens tylko „siedzi i patrzy na pracę”. Lubi ją mieć przy sobie. Żeby serce nie pękło z żalu.
Postęp w wydajności pracy oraz w jej technologiach oznacza, iż coraz mniejszym nakładem sił (energii wprowadzanej do systemu) uzyskujemy coraz lepsze, coraz tańsze i coraz liczniejsze produkty (materialne lub niematerialne dobra wyprowadzane z systemu).
Człowiek może pracować na dwa sposoby:
(1) wydatkując energię wewnątrz systemu;
(2) kierując działaniem systemu z zewnątrz.
Odpowiada to symbolicznemu podziałowi na pracę na hardwarze i softwarze. Czyli pracę na fizycznych obiektach: materii ożywionej i nieożywionej, której przekształcenia wymagają wkładu energii, oraz pracę nad przepisami pracy na hardwarze: żeby cokolwiek zrobić z materią, trzeba wiedzieć, jak, gdzie i kiedy to zrobić.
Wiele profesji składa w sobie te sposoby w różnych proporcjach. Górnik czy kamieniarz jest niemal wyłącznie biologiczną maszyną do pracy na fizycznych obiektach. Ale już na przykład elektryk czy hydraulik dokłada do tego wysiłku szczególną wiedzę o sposobach obsługi materii. Praca w korporacjach, kancelariach prawnych, firmach konsultingowych itp. jest zaś niemal wyłącznie pracą na softwarze. Papiery, komputery, biura i cała reszta jedynie wspomagają obróbkę informacji.
Im bardziej rozwinięty kraj, tym większa część jego dochodu pochodzi z tzw. trzeciego sektora: usług, kreatywności, nauki. Bezpośrednia praca na materii nie tylko w coraz mniejszym stopniu angażuje człowieka, ale jest coraz mniej warta. Wykonuje się jej więcej niż kiedykolwiek w dziejach ludzkości, lecz jest tak tania, łatwa i naturalnie wtopiona w środowisko (wioząca nas winda też wykonuje pracę), że znika nam ze świadomości.
Robotnik kopiący doły wykopie skończoną liczbę dołów na godzinę. Najwięksi stachanowscy bohaterowie pracy uderzali w barierę biologicznych ograniczeń Homo sapiens.
Projektant maszyn do kopania dołów może dzięki usprawnieniu tej technologii zwiększyć wydajność dziesięcio-, stu-, tysiąckrotnie, jedną myślą wpływając na efektywność kopania dołów na całym świecie; nie ma ograniczeń.
Człowiek kopiący doły ma przed sobą jeden konkretny dół do wykopania. Człowiek oddający się pracy nad techne wcale niekoniecznie musi zajmować się kopaniem dołów jako takim. Może projektować maszyny do ich kopania (drugi poziom). Może projektować narzędzia do projektowania maszyn do kopania dołów (trzeci poziom). Może usprawniać metody zarządzania zespołami projektantów narzędzi do projektowania maszyn do kopania dołów (czwarty poziom). Może pisać piosenki lub rysować komiksy – tworzyć środowisko kulturowe, podnoszące kreatywność zarówno projektantów maszyn do kopania dołów, projektantów narzędzi do projektowania maszyn do kopania dołów, jak i usprawniaczy metod zarządzania zespołami projektantów narzędzi do projektowania maszyn do kopania dołów (piąty poziom).
Za obezludnianie pracy typu pierwszego odpowiada proces robotyzacji. Maszyny pracujące na materii robią to taniej, szybciej, sprawniej i są łatwiejsze do sterowania (programowania).
Za obezludnianie pracy typu drugiego odpowiada proces komputeryzacji. Programy komputerowe wypierają z rynku umysły ludzi oferujące te same usługi „dostarczania i obróbki informacji”. Następuje to stopniowo, począwszy od poziomu pierwszego powyższej hierarchii.
Uznajemy dziś już za naturalne, że na pozycji narzędzia pośredniczącego między pracą fizyczną a jej projektowaniem i zarządzaniem nią niemal zawsze występuje program komputerowy. Programy w istocie zastąpiły całą rzeszę pracowników umysłowych tworzących bazę mieszczaństwa XIX wieku: klerków, urzędników, buchalterów, pisarzy (w użytkowym znaczeniu tego słowa), sekretarzy, tłumaczy, referentów, kancelistów. Czytelnicy wielkich powieści XIX-wiecznych odnajdują na ich kartach panoramy losów „ludzi-arkuszy kalkulacyjnych”, „ludzi-edytorów tekstu”. Dziś często nawet nie rozpoznajemy nazw owych profesji. Bartleby, jedna z najsłynniejszych postaci XIX-wiecznej fikcji, był a scrivener, skrybą.
Że praca typu pierwszego prędzej czy później do reszty oddzieli się od człowieka, mało kto wątpi. Obrazy całkowicie bezludnych fabryk Elona Muska czy karawan ciężarówek bez choćby kabiny dla kierowcy przemawiają silniej niż analizy akademickie. Akceptujemy tę nieuchronność. Kulturowo już ją zaakceptowaliśmy.
Wielka wątpliwość zawisła nad pracą typu drugiego. Czy myślenie programów okaże się rzeczywiście aż tak tańsze, szybsze, sprawniejsze i łatwiejsze w zarządzaniu od myślenia ludzi? Czy każdy rodzaj twórczej pracy odnajdzie się równie dobrze w procesorach innych niż mózg człowieka? Czy można zdać prawną i moralną odpowiedzialność za decyzje o losie ludzkim na byty pozaludzkie?
Cóż, jak dotąd nie natrafiono tu na żadną granicę absolutną. W istocie co roku programy wchodzą w dziedziny, które przez wieki uważaliśmy za tak „ludzkie”, że według nich definiowaliśmy człowieczeństwo.
W trzecim sektorze gospodarki mieści się cała gama prac nieskalowalnych, związanych z kontaktem człowieka z człowiekiem. Kluczowe znaczenie dla wartości oferowanej tu usługi ma sam fakt, że dostarcza ją człowiek. To w tych dziedzinach upatruje się zazwyczaj ratunku dla pracy człowieka; tam mamy wszyscy ujść ze swymi karierami, pensjami, profesjami, przegnani przez maszyny i programy.
Chodzi tu o funkcje w rodzaju opiekunki, opiekuna dzieci (dziecko rozwija osobowość przez obcowanie z role models), trenera personalnego (i podobne formy relacji mistrz–uczeń), przewodnika duchowego (na przykład ksiądz spowiednik), terapeuty, hostessy, prostytutki, polityka, rzecznika, dowódcy.
Łączy je ich geneza: komercjalizacja ról wypełnianych w naturalnym środowisku społecznym i rodzinnym bezpłatnie. Płaci się tu za zadzierzgnięcie związku z innym człowiekiem, choćby chwilowego i powierzchownego. Nie brzmi już bynajmniej jak
26
Toshimasa Sone, Naoki Nakaya, Kaori Ohmori, Taichi Shimazu,