Sebastian Bergman. Michael Hjorth

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 20

Sebastian Bergman - Michael Hjorth Czarna Seria

Скачать книгу

dobry, Vanja Lithner, Krajowy Wydział Zabójstw – przedstawiła się i uniosła legitymację policyjną. – Czy mogę zadać panu kilka pytań?

      – Oczywiście – odpowiedział mężczyzna, ale dzielił uwagę pomiędzy Vanję a dobiegający z mieszkania płacz dziecka, który stawał się coraz bardziej natarczywy. – Proszę wejść, proszę. Myślałem, że znów zaśnie… – dodał, gestem zaprosił ją do środka i poszedł w głąb mieszkania. Po chwili rozległ się odgłos otwieranych drzwi i płacz zrobił się wyraźniejszy, a mężczyzna zaczął przemawiać spokojnym tonem. Vanja weszła, zamknęła za sobą drzwi wejściowe i przecisnęła się obok wózka stojącego w przedpokoju. Na wprost znajdował się pokój. Za uchylonymi drzwiami dostrzegła niepościelone podwójne łóżko. Skręciła w lewo i znalazła się w salonie. Była tam szara sofa, a przy niej okrągły stolik z półką, wykonany z jakiegoś ciemnego drewna. Przy krótszym boku stołu stał pojedynczy fotel z podnóżkiem. Na jasnych, niedawno odmalowanych ścianach wisiały obrazy, które zostały wybrane dlatego, że się komuś podobały, a nie ze względu na wartość. Mieszkanie było raczej zabałaganione – po podłodze walały się zabawki, a przy ścianie pod oknem stała zabawkowa kuchenka. W tym domu się mieszkało. Panował w nim przytulny chaos. Vanji przypadło to do gustu.

      – Proszę, proszę. – Mężczyzna wskazał sofę, gdy wrócił z pokoju sąsiadującego z salonem. Vanja domyśliła się, że to sypialnia dziecka, bo mężczyzna trzymał na rękach zaspanego chłopczyka w pieluszce i ze smoczkiem w buzi, ubranego w T-shirt.

      Vanja pomachała do niego. Chłopiec potarł oko wierzchem dłoni, szybko odwrócił głowę i przycisnął twarz do zarośniętej szyi taty. Vanja usiadła i spojrzała w stronę kuchni. Mężczyzna wyjął słoiczek z jedzeniem, odkręcił pokrywkę i wstawił go do mikrofalówki. Kiedy posiłek się podgrzewał, nalał wody do kubka niekapka i wręczył go chłopcu. Ten zaczął łapczywie pić. Mężczyzna odwrócił się do Vanji z nagłym sceptycyzmem w oczach.

      Uderzyła ją myśl, że Jonathan byłby dobrym tatą. Mogliby tak żyć. Rozmawiali o tym. O dziecku. Głównie w żartach, ale nie całkiem. To było jak naturalny krok, który bardzo chciała poczynić z Jonathanem. W przyszłym roku kończyła trzydzieści pięć lat.

      – Mogę poznać pańskie nazwisko? – zapytała.

      Mężczyzna akurat układał śliniak, głęboki plastikowy talerzyk i zieloną plastikową łyżeczkę na stoliku przed fotelikiem chłopca.

      – Oj, przepraszam. Mów mi Pierre. A to jest Grim – odparł i skinął głową w stronę trzymanego na ramieniu synka. Mikrofalówka zadźwięczała, Pierre otworzył drzwiczki, wyjął słoiczek i postawił go na blacie. Podszedł do fotelika i usadowił w nim Grima. Chłopczyk natychmiast zaczął kwilić i wyciągał rączki ku górze, żeby znów wziąć go na ręce.

      – Tak, tak, tak, zaczekaj chwilę, zaraz zobaczysz… – Pierre wziął do ręki słoiczek, usiadł przy stole obok Grima, przełożył zawartość łyżeczką na talerz, zamieszał i trochę podmuchał, założył Grimowi śliniak, na koniec wetknął zieloną plastikową łyżeczkę w papkę i podsunął talerzyk Grimowi. Ten zaczął nabierać jedzenie i wkładać je do ust ze zmiennym powodzeniem. Vanja domyślała się, że Pierre nie po raz pierwszy jest w domu z synkiem.

      – Twoja sąsiadka, Rebecca – zaczęła, kiedy sytuacja wydawała się opanowana, a Pierre był w stanie dzielić uwagę pomiędzy nią a syna. – Od jak dawna tu mieszka?

      – Nie orientuję się. My od dwóch i pół roku, a kiedy się wprowadziliśmy, już tu była.

      – Czyli nie znasz jej zbyt dobrze?

      – W ogóle jej nie znam. Hopsa… – Pierre szybko się nachylił i skierował rękę z pełną łyżką z powrotem nad stół, bo Grim wyraźnie miał zamiar rozpocząć żywiołowe dyrygowanie. – Była trochę dziwaczna.

      – Jak to?

      – Nigdy się nie witała, mamrotała tylko do siebie, na nic się nie zgadzała, prawie jej nie widywaliśmy.

      Pierre wziął do ręki łyżeczkę, którą wykładał papkę, zebrał to, co wylądowało na śliniaku, i położył z powrotem na talerzu. – Wydawało jej się, że jest obserwowana.

      – Przez kogo? – spytała Vanja i mocniej się wyprostowała na sofie.

      – Nie wiem. Chyba sama do końca nie wiedziała, ale o to chodziło w tej całej aferze z czujnikami przeciwpożarowymi.

      Vanja wstała z sofy, podeszła do stołu, wysunęła krzesło i usiadła. Grim patrzył na nią wielkimi oczami, z łyżeczką w buzi.

      – Opowiedz mi o tym – rzekła.

      Było już późne popołudnie, kiedy Billy, Vanja i Ursula dotarli do Uppsali. Vanja pokazała, gdzie Billy może zaparkować samochód, upewniła się, że dostali karty umożliwiające wstęp i otwarcie drzwi, i pojechała z nimi na poziom ósmy. Otworzyła drzwi na wydział, który opuściła zaledwie dwanaście godzin wcześniej. Carlos i Sebastian siedzieli przy biurkach. Obaj podnieśli wzrok. Vanja posłała krótkie, ostre spojrzenie Sebastianowi i zwróciła się do Carlosa.

      – To Billy i Ursula, koledzy z Krajowego Wydziału Zabójstw – oznajmiła.

      Carlos wstał i podszedł do nowo przybyłych.

      – Carlos Rojas, witam. – Podali sobie ręce, a potem Carlos odwrócił się do biurek przy oknach. – Ja siedzę tam, a Sebastian tam. – Wskazał. – Domyślam się, że Vanja znów zajmie miejsce w głębi, ale poza tym możecie siadać, jak wam wygodnie. Po hasła, dane logowania i takie tam wystarczy się zgłosić do mnie.

      – Dzięki – odpowiedzieli równocześnie Billy i Ursula, po czym się rozdzielili w małym pomieszczeniu. Billy zajął biurko najdalej od okna, a Ursula to naprzeciwko Sebastiana. Uśmiechnęła się do niego, siadając, ale on skupiał uwagę na kim innym.

      Na Vanji.

      Ma się rozumieć.

      Wstał z krzesła i podszedł do niej.

      – Cześć – zaczął. Usiłował robić wrażenie tak otwartego i skruszonego, jak tylko było to możliwe. Co prawda nie zaszczyciła go choćby jednym spojrzeniem, ale i tak. – Wiem, że sobie nie życzyłaś mojej obecności – kontynuował cicho.

      – A mimo to jesteś – odparła, przecisnęła się obok niego i poszła na swoje dawne miejsce.

      Sebastian poczuł wahanie. Wcześniej, kiedy przyszedł do niego Torkel, zapytał o Vanję i usłyszał, że zamierzała wrócić. Nie czekała na to z utęsknieniem, ale zamierzała się dostosować. Sebastian nie bardzo wiedział, co to dokładnie znaczy. Pewnie próby unikania go za wszelką cenę.

      Zrozumiałe. Ale nie mógł na to pozwolić.

      Potrzebował jej.

      Otrzymał ostatnią szansę, by wszystko naprawić. Tym razem nie zamierzał się wygłupić.

Скачать книгу