Nóż. Jo Nesbo
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nóż - Jo Nesbo страница 7
– Tam, gdzie będę mógł dzień święty święcić.
– Masz kamyki powbijane w podeszwy, więc podnoś nogi, kiedy będziesz szedł po moim parkiecie.
Harry maszerował Grønlandsleiret w stronę dwóch knajp, Olympen i Pigalle. Nie były to jego ulubione miejsca, w których serwowano alkohol, ale za to najbliższe. Na głównej arterii dzielnicy Grønland panował tak mały ruch, że Harry mógł przejść na czerwonym świetle, sprawdzając jednocześnie telefon. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Alexandry, ale zrezygnował. Nie miał do tego nerwów. W historii połączeń zobaczył, że wczoraj między szóstą a ósmą usiłował sześć razy zadzwonić do Rakel. Zadrżał. Połączenia odrzucone. Czasami język nowych technologii bywał bezlitośnie precyzyjny.
W momencie wejścia na chodnik po drugiej stronie ulicy poczuł nagły ból w piersi, a serce przyspieszyło, jakby zgubiło gdzieś sprężynkę kontrolującą tempo. Ból minął, ledwie Harry zdążył pomyśleć o zawale. I o tym, że nie byłoby to najgorsze wyjście. Ukłucie w sercu. Osunięcie się na kolana. Uderzenie czołem o asfalt. The End. Kilka dni picia w tym tempie i wcale nie będzie to aż tak nierealne. Ruszył dalej. Całej tej sytuacji towarzyszył kolejny przebłysk. Zobaczył teraz więcej niż rano. Ale i to uciekło, jak sen po obudzeniu.
Zatrzymał się przed drzwiami Olympen i zajrzał do środka. W jednej z najbardziej zapyziałych knajp w Oslo kilka lat temu przeprowadzono remont, i to tak gruntowny, że Harry się zawahał. Obrzucił wzrokiem nową klientelę siedzącą w środku. Mieszanka hipsterów i bardziej elegancko ubranych par, lecz również rodziny z małymi dziećmi, cierpiące na brak czasu, ale cieszące się na tyle dobrą sytuacją finansową, że mogą sobie pozwolić na niedzielny obiad w restauracji.
Na próbę wsunął rękę do kieszeni. Znalazł dwustukoronowy banknot, ale i coś jeszcze. Klucz. Nie jego własny – do mieszkania, w którym doszło do rodzinnego zabójstwa. Borggata na Tøyen. Nie bardzo wiedział, dlaczego poprosił o klucz w sprawie, która już była rozwiązana. Ale dzięki temu mógł mieć miejsce zdarzenia tylko dla siebie. I to wyłącznie dla siebie, ponieważ drugi z przydzielonych do tej sprawy śledczych, tak zwany techniczny, Truls Berntsen, nie zamierzał kiwnąć palcem. O przyjęciu Trulsa Berntsena do Wydziału Zabójstw nie zdecydowały, łagodnie mówiąc, względy merytoryczne, lecz protekcja przyjaciela z dzieciństwa, byłego komendanta okręgowego policji, a obecnie ministra sprawiedliwości Mikaela Bellmana. Truls Berntsen do niczego się nie nadawał, więc Katrine zawarła z nim niepisaną umowę, że będzie się trzymał z dala od śledztw, a koncentrował na parzeniu kawy i prostych pracach biurowych – w praktyce oznaczało to pasjanse i Tetris. Kawa nie była lepsza niż dawniej, ale ostatnio zdarzało się, że w Tetris Truls pokonywał Harry’ego. Prawdę powiedziawszy, stanowili dość żałosną parę, kiedy tak siedzieli we dwóch na końcu otwartej przestrzeni biurowej, rozdzieleni półtorametrową spróchniałą ścianką na kółkach.
Harry jeszcze raz zajrzał do lokalu. Dostrzegł wolny boks obok rodziny z małym dzieckiem, usadowionej tuż przy oknie. W tym samym momencie chłopczyk przy stole go zauważył, zaśmiał się i zaczął na niego pokazywać. Siedzący tyłem ojciec odwrócił się, a Harry odruchowo cofnął się o krok w ciemność. Stamtąd zobaczył w lustrze odbicie własnej twarzy, bladej i pomarszczonej, nakładającej się na odbicie buzi chłopczyka. Przypłynęło skądś wspomnienie. Dziadek i on jako chłopiec. Letnie wakacje i rodzinny obiad w Romsdalen. On sam śmiejący się z dziadka. Rodzice ze zmartwionymi minami. Dziadek był pijany.
Harry znów dotknął klucza. Borggata. Pięć, sześć minut piechotą.
Wyjął telefon. Sprawdził połączenia. Zadzwonił. Czekając, przyglądał się knykciom prawej ręki. Ból już mijał, co oznaczało, że nie uderzał bardzo mocno. Ale to oczywiste, że dziewiczy nos wielbiciela Davida Graya nie miał zbyt dużej tolerancji i od razu trysnął krwią.
– Tak, Harry?
– „Tak, Harry”?
– Jem obiad.
– Okej, będę się streszczał. Możesz po obiedzie się ze mną spotkać?
– Nie.
– Błędna odpowiedź. Próbuj jeszcze raz.
– Tak?
– Trafione. Borggata pięć. Zadzwoń do mnie, kiedy tam dotrzesz. Zejdę i otworzę.
Usłyszał głębokie westchnienie psychologa Stålego Aune, jego wieloletniego przyjaciela i eksperta, z którego pomocy stale korzystał Wydział Zabójstw.
– Czyli to nie jest po prostu zaproszenie do baru, za które będę musiał zapłacić, a ty najzwyczajniej w świecie jesteś trzeźwy?
– Czy kiedykolwiek pozwoliłem ci płacić? – Harry wyjął z kieszeni paczkę cameli.
– Miałeś zwyczaj zarówno brania rachunków na siebie, jak i pamiętania. Ale alkohol zżera i twoje finanse, i pamięć. Wiesz o tym?
– Tak. Chodzi o to zabójstwo żony przez męża. Nożem i…
– Czytałem o tym.
Harry wsunął papierosa do ust.
– Przyjdziesz?
Usłyszał kolejne głębokie westchnienie.
– Jeśli to chociaż na kilka godzin oderwie cię od butelki.
– Świetnie – powiedział Harry, rozłączył się i schował telefon do kieszeni kurtki. Zapalił papierosa. Głęboko się zaciągnął. Stał odwrócony plecami do zamkniętych drzwi knajpy. Zdążyłby wypić piwo i dotrzeć na Borggata przed Aunem. Ze środka sączyła się muzyka. Wyznanie miłości z autotune’a. Wszedł na jezdnię i przepraszającym gestem wysunął rękę w stronę hamującego samochodu.
Za starą fasadą dzielnicy robotniczej na Borggata kryły się nowo wybudowane mieszkania z jasnymi pokojami, otwartymi kuchniami, nowoczesnymi łazienkami i balkonami wychodzącymi na tylne podwórze. Harry traktował to jako ostrzeżenie, że również Tøyen doczeka się rewitalizacji, cena za metr kwadratowy wzrośnie jak nadmuchana, mieszkańców się wymieni, a społeczny status dzielnicy wzrośnie. Prowadzone przez imigrantów sklepy spożywcze i niewielkie bary ustąpią miejsca klubom fitness i hipsterskim restauracjom.
Psycholog, siedzący na jednym z dwóch prostych drewnianych krzeseł, które Harry wyciągnął na środek jasnego parkietu, najwyraźniej nie czuł się komfortowo. Harry przypuszczał, że mogło to wynikać z dysproporcji między wielkością krzesła a rozmiarami cierpiącego na nadwagę Stålego. W dodatku szkła małych okrągłych okularków psychologa wciąż były zaparowane, ponieważ niechętnie zrezygnował z windy i usiłując dotrzymać Harry’emu kroku, wspiął się na drugie piętro. Uczucie dyskomfortu mogła też wywoływać kałuża krwi, która rozciągała się między nimi jak zakrzepła czarna pieczęć. W pewne letnie wakacje, kiedy Harry był jeszcze mały, jego dziadek powiedział, że nie da się zjeść pieniędzy. Harry po przyjściu do swojego pokoju wziął pięciokoronówkę, którą dostał od dziadka, i podjął taką próbę. Pamiętał lód