Winny jest zawsze mąż. Michele Campbell

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Winny jest zawsze mąż - Michele Campbell страница 4

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Winny jest zawsze mąż - Michele  Campbell

Скачать книгу

Jenny zabrali śmierdzącą kanapę i wstawili komplet obity jaskraworóżowym zamszem: dwuosobową sofę i fotel. Kate natychmiast oznajmiła, że meble wyglądają „burżujsko”, ale wylegiwała się na nich całe popołudnie w kusej piżamie, z papierowym kubkiem cappuccino z kafejki Hemingwaya opartym na odsłoniętym brzuchu, gadając przez wspólny telefon z jakimś chłopakiem z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, poznanym w szkole z internatem. (Boże, jakież kosmiczne rachunki nabijała ta dziewczyna! Pewnie trzeba będzie to z niej ściągnąć, ale przecież nie dało się na nią gniewać). Wszystkie trzy powinny przygotowywać się do wyjścia, lecz Aubrey nie miała ochoty nawet kiwnąć palcem. W zasadzie wszystkie czuły się tak samo – przytłoczone upałem i skąpane w pomarańczoworóżowym blasku zachodzącego słońca wpadającym przez świetlik w dachu.

      – Niech ci będzie – powiedziała Kate.

      Westchnęła i zdmuchnęła zapałkę. Aubrey podziwiała delikatne dłonie Kate. Na nierówno przyciętych paznokciach połyskiwał błękitny lakier, a po wewnętrznej stronie nadgarstka wytatuowane były drobne gwiazdki.

      – Przez całe liceum nie wpakowałam się w kłopoty i teraz też nie zamierzam – oznajmiła Jenny.

      Ale w jej głosie nie było słychać wrogości. Wszystkie były ospałe i z przyjemnością powylegiwałyby się i poplotkowały. Zanosiło się na burzę, ale jeszcze nie padało, a przez okno napływało ciężkie, wilgotne powietrze.

      – Tak z czystej ciekawości: jak w ogóle ktoś miałby nas przyłapać? – spytała Kate.

      – Wentylator nie usuwa zapachu, a w dodatku wydmuchuje go na korytarz. Nie osądzam cię. Pal sobie, jak chcesz, ale jeżeli będziesz to robiła tutaj i opiekunka roku coś wyczuje, ja też będę miała problemy.

      – Ta Azjatka? Nigdy by nas nie wsypała.

      – A co ma do rzeczy to, że jest Azjatką?

      – Nic. To jakaś zwykła dziewczyna po biochemii. Mogłabym doprowadzić do cofnięcia jej stypendium, gdyby tylko krzywo na mnie spojrzała. Nie rozumiesz, że mieszkając ze mną, jesteś pod ochroną? – rzekła Kate.

      – Nie chcę takiej ochrony. Nie podoba mi się to.

      – Patrzcie, jaka idealistka – wycedziła Kate.

      – Hej, jest po ósmej – powiedziała Aubrey. – Nie powinnyśmy już wychodzić?

      Miały za sobą cztery beznadziejne dni obowiązkowych zajęć adaptacyjnych dla pierwszoroczniaków – wycieczki integracyjne, prelekcje o molestowaniu seksualnym i zajęcia informatyczne, na których uczyły się korzystać z Carly – bibliotecznej bazy danych. Co wieczór zapewniano im pizzę, koncerty różnych zespołów i wizyty w innych akademikach i klubach. Ale dziś zaczęła się prawdziwa rozpusta: pierwsze imprezy w bractwach. Aleja Bractw będzie rozświetlona jak Times Square i pełna umięśnionych studentów z wyższych lat, polujących na delikatne ciała nowych studentek.

      – O ile Panienka Wzór Wszelkich Cnót w ogóle zamierza z nami iść – w głosie Kate mimo wszystko pobrzmiewała nuta sympatii.

      – Zastanawiam się nad tym – odparła Jenny.

      Aubrey usiadła i sięgnęła po trampki.

      – O nie – zatrzymała ją Kate. – Tylko kujony przychodzą tak wcześnie. Poza tym trzeźwa nie pójdziesz. Przynajmniej jeśli zamierzasz pójść ze mną. Tam, skąd pochodzę, najpierw robimy rozgrzewkę. Zaczekaj chwilę.

      Wstała i popędziła do swojego pokoju.

      – Zapisałaś się już na zajęcia? – spytała zdawkowo Jenny, przypatrując się swoim paznokciom.

      – Myślałam, że mamy czas do końca przyszłego tygodnia – odparła Aubrey, zapadając się z powrotem w sofę.

      – Jeśli chcesz chodzić na coś obleganego, to nie – powiedziała Jenny. – Na takich zajęciach szybko kończą się miejsca. Powiedz mi, nad którymi się zastanawiasz, a ja ci powiem, czy masz się czym przejmować.

      – Nie wiem. Może malarstwo renesansowe. Albo literatura outsiderska, podobno profesor jest naprawdę niesamowity. Aha, jeszcze francuskie kino Nowej Fali albo religie Wschodu. Jest tego całe mnóstwo.

      Jenny zmarszczyła brwi.

      – A co ty chcesz robić po takich zajęciach?

      Kate wróciła z butelką tequili i trzema papierowymi kubkami.

      – Jakich zajęciach? – zapytała.

      – Aubrey zastanawia się nad malarstwem renesansowym i paroma innymi kijowymi przedmiotami – odparła Jenny z uśmiechem.

      – Kijowymi? – powtórzyła Kate i roześmiała się. – Jesteś niemożliwa.

      – Twierdzisz, że to mało praktyczne zajęcia – powiedziała Aubrey. – Rozumiem, ale po co miałabym przyjeżdżać do Carlisle, jeśli nie dla przedmiotów, które mnie inspirują?

      – Hmm, żeby potem dostać pracę? – rzuciła Jenny.

      – Nuuuda – skomentowała Kate.

      – Powiedziała dziewczyna z funduszem powierniczym – odgryzła się Jenny.

      – Jenny Vego, daję słowo: jesteś do mnie uprzedzona, ale wybaczam ci. Hej, mam pomysł. Ja też pójdę na malarstwo renesansowe, Aubrey. A w ferie przyjedziesz do Nowego Jorku i pójdziemy do Metropolitan Museum pooglądać obrazy z krwi i kości – oznajmiła Kate.

      – To obrazy mają krew i kości? – spytała Aubrey.

      – Akty mają.

      Roześmiały się, zadowolone z udanego żartu. Kate nalała po solidnej porcji tequili do każdego kubka, a w dusznym powietrzu rozszedł się orzeźwiający, ostry zapach alkoholu. Jenny skrzywiła się, kiedy go poczuła, jednak Kate uznała to za reakcję na swoje zaproszenie.

      – Nie bądź zazdrosna, ty też możesz przyjechać do Nowego Jorku – rzekła, wciskając jej kubek w ręce. – Muszę cię jakoś wyluzować, taką mam misję. Kiedy będziesz już wystarczająco narąbana, rozejrzymy się za kimś, kogo będziesz mogła zaliczyć.

      Jenny parsknęła śmiechem i przewróciła oczami, ale wzięła kubek. Na świetlik zaczęły padać ciężkie krople, wstała więc, żeby go zamknąć. Przez następną godzinę piły tequilę i się malowały. A raczej Jenny i Kate malowały Aubrey. Brakowało jej babskiego genu. Nigdy nie lubiła chodzić na zakupy, nie interesowały jej kosmetyki, nie znała sztuczek, dzięki którym dziewczyny podobają się chłopcom. Los obdarzył ją wysokim wzrostem, smukłą figurą i regularnymi rysami twarzy, ale sama uważała się za szarą myszkę. Brwi i rzęsy miała tak jasne, że niemal niewidoczne, włosy cienkie, a do tego nieśmiały sposób bycia. Współlokatorki postanowiły ją odmienić. Posłuszna ich wskazówkom otworzyła szeroko oczy, wciągnęła policzki i zrobiła dzióbek. Łaskotanie pędzli i zapach alkoholu w ciepłych oddechach koleżanek sprawiły, że całe to doświadczenie

Скачать книгу