Krwawa Róża. Nicholas Eames

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krwawa Róża - Nicholas Eames страница 16

Krwawa Róża - Nicholas  Eames Fantasy

Скачать книгу

pracując w Narożniku. To tutaj odbywały się całonocne imprezy po występach na arenie Wąwozu. To tutaj spotykali się najemnicy, bogacze, kupcy – generalnie każdy, kto był na tyle sprytny, by przekraść się przez znudzonych wartowników pilnujących ustawionych w koło wozów. Branigan i Tiamax opowiadali jej nieraz, po tym jak już się ożłopali i zmieszali nawzajem z błotem, o zabawach i swawolach, które zazwyczaj rezerwowano dla górnych pięter najwykwintniejszych lupanarów.

      Krótko mówiąc, na zewnątrz trwała najlepsza impreza Ardburga.

      A jej tam nie było!

      Pam usiadła, jęcząc z bólu rozsadzającego czaszkę. Odczekała chwilę, by wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Należąca do Baśni forteca na kółkach wyglądała równie imponująco od wewnątrz, jak od zewnątrz. Z tyłu mieściła się w pełni wyposażona kuchnia, obok był salon ze sporym, dobrze zaopatrzonym barkiem, wygodnymi sofami i sporym paleniskiem z kamiennym kominem i całą resztą.

      Nieco dalej rozstawiono prycze należące do Brune’a, Cory i Roderyka, a także – od tego ranka – do Pam. Na skotłowanym łożu szamana piętrzył się stos futer, natomiast Tuszowiedźma sypiała na czarnej satynowej pościeli, mając do dyspozycji gamę wygodnych poduszek. Pryczę promotora, stojącą naprzeciw legowiska Pam, pokrywała gruba warstwa brudnej słomy, niepasujących do siebie skarpet i opróżnionych flaszek.

      No, może nie do końca opróżnionych. Dziewczyna dostrzegła obok pryczy butelkę zawierającą półprzezroczysty płyn bursztynowej barwy, który – miała taką nadzieję – okaże się przyzwoitą whisky.

      Róża i Bezchmurny dzielili sypialnię ulokowaną na samym przedzie wozu. Ponieważ drzwi do niej stały otworem, Pam widziała za nimi jakieś światełko. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie wejść tam i nie pomyszkować, ale w końcu uznała, że lepiej tego nie robić. Rozsądniej było przyłączyć się do zabawy.

      Wstała, krzywiąc się mocno, gdy deska pod jej stopą zaskrzypiała, po czym ruszyła w stronę drzwi. Przy następnym kroku przewróciła flaszkę stojącą obok posłania Roderyka, a ta potoczyła się przejściem, rozlewając po podłodze swoją zawartość.

      – Pam? – zawołała gdzieś zza jej pleców Róża. – Chodź tutaj. Niech ci się przyjrzę.

      Dziewczyna będąca teraz bardem grupy obróciła się i weszła za uchylone drzwi, popychając je lekko.

      Bezchmurny leżał na łożu nakryty prześcieradłem do pasa. Pam wstrzymała na moment oddech, widząc sińce zdobiące jego jasną złotawą skórę. Prawy bark miał obdarty do żywego mięsa, a połowę twarzy w głębokich zadrapaniach. Klatka piersiowa druina unosiła się ciężko i opadała w rytm wolnego oddechu.

      Siedząca na zydlu obok posłania Róża uśmiechnęła się do wchodzącej Pam.

      – Jak się czujesz?

      – Dziękuję, dobrze. – Dziewczyna wskazała głową leżącego. – Czy on… Czy on wydobrzeje?

      – Tak. Choć nie dzięki mnie. – Otarła mokrą szmatką pot z czoła rannego. – Słuchaj, Pam. To, co dzisiaj zrobiłaś, było…

      – …nierozsądne. Tak, wiem.

      – Bardzo nierozsądne – przyznała Róża.

      – I głupie – dodała dziewczyna.

      – Bez dwóch zdań – zgodziła się liderka.

      – Bo ja to w sumie głupia jestem.

      Twarz najemniczki przepołowił szeroki uśmiech.

      – Skoro tak, idealnie do nas pasujesz. – Uniosła rękę, zanim Pam zdążyła zwymyślać się jeszcze bardziej. – A poważniej mówiąc… To, co dzisiaj zrobiłaś, było aktem wielkiej odwagi. Dziękuję.

      Na ten komplement Pam zaczerwieniła się jak spód czajnika postawionego na rozpalonym piecu. Przełknęła głośno ślinę, żeby para nie trysnęła jej z uszu.

      – Ojciec mnie zabije, jeśli się o tym dowie.

      – Dowie się o wszystkim, tego akurat jestem pewna – rzuciła Róża. – Cały Ardburg rozprawia dzisiaj wyłącznie o bardzie z łukiem.

      Przez dłuższą chwilę Pam milczała, gapiąc się bezmyślnie na świecę, którą Róża ustawiła na komodzie obok drzwi. W końcu odważyła się zapytać:

      – Czy ja naprawdę go zabiłam?

      Najemniczka zanurzyła szmatkę w misce stojącej u jej stóp.

      – Cyklopa? Nie, nie zabiłaś go. Ja poderżnęłam mu gardło.

      Pam nie wiedziała, czy powinna poczuć z tego powodu ulgę czy raczej zawód.

      – Chybiłam zatem.

      – Zależy, w co chciałaś trafić – stwierdziła Róża, wskazując bandaż opasujący jej prawe udo.

      Pam potrzebowała chwili, by zrozumieć.

      – Nie…

      – Tak.

      – Trafiłam ciebie?

      – Trafiłaś mnie – potwierdziła najemniczka. – Ale marnie ci poszło. Krwawiłam mocniej po wyjęciu drzazgi.

      – Postrzeliłam cię… postrzeliłam… – powtarzała oszołomiona Pam. Zdumienie stłumiło nawet ból głowy.

      Róża wyżęła szmatkę.

      – Mów, co chcesz, ale pięćdziesiąt tysięcy widzów z Wąwozu i tak umrze w przekonaniu, że ubiłaś cyklopa jedną strzałą.

      Po tych słowach zapadła cisza. Para pijaków przeszła pod oknem sypialni, bełkotliwie śpiewając. Jeden zatrzymał się na moment, by ulżyć sobie pod ścianą Reduty Buntowników, a potem potruchtał za oddalającym się przyjacielem. Pam również zbierała się do wyjścia, gdy kolejne słowa najemniczki osadziły ją w miejscu.

      – Mało brakowało, a doprowadziłabym dzisiaj do jego śmierci – oznajmiła, przykładając szmatkę do czoła Bezchmurnego. – Byłam zbyt niezdarna. Nieodpowiedzialna. Powinniśmy uderzyć na bestię pospołu, ale ja chciałam pokonać ją w pojedynkę. Naraziłam tym członków grupy i omal nie straciłam barda. – Zaśmiała się ponuro. – Tatuś nie byłby ze mnie dumny.

      – Byłaś nieustraszona – zaprotestowała Pam.

      – Nieustraszona? – Głos najemniczki stał się nagle ostry jak klinga sztyletu. Podniosła głowę, ale jej oczu nie było widać spod nasrożonych brwi. – Nie, Pam. Bałam się jak diabli.

      Bezchmurny poruszył się na łożu. Wymamrotał ciąg melodyjnych słów w języku, który Pam wzięła za druiński.

      Róża pogładziła pokrytym odciskami palcem futerko na jednym z długich uszu.

      – Powinnaś

Скачать книгу