Krwawa Róża. Nicholas Eames

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krwawa Róża - Nicholas Eames страница 24

Krwawa Róża - Nicholas  Eames Fantasy

Скачать книгу

w Leśnym Brodzie zwano Histerium. Była o wiele mniejsza od Wąwozu, ale uformowano ją w kształt czarki i zbudowano wyłącznie z metalu, przez co dla kogoś na kacu – jak Pam – wydawała się przeraźliwie głośna. Każdy okrzyk i każde stąpnięcie dobiegające spoza zbrojowni rozłupywały jej czaszkę nie gorzej niż solidny cios toporem. Żołądek wciąż miała pełen ogromnych ilości piwa, wina, whisky i donoszonej przez Roderyka kukurydzianki – a każdy z tych napitków rywalizował teraz w jej trzewiach o pierwszeństwo w powrocie do ust.

      Brune przyszedł ostatni. Oczy miał podkrążone, jakby ktoś mu je popodbijał, a na ustach szkarłatną pręgę, która – Pam miała taką nadzieję – była pozostałością po czyimś makijażu. Na brudne ciuchy narzucił luźny skórzany kubrak i kiedy wtaczał się do pomieszczenia zbrojowni, podpierał się glewią jak laską.

      Cora uniosła przekłutą kością brew.

      – Ciężka noc, Brune?

      – Brutalna nawet – wycharczał.

      – To na pewno twoje odzienie?

      – Teraz już tak.

      – A gdzie masz drugi but? – zainteresowała się Pam.

      Brune poruszył nerwowo palcami bosej stopy.

      – Tam, gdzie go zostawiłem – odparł obronnym tonem. – Czy ktoś ma może…

      – Łap! – Roderyk podał mu bukłak, który szaman błyskawicznie opróżnił, po czym otarłszy usta wierzchem dłoni, raźniej spojrzał na świat.

      – Co się stało? – zapytała Róża, westchnąwszy głośno.

      Szaman podrapał się po brodzie. W jego oczach pojawił się nawiedzony blask, który przemknął jak chmura przez tarczę księżyca.

      – Nie pamiętam.

      – Skrzywdziłeś kogoś? – zaciekawił się Bezchmurny, nie odrywając wzroku od kamiennej monety, którą obracał w palcach.

      – Nie… nie pamiętam – powtórzył vargyr z taką miną, jakby zaraz miał się rozpłakać. – Aczkolwiek nie sądzę.

      Róża przygryzła dolną wargę jak hazardzistka, która zastanawia się, co lepiej obstawić: gniew czy współczucie.

      – Oszczędzaj się dzisiaj – poradziła. – Jestem pewna, że reszta z nas da sobie radę. Chmura? Cora?

      – Damy radę – zapewnił druin.

      Tuszowiedźma trąciła szamana w żebra, ale delikatnie.

      – Zatem będzie jak zwykle?

      Brune zmusił się do pokornego uśmiechu.

      – Dzięki – mruknął, po czym jeszcze cichszym głosem dodał, rzucając gdzieś w przestrzeń: – Przepraszam.

      – Nie ma za co – powiedziała Róża. – A teraz wybijmy potwory, zadowólmy ludzi i spieprzajmy stąd w podskokach.

      – Dopiero co przyjechaliście – odezwała się kobieta zstępująca po schodach – i już kombinujecie, jak się stąd ulotnić!

      Opatulona w drogie futra zarządczyni Histerium miała srogą minę. Włosy, splecione w gruby warkocz, sięgały jej aż do pasa. Na udzie w ozdobionej klejnotami pochwie spoczywał krótki miecz, a polerowane stalowe obręcze, które zdobiły ramiona, były powszechnymi wśród kaskarskiej szlachty symbolami dumy i bogactwa.

      Róża odpowiedziała uśmiechem, który nie sięgnął jednak jej oczu.

      – Witaj, Jeka.

      – Krwawa Róża… – Kobiety uścisnęły sobie przedramiona. – Cieszę się, że przyjechałaś. Zastanawiałam się, czy nie zerwiesz kontraktu i nie wyruszysz przeciw hordzie razem z resztą najemników północy.

      – Zobaczysz jedną hordę, to jakbyś widziała je wszystkie – ucięła najemniczka. – A Baśń nigdy nie łamie danego słowa.

      Jeka pochyliła głowę.

      – Miło mi to słyszeć.

      Bezchmurny zerknął w stronę uchylonych wrót prowadzących na arenę.

      – Kto tam teraz jest?

      – Faceci bez hełmów – odparła zarządczyni.

      – Tyle to sami widzimy – zaśmiała się Cora. – Jemu chodziło o to, jak nazywa się ta grupa.

      – Faceci Bez Hełmów – powtórzyła Jeka. – To naprawdę gówniana nazwa, ale co zrobić, skoro zdecydowali się ją przyjąć.

      Pam podeszła krok bliżej wrót areny. Ujrzała za nimi trzech mężczyzn walczących z sinu – gibkimi, lisowatymi stworzeniami uzbrojonymi w drewniane pałki. Czwarty z najemników leżał na ziemi, krwawiąc obficie po tym, jak – o ironio – został zdzielony w łeb. Na oczach dziewczyny jeden z sinu sparował atak mieczem, po czym wgryzł się w nadgarstek przeciwnika.

      – Zostaną Facetami Bez Dłoni, jeśli tak dalej pójdzie – zażartował Bezchmurny, co Cora skwitowała aprobującym chichotem.

      Jeka także podeszła do bramy, by rzucić okiem na walkę.

      – Pieprzeni amatorzy – zaklęła. Pam zakładała, że uwaga ta dotyczy najemników, których bestie zagnały już pod przeciwległą ścianę areny. – Na Czwórcę Świętą! Dobrze, że kazałam odurzyć te kreatury, gdyby nie to, byłoby już po nich.

      Pam spojrzała z niedowierzaniem na zarządczynię.

      – Odurzyłaś je?

      – A jakże – przyznała Jeka, jakby się tego wcale nie wstydziła. – Te gagatki bez hełmów to dupy, nie najemnicy. Są zbyt zieloni, by stoczyć prawdziwą walkę, w przeciwnym razie pomaszerowaliby na zachód z całą resztą grup.

      – Nie z całą – poprawiła ją półgłosem Cora.

      – Dlatego dodałam sinu co nieco do porannych jaj – kontynuowała Jeka – choć wygląda na to, że powinnam była podwoić dawkę. No proszę.

      Jeden z sinu się zachwiał, a potem chwycił się pazurzastą łapką za głowę. Stojący najbliżej niego najemnik wykorzystał okazję i natychmiast wpakował sztych miecza w trzewia oszołomionego stworzenia. Lisek padł jak ścięty, co rozwścieczyło jego partnera, który zaatakował ze zdwojoną wściekłością, mimo że i w jego żyłach płynęła trucizna.

      Tłum widzów zdawał się nie dostrzegać nagłej niemocy futrzaka. Ludzie przyszli tutaj, by zobaczyć triumf grupy i śmierć bestii. Pragnęli krwi i właśnie ją dostali.

      – Często to robisz? – zapytała Pam. – Mówię o odurzaniu potworów.

      Zarządczyni

Скачать книгу