Krwawa Róża. Nicholas Eames

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krwawa Róża - Nicholas Eames страница 6

Krwawa Róża - Nicholas  Eames Fantasy

Скачать книгу

druina. – Nie zapominajcie, że to córka Tucka i Lily.

      – Masz na myśli Tucka Hashforda? – Brune był pod wrażeniem. – Powiadają o nim, że swego czasu był nieustraszony. A każdy z nas ma przecież w sobie co nieco z ojca. Bogowie świadkiem, że ja mam.

      – I z matki – wtrąciła kobieta, której głosu Pam nie rozpoznała. – Ale czy ona chce z nami iść? Zapytaliście ją o to?

      Chcesz, zapewnił Pam głosik w głowie.

      – Chcę… – wycharczała, po czym usiadła i natychmiast tego pożałowała. Gwar wypełniający Narożnik wydał się jej tak nieznośny, jakby zapakowano ją na łódź pełną wystraszonych kotów. Wokół niej stało czworo członków Baśni. Branigan przyklęknął u jej boku. – Chcę z wami iść – powtórzyła pewniejszym tonem. – Ale… dokąd my… idziemy?

      – W pewne zimne miejsce – odpowiedziała kobieta, która nie była Różą.

      Przyglądała się Pam z taką miną, jakby przed momentem znalazła ją przyklejoną do podeszwy swojego buta.

      W odróżnieniu od muskularnej najemniczki Tuszowiedźma była szczupła i wiotka. Nosiła długą tunikę z rozcięciem aż do biodra i wysokie czarne buciory wyposażone w więcej sprzączek niż kaftan, którym pęta się szaleńców. Czarne włosy Cora miała na tyle długie, że mogła je wiązać z tyłu głowy, lecz to nie przeszkodziło jej w wygoleniu boków czerepu. W uszy powtykała sobie kościane ozdoby, podobna zdobiła jej lewą brew, a w skrzydełku nosa tkwił ćwiek. Porcelanowo blada skóra niemal w całości była pokryta tatuażami. Wzrok Pam przykuł wydziarany tuszem na udzie wizerunek morskiego potwora, którego mackowate ramiona wynurzały się spod tkaniny.

      Cora zauważyła spojrzenie dziewczyny i natychmiast poprawiła tunikę.

      – Widziałaś jakąś z tak bliska? – Kpiący ton sugerował, że nie chodzi jej bynajmniej o wytatuowaną na nodze bestię.

      Pam odwróciła wzrok, mając nadzieję, że wezmą jej rumieniec za skutek niedawnego upadku.

      – Chcecie walczyć z hordą z Brumalu? – zapytała.

      – Nie – zaprzeczyła Róża. – Najpierw musimy dokończyć tournée. Kontrakt w Marchii Zguby będzie musiał zaczekać na swoją kolej.

      – Nasz ostatni kontrakt – dodał Bezchmurny, wymieniając znaczące spojrzenia z pozostałymi członkami grupy. – Finałowy występ przed zejściem ze sceny.

      Branigan obruszył się na te słowa, jednakże zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Róża pośpiesznie dodała:

      – Powinnam was ostrzec. To, przeciw czemu wyruszymy, jest równie niebezpieczne jak horda, a może nawet niebezpieczniejsze.

      Dla Pam nie było niczego gorszego od wizji pozostania na zawsze w domu i wiecznej harówki w Ardburgu, dopóki jej marzenia się nie rozwieją, a ukryte w piersi serce Wyldu nie uschnie z tęsknoty. Zerknęła w kierunku wujka, a ten skinął zachęcająco głową i właśnie otwierał usta, by zapewnić Bezchmurnego, że nie ma znaczenia, czy ruszą na hordę czy coś od niej straszniejszego, czy nawet wystąpią przeciw samej Matce Mrozu. Jego siostrzenica pójdzie z nimi.

      – Jedna pieśń – uprzedziła Róża.

      Branigan spojrzał na nią pytająco.

      – Co takiego?

      – Niech wejdzie na scenę. – Wsunęła do ust fajeczkę i sięgnęła pod zbroję, by wyjąć krzesiwo. Po chwili gmerania dała sobie spokój i ujęła stojącą na sąsiednim stole świecę. – Wybierz jakąś pieśń i zagraj nam. Przekonaj mnie, że jesteś odpowiednią osobą do tej roboty. Jeśli spodoba mi się to, co usłyszę, gratulacje: zostaniesz nowym bardem Baśni. Jeśli nie… – Wydmuchnęła powoli dym. – Możesz mi przypomnieć, jak cię zwą?

      – Pam.

      – Jeśli nie, miło było cię poznać, Pam.

      Rozdział trzeci

      JEDNA PIEŚŃ

      Około północy ulicami Ardburga przetoczyła się kawalkada sczepionych wozów zaprzęgniętych do żylastych kaskarskich koników. Podwózka nimi była darmowa, korzystali więc z niej wszyscy, zarówno podchmieleni bywalcy tawern, jak i pracujący do późna mieszkańcy, którym nie w smak był długi spacer przy tak marnej pogodzie. Pam wsiadła przy Narożniku, wybierając wóz, który – jak jej się zdawało – powinien być pusty. Myliła się niestety. Na przeciwległej ławie drzemał jeden z miejskich strażników. Na kolanach trzymał hełm, który sądząc po fetorze, wypełniały rzygi. Pomimo przenikliwego zimna Pam została zmuszona do podniesienia bocznej osłony, dzięki czemu smród litościwie się zmniejszył.

      O tak późnej porze miasto zazwyczaj spało, lecz w przeddzień walk na arenie większość ulic tętniła wciąż życiem. Każdą mijaną gospodę rozświetlał blask lamp, a z wnętrza dobiegały hałasy oraz muzyka. Burdele też były oblegane bardziej niż w inne dni, tak więc zza przesłoniętych okien Pam słyszała okrzyki bólu i rozkoszy, często wydawane naprzemiennie przez te same osoby.

      Dostrzegła dwie odziane w czarne szaty kapłanki, które próbowały pochwycić padający śnieg w złożone dłonie.

      – Królowa Zimy rychło przybędzie! – zawołała jedna z nich, ogolona na łyso kobieta, odrzucając kaptur.

      Nie była to wielka niespodzianka. Wyznawcy Matki Mrozu (i towarzyszącej jej wiecznej zimy) spodziewali się przybycia swojej bogini o każdej porze roku. Zdaniem Pam kapłanki te byłyby zaskoczone nie mniej niż wszyscy, gdyby Królowa Zimy faktycznie zdecydowała się któregoś dnia powrócić.

      W końcu chaos miasta pozostał daleko w tyle. Dziewczyna została sam na sam z własnymi myślami i chrapiącym głośno strażnikiem. Nareszcie mogła zadać sobie pytanie, które dręczyło ją od opuszczenia Narożnika.

      – W co ja się, u licha, wpakowałam?

      Pam podeszła do sceny. Niestety nie miała przy sobie żadnego instrumentu. Co to za bard, który nie ma na czym grać?

      Nie jesteś jeszcze bardem, napomniała się w myślach. Jesteś dziewką, która zaraz ośmieszy się na oczach dwu setek ludzi, wliczając w to samą Krwawą Różę.

      Zerknąwszy w stronę balkonu, upewniła się, że najemniczka obserwuje ją uważnie, pykając zapaloną przed chwilą fajeczkę. Bezchmurny stał tuż obok niej, kawałek dalej o poręcz wspierali się Brune i Cora. Wieść, że Baśń chce przesłuchać nowego barda, obiegła tawernę lotem błyskawicy. Gdy gwar cichł z każdym oddechem, Pam zrozumiała w końcu, że ta jedna pieśń może odmienić jej życie, i to na dobre.

      Tera i Tiamax przyglądali się jej zza kontuaru. Arachnianin pomachał jej nawet trzema rękami, wołając:

      – Dasz radę!

      Branigan uciszał klientów siedzących najbliżej sceny, podczas gdy Edwick…

Скачать книгу